Bohater "najbardziej niewybaczalnego transferu" wrócił do Polski. Wyjeżdżał jako król

Dawid Szymczak
To jeden z najciekawszych zimowych transferów w ekstraklasie. Kamil Wilczek wyjeżdżał jako król strzelców i reprezentant Polski, a teraz niespodziewanie wraca do Piasta Gliwice. W Kopenhadze nie mógł dogadać się z trenerem. "Lepiej, żebyś znalazł nowy klub" - usłyszał zimą. Zaakceptował to, choć argumenty w ogóle go nie przekonały.

Kibice FC Kopenhaga i eksperci w Danii byli zaskoczeni odejściem Wilczka już tej zimy. Co prawda nie był już tak skuteczny jak w poprzednim klubie, Broendby IF, ale 11 goli w 32 meczach w poprzednim sezonie i niezła forma na początku tego - trzy gole w pierwszych trzech meczach - były wynikiem przyzwoitym. Wiele zmieniło się jednak w październiku, gdy gorsze wyniki zespołu zbiegły się z problemami zdrowotnymi Wilczka i doprowadziły do zwolnienia trenera Stale Solbakken. Polak wrócił do zdrowia, ale nie do meczowej kadry. 

Zobacz wideo "Jestem przekonany, że Vuković posprząta bałagan w Legii"

Poprzedni trener FC Kopenhaga nie patrzył na konsekwencje. Chciał Kamila Wilczka mimo skandalu

Nowy trener Jess Thorup na niego nie stawiał. Dziennikarzom tłumaczył, że Wilczek nie pasuje do jego systemu gry, a 34-letni napastnik kontrował, że w Danii grał już w różnych systemach i w każdym potrafił się odnaleźć. Nie było między nimi więzi. To Solbakken nalegał na ściągnięcie Polaka do Kopenhagi, chociaż wiadomo było, że wywoła to olbrzymie kontrowersje wśród kibiców. Wcześniej Wilczek przez cztery lata grał bowiem w Broendby IF, czyli u największego rywala FC Kopenhagi. Mało tego - został najlepszym strzelcem w historii (92 gole) i zapewniał, że darzy ten klub wyjątkowym uczuciem. - Raz w Broendby, zawsze w Broendby. Będziecie w moim sercu - mówił na odchodne.

Nie przypuszczał wtedy, że już po pół roku znów będzie w Danii. W Turcji mu nie poszło. W 14 meczach zdobył tylko jedną bramkę i gdy pojawiła się możliwość powrotu do Kopenhagi, długo się nie zastanawiał. Powiedział nawet, że nie miał wątpliwości. Kibice Broendby uznali to za zdradę i w duńskiej Wikipedii dopisali: "Kiedy w sierpniu 2020 roku podpisał kontrakt z FCK, stał się znany jako polski Judasz". Nazywali go "szczurem" i "zdrajcą". Transfer Polaka do FC Kopenhagi komentował nawet duński minister ds. cudzoziemców i integracji Mattias Tesfaye, który w mediach społecznościowych nazwał go "Kamilem Wypłatą".

Wilczek był pierwszym obcokrajowcem, który zagrał w obu kopenhaskich klubach. Miał zapewnioną ochronę, miejscowa policja doradzała mu też, gdzie powinien zamieszkać, jaki typ mieszkania wybrać i których miejsc unikać. Jak ustaliliśmy, ostra krytyka utrzymała się przez miesiąc. Najwięcej wyzwisk pojawiło się w Internecie, natomiast na ulicy przez półtora roku doszło tylko do jednego incydentu, w którym kibic Broendby wykrzyczał Wilczkowi, co sądzi o jego przejściu do FC Kopenhagi.

Krzywo na transfer patrzyli też kibice jego nowego klubu. - To były kapitan Broendby, jeszcze dwa miesiące wcześniej kupował ich koszulki. Wystarczy spojrzeć na jego wypowiedzi. Jest bohaterem najbardziej niewybaczalnego transferu z możliwych. Na meczach nie będzie żadnych przyśpiewek ani wsparcia od nas dla nowej "dziewiątki". Wind, Daramy i Kaufmann - to oni są naszą przyszłością - napisała w oświadczeniu grupa najbardziej zaangażowanych kibiców. 

Piast Gliwice nie spodziewał się takiej okazji. Przed Waldemarem Fornalikiem trudne decyzje

Odejście do Piasta Gliwice nie ma jednak nic wspólnego z trybunami i napiętą sytuacją w mieście. FC Kopenhaga dopinała transfery młodszych napastników, Wilczek miał jedną z najwyższych pensji w klubie, a nowy trener na niego nie stawiał, więc przed świętami wprost powiedział Polakowi, że nie będzie dostawał zbyt wielu szans i lepiej, by rozejrzał się za nowym klubem. Gdyby jednak ostatniego dnia stycznia Wilczek nie rozwiązał kontraktu za porozumieniem stron, do Piasta Gliwice by nie trafił. Klubu nie byłoby stać na jego wykupienie. FC Kopenhaga zgodziła się na taką formę rozstania, byle zrzucić go z listy płac.

Wilczek już trzeci raz trafia do Piasta. Grał w Gliwicach w sezonie 2009/2010 i następnie w latach 2013-2015. - Za każdym razem, kiedy wracałem do Piasta, zespół był co najmniej poziom wyżej. Kiedy przychodziłem po raz pierwszy, Piast był w zupełnie innym miejscu. Teraz wracam po siedmiu latach gry za granicą i wyraźnie widać, że klub jest dużo wyżej i w ostatnich latach napisał naprawdę wielką historię, więc tym bardziej cieszę się, że wracam - powiedział Wilczek dla klubowej strony.

Trener Waldemar Fornalik wiosną będzie miał do dyspozycji jedną z najsilniejszych linii ataku w ekstraklasie. Kilka tygodni przed Wilczkiem do Piasta trafił Rauno Sappinen. Estończyk kosztował 400 tys. euro, więc wydawało się, że będzie podstawowym napastnikiem. Ale wtedy w Piaście nie spodziewali się, że trafi się okazja z Wilczkiem. Długi kontrakt - do lata 2024 r. - pokazuje, że w Gliwicach wiążą z nim poważne plany. Trudno się dziwić. Mowa o trzecim najlepszym strzelcu w historii Piasta, byłym reprezentancie Polski i napastniku, który odchodził z ekstraklasy jako król strzelców. Minęło siedem lat, ale chociażby Flavio Paixao udowadnia, że 34 lata to dla napastnika w ekstraklasie niewiele. Nic więc dziwnego, że kibice i władze klubu pieją z zachwytu.

- Trudno sobie wyobrazić zawodnika bardziej sprawdzonego od Kamila. Piłkarz bardzo dobrze się u nas czuje i już w przeszłości udowadniał, że jest skutecznym napastnikiem. Cały czas byliśmy w stałym kontakcie i wiedzieliśmy, że jeśli Kamil wróci do Polski, będzie grał w Piaście. To było nasze marzenie i bardzo się cieszymy, że możemy ogłosić ten transfer - mówił dyrektor sportowy Bogdan Wilk.

Wilczek może zadebiutować już w sobotę w meczu z Pogonią Szczecin, choć w klubie wiedzą, że na powrót do pełnej formy potrzeba więcej czasu. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.