Wisła Kraków po 26 meczach Ekstraklasy ma na koncie zaledwie 24 punkty i zajmuje dopiero 16. miejsce w ligowej tabeli. "Biała Gwiazda" otwiera grupę spadkową i czeka ją ciężka walka o utrzymanie w elicie. Strata do bezpiecznego miejsca wynosi już bowiem cztery punkty. Sytuacja drużyny prowadzonej przez Jerzego Brzęczka mogła być nieco lepsza, gdyby nie kontrowersyjne rozstrzygnięcie meczu z Lechem Poznań.
Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Liczne grono ekspertów uważa jednak, że Wisła została pozbawiona zwycięstwa. Wszystko przez sytuację z 56. minuty, gdy sędzia Tomasz Kwiatkowski nie uznał bramki zdobytej po rzucie rożnym przez Josepha Colleya. Sędzia po analizie VAR uznał, że w tej sytuacji inny gracz gospodarzy, Zdenek Ondrasek, przeszkadzał bramkarzowi Lecha w skutecznej interwencji i anulował gola.
Ostatecznie Lech Poznań w doliczonym czasie gry zdołał doprowadzić do wyrównania i pozbawić Wisłę kompletu cennych punktów. Wściekłości po ostatnim gwizdku nie kryli trener Jerzy Brzęczek, a także współwłaściciel "Białej Gwiazdy" Jarosław Królewski.
"Warto nazywać rzeczy po imieniu. To jest zwykła, pospolita kradzież, za którą w końcu ktoś powinien zapłacić. Trzeba być kretynem w swoim fachu, aby w takiej sytuacji odwołać gola. Błazenada stosowana. Brawo drużyna za walkę, fani za doping. Walczymy dalej" - napisał Królewski na Twitterze o pracy sędziego Kwiatkowskiego.
Jak informuje "Gazeta Krakowska", Komisja Ligi uznała komentarze Jarosława Królewskiego za niedopuszczalne. Dlatego też nałożyła na współwłaściciela Wisły karę finansową w wysokości pięciu tysięcy złotych. Sędziego, którego błąd wypaczył wynik meczu, nie spotkały natomiast żadne konsekwencje.