Legia rozegrała "Mecz o pokój". Niecodzienne obrazki, wyzwiska i bojkot "Żylety"

Bartłomiej Kubiak
Bez kibiców na "Żylecie" i zorganizowanego dopingu. Ale z okrzykami na trybunach wspierającymi Ukrainę, piłkarzy Dynama Kijów i niekoniecznie piłkarzy Legii Warszawa. A do tego od czasu do czasu z wyzwiskami w kierunku Władimira Putina. Tak było we wtorek wieczorem przy Łazienkowskiej, gdzie mistrz Polski rozegrał "Mecz o pokój" z Dynamem Kijów (1:3).

Inaczej niż zwykle było już pod stadionem, gdzie na godzinę przed meczem nie tylko było widać mnóstwo kibiców z ukraińskimi flagami i niekoniecznie z szalikami Legii Warszawa, a do tego wszędzie było słychać język ukraiński. Ale to był właśnie taki mecz, taki wieczór przy Łazienkowskiej, gdzie sport był ważny, ale nie najważniejszy.

Zobacz wideo Ekspert ocenił kluczową kontrowersję z meczu Lech-Legia. "Nie ma usprawiedliwienia"

- Jako klub, drużyna, jednostki zawsze jesteśmy gotowi do tego, aby uczestniczyć w różnych akcjach charytatywnych. Dlatego z chęcią weźmiemy udział w tym wydarzeniu. Będzie to dobra okazja dla zawodników mniej grających - mówił Aleksandar Vuković przed wtorkowym meczem z Dynamem Kijów.

I jak zapowiedział, tak zrobił, bo skład Legii we wtorek był mocno eksperymentalny. I jeszcze mocniej okrojony, bo Vuković na ławce rezerwowych posadził czterech piłkarzy, z czego tylko jednego, który wcześniej zadebiutował w ekstraklsie - środkowego pomocnika Bartłomieja Ciepielę.

Kibice z "Żylety" zbojkotowali spotkanie z Dynamem

- Sporo ludzi jeszcze stoi w korkach, dlatego zachęcam kibiców na trybunie wschodniej, szczególnie tych z górnych sektorów, by przesiedli się bliżej środka boiska. Wtedy oprawa będzie miała lepszy efekt - tłumaczył i zachęcał legijny spiker na kilkanaście minut przed meczem, już po koncercie ukraińskich gwiazd - m.in. Tiny Karol, Julii Saniny, Kateryny Pawłenko - który właśnie skończył się na płycie boiska.

Trybuna wschodnia jeszcze wtedy w połowie była pusta, ale końcu wypełniła się niemal w całości. Przede wszystkim ona - siedzący tam kibice na wejście piłkarzy podnieśli żółte i niebieskie kartony - bo "Żyleta", czyli trybuna najwierniejszych fanów Legii we wtorek była pusta.

To było jasne na długo przed meczem. Już tydzień temu w poniedziałek na Facebooku "Nieznanych Sprawców" - grupy odpowiadającej przy Łazienkowskiej m.in. za oprawy - pojawiło się oświadczenie kibiców Legii, w którym poinformowali, że po rozmowie z kibicami Dynama - skonfliktowanymi z właścicielami swojego klubu Ihorem i Hryhorijem Surkisami, posądzanymi także o prorosyjskie poglądy - nie pojawią się we wtorek na stadionie.

Legia - Dynamo. To nie wynik był najważniejszy

Bez kibiców na "Żylecie" i zorganizowanego dopingu. Ale z okrzykami na trybunach, które wspierały piłkarzy Dynama i niekoniecznie Legii, a do tego od czasu do czasu wyzywały Władimira Putina. Tak było we wtorek wieczorem przy Łazienkowskiej, gdzie mistrz Polski przegrał 1:3. Nikt na trybunach nie był z tego powodu przesadnie smutny, po meczu kibice fetowali zwycięstwo Dynama. To jednak nie wynik i poziom spotkania był tutaj najważniejszy, bo chodziło przede wszystkim o to, by zebrać jak najwięcej pieniędzy na rzecz poszkodowanych wojną w Ukrainie.

- Czuliśmy się tak, jakbyśmy grali na wyjeździe. Dało się odczuć, że na trybunach było dużo więcej kibiców drużyny przyjezdnej. Ale jesteśmy zadowoleni z tego, że ci ludzie mogli przez 90 minut pomyśleć i skupić się na zupełnie innych rzeczach niż na co dzień. Dla moich niektórych piłkarzy - jak Benjamin Verbić [wypożyczony z Dynama] czy Ihor Charatin [Ukrainiec, od września w Legii] - ten mecz też miał bardzo dużą, emocjonalną wartość - powiedział po spotkaniu Vuković.

Dla Dynama to dopiero początek tournee, bo mistrz Ukrainy między kwietniem a czerwcem rozegra serię charytatywnych meczów z drużynami z całej Europy. Już w czwartek zmierzy się z Galatasaray Stambuł.

Więcej o:
Copyright © Agora SA