Na upadku Wisły Kraków straci cała liga. Rekordowy kontrakt Ekstraklasy zagrożony

Piotr Majchrzak
Spadek Wisły Kraków do I ligi byłby ogromnym problemem nie tylko dla klubu, ale także dla Ekstraklasy i telewizji, bo ostatnio żadna drużyna w momencie relegacji nie przyciągała tylu widzów, co Wisła. Krakowianie są trzecim najchętniej oglądanym zespołem, a przed Ekstraklasą SA przetarg na nowy kontrakt telewizyjny. Teorie spiskowe mówiące o "zleceniu na Wisłę" można włożyć między bajki.

Po ostatnim, szalonym i przegranym 3:4 u siebie meczu z Wisłą Płock, w Krakowie zrobiło się bardzo gorąco. Tym bardziej, że okoliczności porażki były niezwykłe - Wisła, mimo ambitnej pogoni za wynikiem i doprowadzaniu do remisów od stanu 0:2 i 1:3, w ostatniej akcji przegrała spotkanie po rzucie karnym podyktowanym za absurdalne zagranie ręką pomocnika Elvisa Manu. Na cztery kolejki przed końcem krakowianie tracą dwa punkty do miejsca gwarantującego pozostanie w ekstraklasie. Żeby się utrzymać, Wisła potrzebuje zwycięstw. Ale z 11 ostatnich meczów wygrała tylko jeden.

Zobacz wideo Właściciel Wisły Kraków wyznaje. "Trzeba było dokonać tego wcześniej"

Spadek Wisły Kraków oznacza problemy dla wszystkich

Po porażce z Wisłą Płock pozostały też obrazy dotyczące kontrowersji z udziałem sędziów. Jednym z nich był awanturujący się Jakub Błaszczykowski, który już w przerwie kłócił się z sędziami. Wymowne były też słowa trenera Jerzego Brzęczka, który zresztą ostatnio praktycznie na każdej konferencji krytykuje pracę sędziów. Kibice idą dalej i wyciągają kolejne sporne sytuacje z ostatnich meczów, które mają pokazać, że sędziowie "robią wszystko, by klub spadł z ligi". Niektórzy piszą wręcz "o zleceniu na Wisłę Kraków". I owszem, można przyznać im rację, bo sędziowskie decyzje w spotkaniach z Wisłą Płock, a wcześniej Lechem i Legią mogły kosztować krakowian kilka ważnych punktów. Ale szukanie teorii spiskowej mówiącej o tym, że komuś "na górze" zależy na spadku Wisły, jest wyjątkową przesadą.

Krakowska Wisła to - niezależnie od jej słabego w ostatnich sezonach poziomu sportowego - jeden z największych atutów Ekstraklasy. Klub wciąż ma ogromną grupę kibiców, a jej mecze elektryzują widzów. Fakty mówią jasno: Wisła Kraków jest dziś trzecią najchętniej oglądaną drużyną w Ekstraklasie po Legii i Lechu. W tym sezonie jej mecze tylko w Canal+ ogląda średnio 109 tysięcy osób. Tylko Legia, Lech i Wisła przekraczają średnio 100 tysięcy na spotkanie. Rewelacje ligi, Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin, są pod tym względem w tyle.

Słowem, degradacja Wisły oznaczałby zapewne odpływ wielu abonentów Canal+, którzy od kilkunastu lat posiadają pakiety, tylko po to, by śledzić mecze drużyny, w której zakochali się 20 lat temu, w czasach dominacji ekipy prowadzonej przez Henryka Kasperczaka.

Brak Wisły Kraków w ekstraklasie uderzy w telewizję

Warto przy tym pamiętać, że przed spółką Ekstraklasa SA kluczowe miesiące dotyczące przetargu na prawa do transmisji meczów ekstraklasy w najbliższych latach. Obecnie prawa - tak jak przez ostatnie 25 lat - ma Canal+, ale jego umowa z Ekstraklasą obejmuje jeszcze tylko przyszły sezon. A na horyzoncie do przejęcia praw pojawił się nowy rywal.

Chodzi o Nordic Entertainment Group, właściciela platformy streamingowej Viaplay, która w zeszłym roku weszła na polski rynek i chce stanąć do licytacji. Ekstraklasa SA liczy, że kolejny kontrakt może być warty nawet 300 milionów złotych rocznie, czyli o 60 mln więcej niż obecnie. I tu wracamy do Wisły - spadek trzeciej najchętniej oglądanej drużyny, mógłby być dla ligi wizerunkowym problemem. Bez Wisły spółka straciłaby jeden z atutów.

- W sensie pragmatycznym to nie powinien być problem, bo zmienność wyników jest wpisana w sport i w jego atrakcyjność - mówi Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska. - Wiadomo też, że gdyby Wisła spadła, to chciałaby szybko wrócić. W wielu ligach zdarzały się przecież takie sytuacje. Ale z drugiej strony może to być ważnym argumentem negocjacyjnym. Dla mnie to jest ewidentnie kwestia warta poruszenia. Ja osobiście użył bym negocjacyjnie argumentu, że znika zespół z Top 3 oglądalności, ale też istotnie podnoszący ogólne zainteresowanie ligą. Oglądalność to jedno, natomiast samo środowisko kibiców i sympatyków interesujące się Wisłą, to zdecydowanie większy wolumen niż tylko ci oglądający mecze. To by było potencjalne zniknięcie poważnego aktywu - tłumaczy Kita.

