Upadek "złotego dziecka" polskiej piłki. Nie chciał go żaden klub z ekstraklasy

Dawid Szymczak
Długo miał łatkę "złotego dziecka" polskiej piłki. Ale dzisiaj Jakub Kosecki jest bardziej jak złoty pociąg, bo mało kto w niego wierzy. Od ponad trzech lat nie strzelił gola, przez osiem miesięcy nie miał klubu, latem nie chciał go żaden zespół z ekstraklasy, zimą wylądował w II lidze. Jego upadek nie jest spektakularny, ale powolny i konsekwentny.

Niecałą dekadę temu, gdy Jakub Kosecki zdobywał dwa mistrzostwa i dwa Puchary Polski, jego karierze towarzyszyło pytanie, czy dogoni osiągnięcia ojca, który 69 razy reprezentował Polskę i grał m.in. w Atletico Madryt. Ale od kilku lat można się jedynie zastanawiać, dokąd w ogóle ta kariera zmierza i czy da się ją jeszcze uratować. Wygląda na to, że jeśli nie wyjdzie w Motorze Lublin, będzie po wszystkim.

Zobacz wideo Były król strzelców ekstraklasy zakończy karierę? "Wiele osób namawia mnie, żebym tego nie robił"

Żaden z naszych rozmówców nie spodziewał się, że 31-letni Kosecki, który ma ponad sto meczów w ekstraklasie, trzy mistrzostwa i trzy Puchary Polski, będzie grał w II lidze. Gdzie go sobie wyobrażali? Większość w reprezentacji, przygotowującego się do ostatniego mundialu w karierze, inni wracającego do ekstraklasy po grze w niezłych zagranicznych klubach, niektórzy w egzotycznej lidze, by jeszcze porządnie zarobić. Na takie zakończenie kariery pozwalał jego potencjał. Co zatem poszło nie tak?

O Jakubie Koseckim częściej pisały serwisy plotkarski niż sportowe

Zawsze kusi, by wskazać ten jeden moment, w którym kariera nieźle zapowiadającego się piłkarza, zaczęła się sypać. U Jakuba Koseckiego jest z tym problem. Talent niewątpliwie miał, ale nigdy nie rozpędził się na miarę oczekiwań, które można było mieć, gdy w wieku 22 lat pięć razy zagrał w reprezentacji Polski, strzelił gola San Marino i zdobywał trofea z Legią. Wydawało się wtedy, że lada moment zrobi następny krok. Najpierw jednak nie pozwoliła głowa, a później nogi. Nie pomogło przekonanie o własnej wspaniałości. Drogie samochody oraz ekstrawaganckie ubrania były dowodami sodówki. Kosecki wolał błysnąć na kanapie Kuby Wojewódzkiego niż na boisku. Nawet się nie obejrzał, a częściej pisały o nim serwisy plotkarski niż sportowe.

Za granicą mu nie wyszło. Wejścia do Sandhausen w 2015 r. i Adany Demirspor trzy lata później miał całkiem niezłe. W Niemczech po kilku kolejkach był według ocen "Kickera" najlepszym piłkarzem w całej 2. Bundeslidze, a w Turcji szybko przekonał do siebie kibiców. W obu przypadkach z uderzenia wybiły go kontuzje. Wracał, ale już bez błysku. A że zawsze bazował na dynamice, to nawet krótkie przerwy w treningach wyraźnie wpływały na jego formę. Gdy brakowało mu szybkości, zostawało niewiele atutów. 

Kosecki nie ukrywa, że wybrał się do Turcji głównie po to, by dobrze zarabiać. Życie tam bardzo mu odpowiadało, mimo że sportowa forma nie rosła wraz z sumą na bankowym koncie. Brakowało mu ciągłości. Często zmieniała się kadra, niekiedy w klubie pojawiali się naprawdę dobrzy skrzydłowi, którzy później trafiali do wyższej ligi. Nie pomagały też restrykcje dotyczące liczby obcokrajowców. Do tego Kosecki skarżył się na trenera Ümita Özata, który potrafił odesłać go na trybuny mimo zwyżki formy i dwóch asyst w trzech meczach. Mogło to być bolesne i niezrozumiałe, bo chodziło akurat o spotkanie derbowe z Adanasporem. Ale wciąż mowa tylko o jednym trenerze, a Kosecki miał ich w Turcji aż siedmiu. Z pełnym przekonaniem stawiał na niego tylko dwóch pierwszych - Hakan Kutlu i Yilmaz Vural. Pozostałym trudno się dziwić, bo Polak w 42 meczach strzelił zaledwie jednego gola. Ten gol - z 25 listopada 2018 r. jest ostatnim w jego dotychczasowej karierze.

