"Chcę porozmawiać, a nie coś oświadczyć". Waży się przyszłość Boruca w Legii

Bartłomiej Kubiak
- Artur Boruc to legenda Legii, nie pójdę do niego i nie powiem, że stanowisko klubu jest takie i takie. Rozmowa o jego przyszłości wciąż jest przed nami - mówi Jacek Zieliński, dyrektor sportowy Legii Warszawa.

- Byłem umówiony z Arturem Borucem w czwartek rano, ale przełożyliśmy to spotkanie na najbliższe dni. Może spotkamy się w piątek, a może dopiero w poniedziałek. Na pewno będziemy rozmawiać o wielu sprawach, o jego sportowej przyszłości także. Chciałbym, żeby Artur dowiedział się o tym, co myślę. Chciałbym też dowiedzieć się, jak on się na to wszystko zapatruje. Dopiero wtedy mogę publicznie mówić o konkretach, bo to byłoby strasznie nieeleganckie, gdybym teraz wychodził przed szereg - przyznał Jacek Zieliński podczas czwartkowego spotkania z dziennikarzami.

Zobacz wideo Zieliński jako dyrektor odmieni Legię? "Można to nazwać władzą absolutną"

- Ja chcę z nim porozmawiać, a nie mu coś oświadczać - dodał Zieliński. - Artur to legenda Legii, nie pójdę do niego i nie powiem, że stanowisko klubu jest takie i takie. Najpierw chcę się z nim spotkać i podyskutować o tym, czy widzi się tutaj dalej w roli sportowej, niesportowej czy innej. Zapytać, czy sam ma pomysł, jak może się odnaleźć w klubie. Chciałbym z nim szerzej o tym porozmawiać i wyjść mu naprzeciw - zaznaczył dyrektor sportowy Legii.

Zieliński, który na czwartkowym spotkaniu pojawił się wraz z wiceprezesem Marcinem Herrą, pytany był o wiele nazwisk - tych, które przyjdą do Legii, ale też tych, które z niej odejdą. M.in. właśnie o przyszłość Boruca, która wciąż jest niejasna. 42-letniemu bramkarzowi latem wygasa kontrakt. Jeszcze kilka miesięcy temu więcej mówiło się o tym, że Boruc przedłuży umowę o kolejny sezon, ale teraz wydaje się, że właśnie kończy się jego kariera. Przynajmniej przy Łazienkowskiej, gdzie Boruc w ostatnich tygodniach został zupełnie odstawiony od składu przez Aleksandara Vukovicia.

Vuković: Mam lepszą pamięć od kibiców

- Irytują mnie już pytania o Boruca - skrzywił się Vuković po sobotnim meczu z Lechią Gdańsk (2:1). To nie był pierwszy raz, kiedy trener Legii był pytany o Boruca i kiedy drażniły go pytania o nieobecność doświadczonego bramkarza w składzie. Ale to był pierwszy raz, kiedy Vuković publicznie tak dokładnie wyjawił to, o czym mówił półsłówkami w poprzednich tygodniach. Czyli przyczynę, dlaczego Boruc w Legii z bramkarza numer jeden stał się bramkarzem numer trzy, a pewnie nawet cztery. Takim, który nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych.

- Nie licytuję, kto jest pierwszy, drugi, a kto trzeci. Broni ten, który jest lepszy w danym momencie. Ale irytują mnie pytania o Artura, gdy mamy serię zwycięstw. Pamiętam dobrze, a mam lepszą pamięć od kibiców, bo oni pamiętają zwykle od wieczora do rana, że Boruc był naszym podstawowym bramkarzem, ale grał też w meczu z Wartą - przypomniał Vuković po sobotnim meczu z Lechią (2:1).

Boruc na ławce? To nic nie wniesie

To właśnie od lutowego meczu z Wartą zaczęły się kłopoty Boruca. Legia przegrała tamto spotkanie 0:1, kończyła je w dziesiątkę - właśnie bez Boruca, który w 72. minucie wyleciał z boiska za uderzenie i odepchnięcie stopera Warty Dawida Szymonowicza. W pozornie niegroźnej sytuacji, bo Boruc miał już piłkę w rękach i wyprowadzał akcję Legii, jeszcze bardziej osłabił i tak już słaby zespół.