I dodaje: - Jeśli Wisła Kraków zniknie z Ekstraklasy i zniknie suma oglądalności, jakie fani niejako wnosili do puli oglądalności ligi, to będzie to poważny ubytek dla szeroko rozumianej telewizji. Utrata istotnego aktywu. Trudno powiedzieć teraz, jak to się odbije na całej lidze i zainteresowaniu. Zależy też, jaki będzie tzw. substytut w Ekstraklasie. Jeśli zakładamy hipotetycznie, że Wisła spadnie, to trzeba się zastanowić, kto się w tej lidze pojawi. Przykładowo, liderująca w I lidze Miedź Legnica nie przyciągnie wielu kibiców, ale już inaczej jest w przypadku Widzewa Łódź, choć ten klub, potencjalny awans akurat mocno sobie skomplikował wtorkową porażką z Koroną Kielce.

Co z rekordowym kontraktem? "Spadek Wisły to ważny argument negocjacyjny"

- Spadek nie miałby wpływu na obecnie obowiązujący kontrakt. Ale oczywiście ten argument może paść ze strony potencjalnych nabywców, którzy będą mogli uważać, że kupują produkt w gorszej jakości - mówi Sebastian Urban, specjalista prawa medialnego. - Z drugiej strony we wszystkich ligach jest tak, że popularne zespoły grają gorzej i spadają z ligi. To dość normalna sytuacja na tym rynku. Wiadomo, że nie deklarujesz kontrahentom, że liga będzie w danym kształcie i z konkretnymi drużynami. Z drugiej strony, bardzo mocno by wzrosła wartość marketingowa pierwszej ligi - zauważa Urban.

Ewentualny spadek Wisły może zachwiać ekosystemem wokół klubu i ligi. Brak tak dużego klubu mógłby również oznaczać znaki zapytania odnośnie sponsorów ligi. - Sądzę, że na ewentualny spadek Wisły może także patrzeć sponsor tytularny rozgrywek. Brak takiego klubu w Ekstraklasie może obniżać jego potencjalnie zyski i korzyści wizerunkowe. A co do praw telewizyjnych, to także musi to być jakiś czynnik. Gdyby spora część kibiców Wisły musiała oglądać I ligę, a nie Ekstraklasę, to moim zdaniem nie ma możliwości, by potencjalni nowi kontrahenci nie brali tego pod uwagę - mówi Cezary Andrzejczyk, wspólnik w firmie doradczej Qualia Advisory.

- Mimo wszystko dla telewizji byłby to poważniejszy problem. Na pewno nie dałoby się przejść nad tym do porządku dziennego, bo z dnia na dzień zniknęłoby istotne aktywo marketingowe i oglądalnościowe. Wręcz "aktywo telemetryczne". Po prostu coś, co przyciąga widzów - dodaje Kita.

Wisła Kraków jak Schalke i Werder Brema?

A czy ewentualna degradacja Wisły może odbić się też na innych klubach? Andrzejczyk: - Wystarczy spojrzeć na to, co wydarzyło się z Schalke pod kątem sportowym i biznesowym. Ten klub teraz powoli się odbudowuje i wiele wskazuje na to, że wróci do Bundesligi już w najbliższym sezonie. Jednak brak dużych piłkarskich firm oczywiście istotnie wpływa na spadek wartości finansowej całej ligi.

- Tutaj chodzi również o to, jak dużą wartość sentymentalną czy kibicowską ma marka danej drużyny. Wiadomo, że np. Schalke to klub z Zagłębia Ruhry, regionu gdzie mieszka ponad 5 mln ludzi i jest tam mnóstwo kibiców piłki nożnej. W przypadku Werderu Brema mówimy zaś o klubie z dużym, strategicznym dla niemieckiej gospodarki sponsorem i zapleczem kibicowskim. Spadek tych drużyn miał wpływ na całą Bundesligę, nie tylko w wymiarze sportowym. I podobnie mogłoby być w przypadku spadku Wisły, choć oczywiście żyjemy w nieco innych realiach, Bundesliga to inny poziom, inna skala.

Niezależnie od perspektywy - Wisła Kraków jest Ekstraklasie potrzebna. Nawet w takiej kondycji, jak obecnie, gdy rozpaczliwie bije się o utrzymanie. Zresztą krakowski klub walczy o nie już od trzech lat i złożyło się na to wiele kwestii. Pomijając już kwestię ratowania klubu w 2019 roku i wyprowadzania go na finansową prostą, to przez ostatnie lata popełniono sporo błędów w pionie sportowym. Sprowadzano coraz słabszych zawodników i coraz gorzej wybierano trenerów. I choć wydawało się, że przed sezonem 2021/2022 Wisła zrobiła wszystko dobrze - zatrudniła dyrektora sportowego Tomasza Pasiecznego i doświadczonego trenera Adriana Gulę, to obu już nie ma w klubie, a Wisłę dogoniły błędy przeszłości.

Dlatego dziś największym problemem Wisły jest ona sama. Jak podaje portal EkstraStats.pl, statystyka xP, czyli "punktów oczekiwanych" jasno mówi, że Wisła powinna mieć na swoim koncie 36 oczek. A ma 29. Tylko Termalica ma większy minus w punktach rzeczywistych i oczekiwanych (-8,53). To oznacza, że Wisła często punkty traci na własne życzenie, wręcz głupio. Traci też więcej bramek niż "powinien". A największa zmorą Wisły są drugie połowy meczów. Bo gdybyśmy wzięli pod uwagę tylko pierwsze 45 minut, to Wisła zajmowałaby ósme miejsce w tabeli.

Początki są zatem dobre, ale końcówki żałosne - kibice z Krakowa mogą mieć tylko nadzieję, że ta prawidłowość nie zostanie zachowana na finiszu walki o utrzymanie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.