To był już doliczony czas do drugiej połowy, 91. minuta. Aż tak wiele teraz nie mówi się o tej sytuacji, bo po sobotnim ligowym klasyku dyskutuje się przede wszystkim o niepodyktowanym rzucie karnym dla Lecha. O sytuacji z 95. minuty, kiedy sędzia Damian Sylwestrzak nie odgwizdał ewidentnego zagrania piłki ręką w polu karnym przez Lindsaya Rose'a. Nie zasygnalizowali mu tego także sędziowie VAR - Krzysztof Jakubik oraz Radosław Siejka.
- Nie chcemy takiego VAR-u, bo taki VAR to jest zwykłe wyrzucanie pieniędzy w błoto. To po prostu jedna z najgorszych reakcji sędziowskich w tym sezonie. Tym bardziej że przecież wynik tego meczu może decydować o mistrzostwie Polski - mówi Rafał Rostkowski, były międzynarodowy sędzia, który specjalnie dla Sport.pl ocenia decyzję o niepodyktowaniu rzutu karnego.
Rostkowski zwraca jednak uwagę, że chwilę wcześniej VAR zareagował prawidłowo. Właśnie w 91. minucie, kiedy biegnącego z piłką w kierunku bramki Adriela Ba Louę sfaulował Ihor Charatin. Początkowo sędzia Sylwestrzak pokazał pomocnikowi Legii żółtą kartkę, ale po konsultacji z VAR zmienił decyzję i wyrzucił Charatina z boiska.
- Dobrze, że VAR uratował sędziego w tej sytuacji. To była ewidentna i absolutnie mocno czerwona kartka - mówi Rostkowski, który uważa, że Charatin powinien być zawieszony na więcej niż dwa mecze, jak w takich przypadkach z automatu stanowią przepisy. - To nie był faul taktyczny, a brutalny faul: na Achillesa, z premedytacją. Taki, który zawodnikowi Lecha nawet mógł zakończyć karierę - zwraca uwagę Rostkowski.
- Do tego to był beznadziejnie głupi faul, bo jeśli piłkarz Legii już chciał przerwać akcję przeciwnika, mógł to zrobić na kilka innych sposobów - złapać za koszulkę, ramię, czy podstawić nogę. A co zrobił? Zaatakował korkami Achillesa i to niestety fatalnie świadczy o nim samym i o osobach, którzy przygotowują tego piłkarza do gry. Zachowanie godne napiętnowania, dlatego uważam, że Komisja Ligi powinna piłkarzowi Legii wymierzyć wyjątkowo surową karę. To powinien być jasny sygnał, że jesteśmy wyjątkowo przeciwni takim faulom. Że nie chcemy, by żaden piłkarz ekstraklasy zagrażał zdrowiu i karierze przeciwnika - dodaje Rostkowski.
I dalej tłumaczy: - Właśnie przez takie faule techniczni zawodnicy z zagranicy boją się do nas przychodzić. To nie jest żadna wielka tajemnica, że piłkarze z południa Europy, którzy grają w naszej lidze - Hiszpanie czy Portugalczycy - w prywatnych rozmowach wymieniają się informacjami z zawodnikami z zagranicy, którzy dostają propozycje, by grać w ekstraklasie. I niestety jedną z tych informacji, która często jest powtarzana - oprócz tych pozytywnych, że mamy ładne stadiony, że mecze są fajnie pokazywane, że jak na tę część Europy są dobre lub nawet bardzo dobre zarobki - jest taka, że w Polsce niestety za często gra się w kości, a za rzadko w piłkę. I ten faul tylko to potwierdza, a przy okazji także odstrasza od naszej ligi. Dlatego powtarzam: mam nadzieję, że Komisja Ligi za to bandyckie zagranie piłkarzowi Legii wymierzy naprawdę surową karę, bo dwa mecze dyskwalifikacji to byłoby naprawdę dużo za mało - kończy Rostkowski.
Komisja Ligi zwykle zbiera się w środy. Już w przeszłości ten organ zaostrzał kary sędziów z boiska. Nie tylko za brutalne faule, lecz także za głupie. Jak za faul Artura Boruca z lutowego meczu z Wartą Poznań (0:1), kiedy bramkarz Legii w pozornie niegroźnej sytuacji, bo miał już piłkę w rękach i wyprowadzał akcję, wyleciał z boiska za odepchnięcie rywala.
Boruc przez Komisję Ligi został ukarany trzema meczami dyskwalifikacji. Do bramki Legii już nie wrócił, bo Aleksandar Vuković odstawił go od składu. W przypadku Charatina może to skończyć się podobnie. Z tą różnicą, że trenera Legii wyręczy Komisja Ligi, która może wykluczyć Ukraińca z gry nawet do końca sezonu. W tego typu przypadkach górna granica w przepisach mówi o 10 meczach dyskwalifikacji, a do końca rozgrywek pozostało sześć kolejek.