Raków cieszył się, jakby już zdobył mistrzostwo. Olbrzymi krok. Nie chodzi o tabelę

Dawid Szymczak
Najpierw asysta jak Luki Modricia, na koniec arcyważny gol Iviego Lopeza. Wielka środa wypadła w ekstraklasie już po Wielkanocy. Na cztery kolejki przed końcem sezonu najbliżej mistrzostwa - tuż przed Lechem Poznań - jest Raków Częstochowa. Z tyłu została Pogoń Szczecin, która znów zawiodła w kluczowym momencie.

Trzech kandydatów do mistrzostwa Polski jednego wieczoru zajęło pozycje przed wybiegnięciem na ostatnią prostą sezonu. Lech pokonał 3:0 Górnik Łęczna, na dwie godziny wysunął się na prowadzenie i obserwował jak w Szczecinie ścigają się Pogoń z Rakowem. Wygrali goście (2:1) i wskoczyli tuż przed Lecha, bo w spotkaniach z nim zdobyli więcej punktów. Jeśli zatem na koniec sezonu będą mieli ich tyle samo, to oni będą mistrzami Polski. 

Zobacz wideo Arabia Saudyjska w teorii najłatwiejszym rywalem Polaków. Ale wcale nie będzie łatwym

Niedoszły trener Legii Warszawa lepszy od przyszłego. "Graliśmy jak Raków. Charakter i heroizm"

I chociaż nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte, to Raków cieszył się po tym zwycięstwie, jakby już zdobył tytuł. Marek Papszun wbiegł na boisko i ściskał Iviego Lopeza, którego trafienie dało zwycięstwo, a po chwili Tomas Petrasek, który popełnił błąd przy golu Kamila Grosickiego, dającym prowadzenie Pogoni, przytulał Papszuna. Obok podskakiwał Mateusz Wdowiak, z zaciśniętą pięścią cieszył się Fran Tudor. Piątki z piłkarzami przybijali też liczni asystenci trenera - w tym odpowiedzialny za obszar mentalny Paweł Frelik. To mecz, który on też może oprawić sobie w ramkę. Raków zwyciężył bowiem w kluczowym starciu, na boisku jednego z dwóch największych rywali, choć przegrywał 0:1 i do przerwy stworzył tylko jedną dobrą okazję do strzelenia gola. - Pokazaliśmy charakter i heroizm - cieszył się po meczu Papszun i przyznał, że pięciu jego piłkarzy zagrało w Szczecinie mimo urazów lub chorób.

Trener Rakowa trafił ze zmianami, bo już w pierwszej akcji po przerwie wprowadzony na boisko Vladislavs Gutkovskis strzelił na 1:1, Wiktor Długosz miał olbrzymi wpływ na przebieg całej drugiej połowy, a wpuszczony kwadrans przed końcem Marcin Cebula asystował przy zwycięskim golu. I chociaż w Rakowie lubią powtarzać, że mają wielu liderów, bo kto inny krzyczy w szatni, kto inny dyryguje zespołem na boisku, a jeszcze kto inny podnosi resztę w trudnych chwilach, to liderem absolutnym jest Ivi Lopez - niezawodny i przerastający umiejętnościami tę ligę. Strzelił dwa gole Legii w Warszawie, dał zwycięstwo przeciwko Lechowi w Poznaniu. I z Pogonią w Szczecinie też był decydujący. Ale w akcji bramkowej na 2:1 nawet bardziej zachwycająca od samego strzału, po którym piłka trafiła tuż pod okienko, była łatwość, z jaką zrobił wszystko przed uderzeniem. Przyjęcie, po którym wciąż kontrolował piłkę, przełożenie piłki, po którym Benedikt Zech został za plecami, wreszcie balans ciałem, po którym rywal miał mętlik w głowie, a on gotową pozycję do oddania strzału. To wszystko nie jest w polskiej lidze standardem.

Po tym golu Pogoń już się nie podniosła. Zespół Kosty Runjaicia, który znakomicie rozwinął się w ostatnich latach i mimo porażki rozgrywa najlepszy sezon za jego kadencji, prawdopodobnie nie doczeka się puenty, bo jest dwa punkty za Lechem i Rakowem, a po sezonie trener odejdzie do Legii Warszawa. Pewnie z poczuciem dobrze wykonanej roboty, ale bez spełnienia. Udało mu się wiele, ale w najważniejszych momentach jego zespół zawodził. W poprzednim sezonie walczył o mistrzostwo z Legią i w kluczowym meczu - już po pół godzinie - przegrywał 0:4. Później przegrał jeszcze 1:3 wicemistrzostwo w meczu z Rakowem. A w tym sezonie stawka była jeszcze większa, bo chodziło o tytuł.

