Kownacki ma 24 lata i gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, powinien właśnie grać w czołowej europejskiej lidze, w przynajmniej solidnym klubie i mieć nie siedem meczów w reprezentacji Polski, a z trzydzieści. Przeszkodziły przede wszystkim kontuzje, spora presja i - paradoksalnie - powołania na wielkie reprezentacyjne turnieje. Po czterech i pół roku napastnik wraca do Lecha, a trener Maciej Skorża zapewnia, że to sytuacja win-win, czyli dobra i dla klubu, i dla zawodnika. Ale to porażka, że w ogóle do niej dochodzi.
- Zawsze miał umiejętność doskonałej oceny sytuacji. Wytłumaczę: czasami trener chciałby zatrzymać grę i pokazać piłkarzowi inne, lepsze rozwiązanie w danej sytuacji. Miejsce do zrobienia dryblingu czy korzystniej ustawionego kolegę do podania. U Kownackiego było odwrotnie. Zanim trener zauważył, to on już w to miejsce podał. Zawsze podejmował właściwe decyzje - mówi Marek Śledź, dyrektor akademii Lecha Poznań w czasach, gdy był w niej Kownacki. - Błyskawicznie wszystko przyswajał. Miał swobodę i lekkość w grze. Wszystko przychodziło mu naturalnie - dodaje Wojciech Tomaszewski, trener, który przyjmował Kownackiego do Lecha. - Miał wtedy osiem lat, przeprowadził się z Gorzowa Wielkopolskiego do Poznania. Już po dwóch treningach podjęliśmy decyzję, że chcemy go na stałe. Nie było żadnych wątpliwości - opowiada.
Kownacki przeszedł przez wszystkie kategorie wiekowe w akademii i w wieku 16 lat zadebiutował w pierwszej drużynie. Od lat 60. nie było w Lechu piłkarza, który w tak młodym wieku grałby z seniorami. Dopiero w grudniu 2018 r. o jeden dzień wyprzedził go Filip Marchwiński. "Duża rzecz. Teraz spokojna i chłodna głowa, żebyś nie odleciał jak ja" - napisał mu wówczas Kownacki.
Sam za wcześnie i przesadnie uwierzył w płynące zewsząd pochwały. Spodobała mu się też ta wczesna dorosłość - wspólne wyjścia ze starszymi piłkarzami i ich rozrywki. Chciał im dorównać, może nawet ich przebić, byle uznali go za członka ekipy. Lech wrzucał jego dziecięcą twarz na bilbordy i zapraszał na mecze. Jego wizerunkiem reklamował też akademię. Sporo go było w Poznaniu. On w tym czasie zakładał czapkę, na której kazał wyhaftować "Kownaś", co stało się symbolem jego sodówki, a w mediach społecznościowych zakładał się z kibicami, że strzeli dziesięć goli w rundzie. Gdy nie dał rady, przygniotła go krytyka. Nastolatek nie był przygotowany ani na takie oczekiwania, ani na taką presję, ani na dorosłe życie. - Presja była zbyt duża. Głowa nie dała rady. Pogubiłem się - reflektował się po kilku latach w wywiadzie dla "Polska Times".
Wyjazd za granicę, choć po udanym wejściu Kownackiego do ekstraklasy mówiło się o ofertach Bayernu Monachium czy Liverpoolu, odwlekał się. Odbudowanie formy utrudniały kontuzje, a odklejenie łatki zmanierowanego chłopaka zajęło lata.
- Pomogli mu mama z ojczymem i wyjątkowo poprawny agent. Odegrali wielką rolę w tym, że udało się go uratować. Mama była radykalna, jeśli chodzi o proces egzekwowania od Dawida pewnych rzeczy i była świetną partnerką do rozmowy. Kontrolowała Dawida do momentu, w którym mogła kontrolować. Ojczym to dopełniał, interesował się tym wszystkim. Myślę, że dlatego Dawid w porę uciekł z tej drogi donikąd - uważa trener Śledź.
- Dawno nie miałem z Dawidem kontaktu, obserwuję to, co się u niego dzieje z boku i zastanawiam się, czy ta łatwość na początku kariery, podyktowana niezwykłym talentem, trochę nie uśpiła w nim tej skłonności do katorżniczej pracy. Moim zdaniem ze wszystkich chłopców z akademii to on miał największe szanse na zrobienie najpiękniejszej kariery - dodaje Śledź.