- Turcja mnie mentalnie wyniszczyła przez te 2,5 roku, jeśli chodzi o podejście ludzi. Okej, pieniądze się zgadzają, klub jest wypłacalny, ale mentalnie to jest miazga. Nie dziwię się, że ludzie tak szybko uciekają z Turcji - stwierdził w rozmowie z serwisem "Meczyki.pl".

Z drugiej strony Kosecki ewidentnie się w Turcji zasiedział. W ostatnim sezonie w tamtejszej lidze - 2020/2021 - zagrał zaledwie w dziewięciu meczach, a mimo to nie palił się do wyjazdu. Przed dołączeniem do Cracovii nie grał przez trzy miesiące, więc pojawił się w Polsce kompletnie bez formy. Za to bardzo spragniony gry, chętny do pracy i pewny siebie. Był absolutnie przekonany, że poradzi sobie w ekstraklasie. 

Plan Koseckiego był prosty. Chciał odbudować się w Cracovii i wrócić do Turcji

Ale już wtedy miał problem ze znalezieniem klubu. Szukał go nie tylko za pośrednictwem swojego niemieckiego agenta, ale też na własną rękę. W dołączeniu do Cracovii miał pomóc mu ojciec - Roman Kosecki. Jakub mógł podpisać dłuższą umowę - półtoraroczną, taką nawet doradzał mu ówczesny trener Michał Probierz, ale on sam zdecydował, że kontrakt ma obowiązywać tylko przez pół roku - do czerwca 2021. Jaki w tym sens? Kosecki zakładał, że w ekstraklasie szybko się odbuduje. W klubie przekonywał, że potrzebuje 2-3 tygodni wspólnych treningów z zespołem, by wrócić do formy. Uważał, że jedna dobra runda w Polsce wystarczy, by znalazł nowy klub w Turcji. Narzekał co prawda na traktowanie w Demirsporze, ale rodzina była bardzo zadowolona z życia w Adanie i nawet gdy Kosecki wrócił do Polski, została jeszcze jakiś czas w Turcji.

Kosecki zdecydowanie się jednak przeliczył. Wbrew przekonaniu - nie zdołał podbić ekstraklasy. Zaangażowania mu nie brakowało, ale w powrocie do formy nie pomogło zachorowanie na koronawirusa. Później uwagę od boiska odciągały problemy zdrowotne dziecka i żony, którzy również ciężko przeszli covid. Skończyło się tak, że Kosecki zagrał raptem w ośmiu meczach ekstraklasy i raz w Pucharze Polski. Łącznie 363 minuty. Nie strzelił w tym czasie gola ani przy żadnym nie asystował. Gołym okiem było widać zaległości w treningach. Co jasne, gdy kontrakt wygasł, telefon milczał. Brakowało propozycji i z Turcji, i z Polski.

Żaden klub z ekstraklasy nie chciał Jakuba Koseckiego

Kosecki znów szukał klubu na własną rękę, wykorzystując własne znajomości, a agenci - niezależnie od działań piłkarza - proponowali go niemal wszystkim zespołom z ekstraklasy i części z I ligi. Kosecki obniżył oczekiwania finansowe, ale mimo to chętnych nie było. Od Koseckiego odstraszało kilka rzeczy: dwa lata niemal nie grał, w Turcji mu nie wyszło, pobyt w Cracovii nie dał żadnych nadziei na rychłe odbudowanie. Nie pomagał też utrwalany przez lata kontrowersyjny wizerunek. Kosecki twierdzi, że wydoroślał i się uspokoił, ale zdaniem większości klubów, kompletnie nie nadawał się do roli rezerwowego, który będzie spokojnie siedział na ławce i cierpliwie czekał na szansę. Kluby obawiały się, że może w tym czasie udzielić zbyt szczerego wywiadu i wywołać jakiś skandal. Patrząc na jego dokonania piłkarskie z ostatnich lat - nie było sensu ryzykować.