Pod koniec lutego do Szczecina przyjechał Lech i po przerwie rozszarpał Pogoń 3:0. Z Rakowem sytuacja w przerwie była jeszcze lepsza: prowadzenie 1:0, kontrola nad meczem i gwarantowane wsparcie kibiców. Ale już w pierwszej akcji po zmianie stron Pogoń straciła gola. Co gorsza, drugie trafienie Rakowa miało ten sam mianownik, co pierwsze - długie podanie do ofensywnych zawodników. Kamil Drygas, kapitan Pogoni, przyznał po meczu przed kamerami "Canal+", że Runjaić właśnie na takie zagrania ich uczulał. Wiedzieli, a jednak zawiedli. Między Rakowem a Pogonią nie ma przepaści na boisku. Różnice są właściwie minimalne, bo przecież po przerwie gospodarze mieli przynajmniej trzy bardzo dobre okazje do zdobycia drugiej bramki. Ale jest między nimi przepaść psychologiczna. W Rakowie może pochopnie interweniować wślizgiem Petrasek, może się źle ustawić Tudor, ale zespół nie pęka i idzie dalej po swoje. Nie zna presji i w najważniejszych momentach nie zawodzi, dlatego jest jedynym niepokonanym zespołem w ekstraklasie w 2022 r. W Szczecinie zrobił olbrzymi krok w stronę mistrzostwa. Tabela to jedno. Nastawienie i odporność - drugie. Raków ma też nieco mniej wymagających rywali w końcówce. Stąd ta radość po meczu z Pogonią. Najtrudniejsze już za nim.

Lech Poznań i Raków Częstochowa powalczą w tym sezonie o trofea 

O pierwsze miejsce w lidze i o Puchar Polski (finał 2 maja) Raków powalczy z Lechem Poznań, który w środę o godz. 18 zagrał z walczącym o utrzymanie Górnikiem Łęczna. I choć trzy punkty w takim spotkaniu wydawały się formalnością, to nie takie wpadki poznaniacy już zaliczali. Gdy pięć lat temu klub zaprosił kibiców na świętowanie 95 urodzin właśnie na mecz z Łęczną - też zresztą broniącą się wtedy przed spadkiem i na środku obrony mającą środkowego napastnika - wyszła stypa, bo Lech tylko zremisował, a tych punktów zabrakło mu na koniec w walce o mistrzostwo. Ale tym razem już do przerwy wszystko było jasne. Lech prowadził 3:0 po golach Joao Amarala, Jespera Karlstroma i Mikela Ishaka. W drugiej połowie miał jeszcze sytuacje na podwojenie tego wyniku, ale wszystkie zmarnował. 

Nikt w Poznaniu nie śmiał jednak narzekać. Lech z meczu z Górnikiem wycisnął niemal wszystko, co możliwe. Po miesiącu bez gola przełamał się Amaral, a fenomenalną asystę zaliczył Joao Pereira. Niedawno w Lidze Mistrzów w podobny sposób podawał wielki maestro - Luka Modrić. Pierwszego gola w Lechu strzelił też Karlstrom, co może potraktować jako nagrodę za solidną grę przez cały sezon. W końcu trafił też Ishak, dzięki czemu w drugiej połowie Maciej Skorża mógł na dłużej wpuścić zmienników. Zabawa trwała. Nika Kwekweskiri i Barry Douglas strzelali na bramkę nawet z rzutów rożnych, a cały Lech dobił aż do 29 oddanych strzałów. I tylko na brak goli po przerwie kibice Lecha mogli nieco psioczyć. Dopiero późnym wieczorem doszedł im kolejny powód do zmartwień. Zwycięstwo Rakowa w Szczecinie - z perspektywy poznańskiej - było najgorszym wynikiem.

To dlatego, że jeśli na koniec sezonu Raków i Lech będą miały tyle samo punktów, to mistrzowski tytuł pojedzie do Częstochowy. Decydujące będą bowiem wyniki bezpośrednich meczów - jesienią był remis, a na wiosnę wygrał Raków, który ma nie tylko nieco lepszą sytuację w tabeli, ale też nieco łatwiejszy terminarz.  

Terminarz Lecha Poznań:

  • Stal Mielec (dom)
  • Piast Gliwice (wyjazd)
  • Warta Poznań (wyjazd)
  • Zagłębie Lubin (dom) 

Terminarz Rakowa Częstochowa: 

  • Górnik Łęczna (dom)
  • Cracovia (dom)
  • Zagłębie Lubin (wyjazd)
  • Lechia Gdańsk (dom)

Cztery mecze, 12 punktów do zdobycia. 360 minut plus to, co doliczą sędziowie. Mało to i dużo. Raków - trzy mecze u siebie, Lech - po dwa domowe i wyjazdowe. W dodatku oba wyjazdy wymagające - najpierw derby Poznania, później mecz ze świetnie punktującym ostatnio Piastem. Margines błędu jest minimalny, bo Raków zagra ze słabiutkim Górnikiem Łęczna i z niewalczącą już o nic Cracovią. Jedynie wyjazd do Lubina wygląda na potencjalną minę, bo Zagłębie prawdopodobnie będzie wtedy walczyć o utrzymanie. Czas pokaże, czy w ostatniej kolejce Lechia będzie już pewna czwartego miejsca, co może wpłynąć na motywację jej piłkarzy. 

Co jednak najważniejsze - patrząc na dyspozycję Lecha i Rakowa - nie spodziewamy się znanego sprzed lat wyścigu ślimaków. Raczej pasjonującego finiszu, gdzie nawet jedno drobne potknięcie odbierze szanse na zwycięstwo. Czas, start!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.