Na boisku pomogła mu też współpraca z Nenadem Bjelicą, której puentą było dziewięć goli w sezonie i transfer do Sampdorii. Bliscy Kownackiego podkreślają natomiast, że zmieniło go ojcostwo. Miał 22 lata, gdy urodziła się jego córka. Błyskawicznie dojrzał, stał się odpowiedzialny, usamodzielnił się. - To inteligentny chłopak - zaznacza wielu naszych rozmówców.
Tylko z kontuzjami nigdy nie udało mu się na dobre uporać. Były delikatne urazy i dwa poważne, które wymagały operacji. Ale nawet jak Kownacki był zdrowy, to nie potrafił na dobre rozpędzić swojej kariery. Miewał dobre okresy - jak pierwszy sezon po transferze do Sampdorii, w którym strzelił pięć goli w Serie A i trzy w Pucharze Włoch. To wtedy Adam Nawałka przekonywał, że taki talent zdarza się raz na dekady i powołał go na mundial w Rosji.
Z otoczenia zawodnika słyszmy sugestię, że właśnie występami w ważnych reprezentacyjnych turniejach można po części tłumaczyć klubowe niepowodzenia w jego karierze. Kownacki latem 2017 r. wystąpił w mistrzostwach Europy do lat 21, rok później był w kadrze Nawałki i zagrał w końcówce meczu z Senegalem oraz od początku z Kolumbią, a w 2019 r. był kapitanem kadry Czesława Michniewicza na kolejnym młodzieżowym Euro we Włoszech. W 2020 r. turniejów nie było ze względu na pandemię, a w 2021 r. Kownacki był w kadrze na Euro. Za każdym razem, gdy większość jego klubowych kolegów przygotowywała się do sezonu, on odpoczywał po turnieju. Wracał do klubu po urlopie i był w tyle.
Kluczowe wydaje się lato 2018 r. Kownacki miał za sobą niezły pierwszy sezon w Sampdorii i wiele obiecywał sobie po kolejnym. Choć mundial był dla Polaków fatalny, on doceniał samą możliwość gry w mistrzostwach i wracał do klubu pozytywnie naładowany. Liczył, że zbliża się przełomowy sezon, w którym zostanie podstawowym napastnikiem Sampdorii. Ale nic nie ułożyło się po jego myśli. W klubie zmienił się dyrektor sportowy. Sprowadził nowych piłkarzy i miał doradzać trenerowi, by stawiał na nich, a nie wybrańców poprzednika. Gdy Kownacki wrócił do klubu, wstępna hierarchia była już ustalona, a on nie był nawet w pierwszej trójce napastników. Przez zaległości w treningach nigdy nie zdołał tej kolejności odwrócić. Zaprzepaszczał nieliczne szanse. Długo nie wiedział, czego oczekuje od niego trener. Marco Giampaolo nie zwykł tłumaczyć swoich decyzji piłkarzom. Włoscy dziennikarze narzekali z kolei, że Kownacki na boisku jest ospały i zniechęcony. "Znudzony rezerwowy" - pisała jedna z gazet.
- Powiem wprost: mam już dość! Mam już dość takiego zachowania Sampdorii! Jestem coraz bardziej zdenerwowany, bo czas leci, a ja wciąż nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Nikt niczego mi nie tłumaczy. Nie chcę tu zostawać, chcę odejść. I nie będę chciał tu wrócić, chcę zamknąć ten rozdział raz na zawsze. A po pierwszym sezonie byłem optymistą - mówił Kownacki w "Super Expressie".
Fortuna Duesseldorf najpierw go wypożyczyła, ale gdy strzelił cztery gole w 10 meczach, wyłożyła za niego siedem milionów euro. Kownacki do dzisiaj jest najdroższym piłkarzem w jej historii. I to ze sporą przebitką, bo następny - Nana Ampomah - kosztował niecałe trzy mln. Oczekiwania były więc duże, tymczasem Polak w 20 meczach Bundesligi ani nie strzelił gola, ani przy żadnym nie asystował, a klub skończył sezon na przedostatnim miejscu. Polak przyznał kilka miesięcy temu, że wysoka cena była dla niego obciążeniem. Kibice spodziewali się, że będzie liderem zespołu. Że weźmie ofensywę na swoje barki i pomoże utrzymać zespół. Po każdym meczu bez gola wypominali mu siedem milionów.