- Jak ktoś uznał zachowanie Boruca za poprawne to... - zwiesił w sobotę głos Vuković i dopiero po chwili przypomniał, że Boruc po meczu z Wartą został ukarany trzema meczami dyskwalifikacji. - Zostaliśmy wtedy z dwoma młodymi bramkarzami i jeden z nich dał radę [Cezary Miszta]. Gdyby nie dał, byłaby wina Vukovicia. Ale dał i nastąpiła pewna zmiana. Czarek zaczął bronić, w międzyczasie pozyskaliśmy Richarda Strebingera i powiedziałem, że nie będę sadzać Artura na ławkę. A nie będę dlatego, bo jest legendą klubu i to nic nie wniesie ani dla niego, ani dla drużyny. Dlatego z Lechią bronił Richard [Miszta przed meczem z Lechią złapał kontuzję] i jak będzie zdrowy, zagra też w kolejnych meczach - zapowiedział Vuković.

I jak zapowiedział, tak zrobił, bo w środę w półfinale Pucharu Polski z Rakowem (0:1) też wystąpił Strebinger, a na ławce rezerwowych Legii drugi mecz z rzędu przesiedział 18-letni bramkarz Maciej Kikolski.

Borucowi został w Legii już tylko mecz pożegnalny?

O tym, że zachowanie Boruca w meczu z Wartą, a może nawet bardziej reakcja po meczu, kiedy Boruc w mediach społecznościowych dalej krytykował sędziego Łukasza Kuźmę, który wyrzucił go z boiska, nie do końca spodobała się trenerowi Legii, mówiło się w klubie od kilku tygodni. W końcu głośno i dobitnie powiedział o tym też sam Vuković. Może nie wprost, ale po meczu z Lechią między wierszami zarzucił Borucowi brak autorefleksji. To, że nie dał dobrego przykładu innym i nie wywiązał się z roli lidera. A już wprost miał mu za złe, że w bardzo trudnym momencie - kiedy Legia była w strefie spadkowej i przegrywała z Wartą 0:1, a mogła 0:2, gdyby Miszta nie obronił rzutu karnego - jeszcze bardziej osłabił zespół.

Vuković od lat powtarza, że najważniejsza dla niego jest drużyna. Że liczy się dla niego ciężka praca, ale też tworzenie jedności - w tych dobrych chwilach, a nawet bardziej w tych złych, kiedy nie idzie. A na razie Legii w miarę idzie, bo odkąd Boruc stracił miejsce w bramce, zespół Vukovicia w lidze zaliczył sześć zwycięstw i dwa remisy. Wygrzebał się ze strefy spadkowej i nie przegrał żadnego spotkania. Do środy, kiedy odpadł w półfinale Pucharu Polski z Rakowem (0:1).

Ten mecz był jednak kluczowy. Sprawił, że Legia w tym sezonie nie powalczy już o żadne trofeum. Straci też sporo pieniędzy, bo tylko za zdobycie Pucharu Polski zarobiłaby 11 mln złotych i do tego zapewniłaby sobie grę w przyszłym sezonie w kwalifikacjach do Ligi Konferencji, czyli kolejne dodatkowe pieniądze.

- Puchar Polski był podstawowym celem, szansą na uratowanie sezonu pod kątem pucharów, trofeum. Ale na tle Rakowa i na jego boisku nie było to łatwe. Mogliśmy wygrać tylko przy bardzo dużym szczęściu. Zazwyczaj jest tak, że wygrywamy mecze, w których jesteśmy lepsi. W środę na pewno nie byliśmy lepsi, więc widzę też w tym przyczynę porażki - powiedział Vuković po meczu z Rakowem.

Przyszłość Vukovicia też jest niejasna. Umowa serbskiego trenera z Legią wygasa w czerwcu i nie jest powiedziane, że zostanie przedłużona. Ale też trudno na ten moment sobie wyobrazić, że gdyby została, to Boruc w Legii rozegra więcej niż jeden mecz - ten pożegnalny, w maju, pewnie w ostatniej kolejce, kiedy zespół Vukovicia zmierzy się u siebie z Cracovią.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.