Patrząc na nazwy obu zespołów, to był to szlagier. Patrząc na pozycję w tabeli, to było to zwykłe spotkanie kandydata do tytułu z drużyną grającą o utrzymanie w ekstraklasie. To jednak i tak zwiastowało emocje, bo obie ekipy miały o co grać. W przypadku zwycięstwa Lech wróciłby na pozycję lidera ekstraklasy. Natomiast Wisła musiała gonić bezpieczne miejsca w tabeli.
Wiślacy lepiej rozpoczęli to spotkanie. Nie tworzyli groźnych sytuacji, ale nie pozwalali też na nic Lechowi Poznań. Największe zagrożenie stworzyli po stałym fragmencie gry. Po jednej z wrzutek piłkę głową trącił Cisse, a potem jeszcze jeden z obrońców Lecha Poznań. Piłka szczęśliwie dla Lecha tylko minęła słupek bramki strzeżonej przez Filipa Bednarka.
Po pierwszym energetycznym w wykonaniu Wisły kwadransie do głosu zaczął dochodzić Lech. Wisła nie broniła się rozpaczliwie, ale miała coraz większe problemy, żeby wyjść z własnej połowy. Ale to właśnie w drugim kwadransie miała najlepszą sytuację w tym spotkaniu. W 27. minucie po rzucie rożnym z dwóch metrów nogą uderzał Colley, ale piłkę zdołał odbić Bednarek. W odpowiedzi w 30. minucie głową szczęścia próbował Kownacki, ale czujny był Mikołaj Biegański.
W trzecim kwadransie przewaga Lecha jeszcze bardziej wzrosła. Biegański co prawda nie był zatrudniany przez lechitów, ale Wisła coraz głębiej się broniła i miała coraz więcej kłopotów z wyjściem z własnej połowy. Ale ponownie, zupełnie niespodziewanie, to ona miała kolejną sytuację. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłka odbiła się tak, że trafiła do Zdenka Ondraska. Ten uderzył w kierunku dalszego słupka, ale piłka minęła dalszy słupek bramki.
I kiedy wydawało się, że Wisła będzie sobie pluć w brodę przez całą przerwę, to wtedy Poletanović powalczył o piłkę pod polem karnym Lecha. Ta trafiła do Savicia, a ten dograł do Ondraska. Ten z kolei po tym dograniu z lewej strony uderzył wewnętrzną częścią lewej stopy. Piłka poszybowała w kierunku okienka przy dalszym słupku. Obiła się od obramowania i wpadła do bramki, a kibice wpadli w euforię. Końcówka była bardzo chaotyczna, ale też emocjonująca. Lechowi nie udało się jednak wyrównać przed przerwą.
W drugiej połowie Lech od razu ruszył do ataku. Dwa razy w pierwszych pięciu minutach uderzał Kownacki, ale za pierwszym razem przeszkodził mu Colley, za drugim interweniował Biegański. Lech próbował grać szybko i atakował, ale musiał uważać na kontry Wisły. Jedna z nich przyniosła rzut rożny, po którym piłka znalazła się w siatce Lecha, ale po wideoweryfikacji sędzia Kwiatkowski gola anulował. Uznał, że Ondrasek przeszkadzał w polu bramkowym Bednarkowi. Sytuacja była kontrowersyjna - były sędzia ekstraklasy, a obecnie ekspert TVP Sport Marcin Borski uznał, że był to błąd arbitra.
Obraz gry się nie zmieniał. Lech atakował, a Wisła próbowała kontrataków. Jednak największe spustoszenie w polu karnym Lecha siały rzuty rożne wykonywane przez Marko Poletanovicia. Między 67 a 69 minutą Wisła miała aż pięć kornerów! Akurat wtedy nie wykorzystała żadnego. Natomiast Lech najlepsze okazje miał po 80. minucie. Najpierw po rzucie rożnym świetnie w górę wyszedł Marchwiński, ale jego uderzenie głową było minimalnie niecelne. "Setkę" miał za to kilka minut później Mikael Ishak. Z linii piątego metra uderzył nad poprzeczką, a miał przed sobą już tylko Biegańskiego.
Końcówka była dramatyczna. Wisła broniła czasami bardzo umiejętnie. Sędzia doliczył aż siedem minut do drugiej części. I w tej ostatniej zwycięstwo wymknęło się Wiśle z rąk. Ba Loua dograł z lewej strony boiska w pole karne, a tam znalazł się Milić, który piętką skierował piłkę do siatki. Lech tym samym uratował remis w 98. minucie. I wskoczył na drugie miejsce w tabeli.
Remis może bardzo boleć Wisłę, bo w tej kolejce wyniki nie ułożyły się dla niej najlepiej. Śląsk Wrocław, który też uwikłał się w walkę o utrzymanie, wywalczył jeden punkt w meczu z Radomiakiem. Miał jednak sporo szczęścia, bo w samej końcówce Radomiak trafił do siatki, ale gol został anulowany przez VAR. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Z kolei w Białymstoku debiut trenerski w Wiśle Płock zaliczył Pavol Stano. I był to debiut udany. Wisła objęła prowadzenie już w piątej minucie za sprawą Marko Kolara i utrzymała prowadzenie 1:0 do końca.