Na zapleczu Kownacki grał lepiej, ale wciąż najczęściej nie jako środkowy napastnik, a skrajny boczny pomocnik - w zależności od ustawienia: wahadłowy lub skrzydłowy. Strzelił siedem goli i miał pięć asyst. Rozkręcił się jednak dopiero pod koniec sezonu (cztery gole i dwie asysty w siedmiu ostatnich meczach), co może potwierdzać tezę, że przepracowanie całego obozu ma dla niego fundamentalne znacznie.
Z formą trafił akurat na Euro, więc Paulo Sousa wziął go do kadry. W turnieju nie zagrał, za to znów wrócił do Fortuny niedługo przed sezonem. Znów musiał nadrabiać zaległości i znów uniemożliwiła mu to kontuzja. Niestety poważna: zerwane więzadła zewnętrzne w kolanie. Przyszła akurat w okresie, gdy Kownacki cieszył się, że współpraca z osteopatą daje efekty. Pozbył się drobnych, ale dokuczliwych urazów. Lekarz stwierdził, że problemy wynikają ze złej postawy. Skupił się na zabiegach na plecy i Kownacki wreszcie zagrał w kilkunastu meczach z rzędu bez żadnego bólu. Niestety później przez uraz mechaniczny stracił połowę września, październik, listopad i grudzień. Do gry wrócił dopiero w połowie stycznia. W dwóch meczach był na boisku niecałe pół godziny.
Niemieccy dziennikarze pożegnali go z radością. - Megawtopa odeszła. Fortuna nigdy nie popełniła większego błędu - napisał "Bild". Jak słyszymy w klubie nie liczą na to, że Kownacki w Poznaniu odżyje i wróci grać dla Fortuny. Zakładają raczej, że owszem - wróci do formy, a dzięki temu uda się go sprzedać i odzyskać część zainwestowanych pieniędzy.
Dawid Kownacki został wypożyczony na pół roku do Lecha Poznań lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka
- Dawid to już doświadczony zawodnik. Jego powrót to sytuacja, którą określiłbym jako win-win, czyli korzystną dla każdej ze stron. Dla Dawida, który będzie miał szansę odbudować się, ale także dla nas, bo zyskujemy zawodnika, który pomoże nam wiosną w ekstraklasie i Pucharze Polski - mówi Maciej Skorża, wielki orędownik tego transferu.
Trener Lecha Poznań chciał wzmocnić rywalizację w ataku. Mikael Ishak stracił większość okresu przygotowawczego ze względu na chorobę, a w dodatku to zawodnik podatny na kontuzje. To, że w poprzedniej rundzie ani razu nie miał problemów zdrowotnych, było dla sztabu Lecha miłą niespodzianką. Ale czy wiosna będzie pod tym względem równie udana? Trenerzy wolą nie ryzykować. Nowy zawodnik był konieczny, tym bardziej że zmiennik Ishaka Artur Sobiech wciąż ma problemy po przejściu koronawirusa.
Kownacki nie dość, że zabezpieczy tę pozycję, to może być też wystawiany na skrzydle lub - jak bardzo lubi - jako ofensywny pomocnik. Wszechstronność Kownackiego da też Skorży możliwość zmiany ustawienia i wystawienie dwóch napastników. Poza tym trener widzi w nim wojownika. Piłkarza zdeterminowanego. A z takimi chce przystąpić do najważniejszej rundy od wielu lat. Lech jest liderem, ma cztery punkty przewagi, ale też dużą odpowiedzialność, bo w tym roku świętuje stulecie.
Transfer podoba się samym kibicom. "Witaj w domu" - powiedział jeden z fanów, który przyjechał na lotnisko, by przywitać Kownackiego. Ten z kolei deklaruje, że wrócił, by zdobyć drugie mistrzostwo i wygrać pierwszy w karierze Puchar Polski. Ale cele indywidualne będą równie ważne. Zaczyna się prawdopodobnie najważniejsza runda w jego karierze. Walka o jej uratowanie. Hasło ze zdjęcia, które będzie widział przed każdym wyjściem na boisko, nie jest najgorszym przesłaniem.