Kosecki powiedział w wywiadzie dla "Weszło", że był tak zdesperowany w szukaniu klubu, że oferował Śląskowi Wrocław grę za półdarmo, czyli tylko za opłacenie mieszkania i premie, bez comiesięcznej pensji. Ale jego były klub i tak nie był zainteresowany. Koseckiego to dotknęło. Nie mógł zrozumieć, dlaczego żaden klub, mimo tylu ustępstw z jego strony, nie chciał dać mu szansy. Jego zdaniem - taki klub nie podejmowałby żadnego ryzyka.

Ale ustaliliśmy, że z tą determinacją Koseckiego bywało różnie. Owszem - szukał klubu, ale gdy nie wyszło, zrobił sobie trzymiesięczne wakacje. Do indywidualnych treningów zabrał się dopiero we wrześniu, by w styczniu, gdy znów zacznie szukać klubu, być w formie. Jak na tak oryginalne podejście, efekty i tak były całkiem niezłe. Słyszymy, że Kosecki wzmocnił się fizycznie, nabrał masy mięśniowej i rozbudował górne partie ciała. Ale nawet najcięższe treningi w siłowni nie zastąpią zajęć z drużyną i regularnej gry. W Motorze Lublin trenował już kilka tygodni przed podpisaniem kontraktu. I skoro obie strony - klub i zawodnik - postanowiły dać sobie szansę, znaczy to, że pierwsze treningi poszły zgodnie z oczekiwaniami. W Koseckiego wierzy przede wszystkim trener Marek Saganowski, który przed laty grał z Jakubem w Legii.

Koseckiemu przynajmniej przy wyborze numeru nie brakuje fantazji 

W lutym Kosecki i Motor dopięli wszelkie formalności i podpisali umowę. Znów krótką - do czerwca 2022 r., ale tym razem z opcją przedłużenia o kolejny rok. Jedno się nie zmienia - Kosecki sztukę robienia hałasu wokół siebie ma opanowaną do perfekcji. Nie musiał nawet zadebiutować w oficjalnym meczu, by napisały o nim niemal wszystkie sportowe media. Wystarczyło, że wybrał numer na koszulce. Zdecydował się bowiem na jedynkę, czyli numer niemal zawsze zarezerwowany dla bramkarza. Wyjątki zdarzają się rzadko. Z jedynką na plecach w przeszłości grali m.in. reprezentanci Argentyny: to Norberto Alonso (MŚ 1978), Osvaldo Ardiles (1982) czy Sergio Almiron (1986). Na mistrzostwach świata w 1974 jedynkę nosił napastnik reprezentacji Holandii Ruud Gels - a to dlatego, że obie reprezentacje przyznawały numery alfabetycznie.

5-krotny reprezentant Polski wystąpił za to w sparingu z trzecioligową Chełmianką Chełm, który Motor wygrał 6:2. - Kuba zagrał 30 minut będąc jeszcze delikatnie przeziębionym, przytrafiło mu się też lekkie naciągnięcie wynikające z nawierzchni, na której trenowaliśmy wcześniej. Chcieliśmy, żeby spokojnie wchodził do zespołu. Jeżeli dojdzie do swojej formy, będzie olbrzymim wzmocnieniem. Liczę na tego zawodnika. To gracz, który potrafi strzelić gola, zrobić przewagę na skrzydle i ciągle dysponuje sporą szybkością - powiedział Saganowski dla klubowych mediów. 

Motor pierwszy ligowy mecz zagra 26 lutego z Hutnikiem Kraków. Po pierwszej rundzie zespół z Lubina zajmuje 7. miejsce w II lidze i traci 2 punkty do miejsca barażowego. Celem klubu jest awans. Z kolei dla Koseckiego to prawdopodobnie ostatnia szansa na odbudowanie. Jeśli nie wyjdzie w Lubinie, trudno będzie mu znaleźć klub na centralnym poziomie. Kibice z przymrużeniem oka piszą, że Kosecki, schodząc coraz niżej, zmierza do Wieczystej Kraków, która gra w 4. lidze. Sprawdziliśmy jednak tę możliwość. Klub, w którym występują m.in. Sławomir Peszko i Radosław Majewski, nie był Koseckim zainteresowany.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.