To zaktualizowana wersja tekstu, który opublikowaliśmy 5.03.2021 r., dostępnego TUTAJ.
O transferze Kozłowskiego mówiło się, odkąd pojawił się w ekstraklasie. Taki talent nie mógł długo w niej grać. Każdy trener, który prowadził go w szkółce, przyznawał, że zdolniejszego chłopca nigdy nie widział. Z seniorami Kozłowski też się nie cackał: wszedł na trening Pogoni, nazwał się "wujaszkiem" i kazał starszym podawać piłkę do siebie, a już po chwili debiutował mając 15 lat, 7 miesięcy i 3 dni. Nie było w XXI w. młodszego piłkarza, który zagrałby w ekstraklasie. Nie było też młodszego zawodnika na mistrzostwach Europy, a młodszy w debiucie w reprezentacji był tylko Włodzimierz Lubański. Po czterech zgrupowaniach kadry o talencie, dojrzałości i dużych możliwościach Kozłowskiego przez kilka minut rozprawiał na konferencji prasowej Robert Lewandowski.
- Poziom, który już teraz Kacper prezentuje to jest rzadkość. Takie doświadczenie, obycie i świadomość boiskową w tym wieku ma mało kto. Umiejętności i talent idą z tym w parze - mówił kapitan reprezentacji Polski.
Z podobnymi opiniami Kozłowski spotyka się od dziecka. Od zawsze słyszał, że jest najlepszy i błyszczał w każdej młodzieżowej kadrze, ale 2021 rok był w jego karierze przełomowy. W marcu dostał powołanie do dorosłej reprezentacji i zadebiutował w meczu z Andorą, w maju Paulo Sousa ogłosił, że zabiera go na Euro, a w czerwcu wpuścił na boisko przeciwko Hiszpanii. W lipcu zadebiutował w kwalifikacjach europejskich pucharów, a w dalszej części sezonu Kosta Runjaić, który cmokał nad Kozłowskim od pierwszych treningów, w końcu oparł na nim środek pomocy Pogoni Szczecin. 18-latek zagrał w 16 ligowych meczach - strzelił trzy gole, a przy czterech asystował.
Od dawna obserwowali go absolutni giganci - Tottenham, Liverpool, Manchester United czy Juventus. Pytały o niego kluby średnie - m.in. słynący z kształtowania świetnych piłkarzy Salzburg, a grunt badało tylu prezesów, że Dariusz Adamczuk, dyrektor Pogoni Szczecin, żartował, że mógłby cały dzień rozmawiać przez telefon w jego sprawie. Najkonkretniejszy był jednak Brighton & Hove Albion. Kozłowski wprawdzie odważnie zapowiada, że chce być najlepszy na świecie i nawet współpraca z Juergenem Kloppem nie robi na nim większego wrażenia, jednak karierę planuje rozważnie. Wspólnie z doradcami zdecydował, że nie należy od razu porywać się na wielki klub.
Adamczuk potwierdził, że rozmowy z angielskim klubem (nie zdradził nazwy, Brighton jest ustaleniem dziennikarzy) są zaawansowane i możliwe jest odejście Kozłowskiego już zimą. Wicelider ekstraklasy chce oczywiście tego uniknąć i zatrzymać go do końca sezonu, by nie obniżać swoich szans w walce o tytuł. Tym bardziej, że Lech Poznań swojego najlepszego młodzieżowca - Jakuba Kamińskiego - najprawdopodobniej wypuści dopiero latem. Pogoń plan ma podobny: sprzedać już zimą, skoro oferta - jak przyznał Adamczuk w Radiu Szczecin - ma być "dwa razy wyższa niż za Sebastiana Walukiewicza i Adama Buksę", czyli może sięgnąć 10 mln euro, ale zatrzymać Kozłowskiego u siebie do końca sezonu w ramach wypożyczenia. Jak informuje "The Athletic", Kozłowski zmieni klub już w tym tygodniu za ok. 8 mln funtów (9,5 mln euro), ale nie wiadomo jeszcze, czy Brighton po dokonaniu transferu nie wypożyczy go do swojego klubu satelickiego, grającego w belgijskiej ekstraklasie Royale Union Saint-Gillois. Słyszymy, że to jedna z nielicznych nieścisłości, które pozostały do ustalenia.
- Zakochałem się w nim podczas Pucharu Syrenki i meczu z Anglikami. U nich w pomocy grali Jamal Musiala, który dzisiaj jest w Bayernie, Jude Bellingham z Borussii Dortmund czy Harvey Elliott z Liverpoolu. Niesamowita drużyna. Kozłowski był jednym Polakiem, który wstawiony do Anglików nie odbiegałby od nich umiejętnościami. Nie byłoby widać różnicy. Podkreślmy to: nie odstawał od najbardziej utalentowanych chłopców na świecie. Bardzo mi to wtedy zaimponowało - mówi Jacek Kulig, autor bloga "Football Talent Scout".
Tamten turniej odbył się we wrześniu 2019 roku, Kozłowski miał niecałe szesnaście lat, był już po debiucie w ekstraklasie, ale przed wypadkiem samochodowym, który nieco spowolnił jego rozwój. Był styczeń, siedział na miejscu pasażera, jechał z kolegami na trening, ucierpiał najbardziej: złamał trzy kręgi w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, leżał w szpitalu, kilka tygodni po wyjściu nosił specjalny gorset, w sumie rehabilitacja trwała ponad pół roku. - Najtrudniejszy czas w moim życiu - przyznaje Kozłowski. - Odwiedzałem go wtedy w szpitalu i widziałem, że to był trudny moment. Kacper kocha grać w piłkę, a nagle nie mógł tego robić. To był cios, duży zawód. Nie mógł sobie poradzić z tą przerwą. Ale teraz widać, że dużo z tego wyniósł - twierdzi Patryk Dąbrowski, trener akademii Pogoni Szczecin.
Najważniejsze, że nie stracił pewności siebie, która zawsze go wyróżniała. W pierwszym meczu w rezerwach w pół godziny strzelił gola i asystował przy kolejnym, podobał się też trenerowi Koście Runjaiciowi w okresie przygotowawczym, ale początek poprzedniego sezonu jeszcze przegapił. Wracał powoli, ostrożnie, zgodnie z nakreślonym przez lekarzy harmonogramem. - To ogromny talent, ale nie będzie jeszcze naszym zbawcą. On ma grać przez następnych 15 lat, więc musimy na niego uważać i zatroszczyć się o jego zdrowie - tłumaczył trener Pogoni.
Z Kozłowskim na boisku grała odważniej, szybciej, łatwiej przychodziło jej stwarzanie okazji podbramkowych. Często je napędzał: to szybkim podaniem, to dryblingiem. Podejmował ryzyko i stwarzał przewagę. Gdy przyjmował piłkę, widać było, że myśli przede wszystkim o tym, żeby zagrać ją do przodu. Nie wybierał najłatwiejszych rozwiązań. W trwającym sezonie widać to jeszcze lepiej. Kozłowski dołożył liczby, choć wciąż większe wrażenie robi jego gra niż suche statystyki goli i asyst.
- Nie dziwi nas to. Kozłowski wszędzie wchodził jak do siebie: przechodząc z zespołu U-15 do U-17, później z U-17 do drużyny rezerw i stamtąd do ekstraklasy. Nigdzie nie potrzebował adaptacji. Mając 14 lat radził sobie w CLJ, a rok później grał już z seniorami w trzeciej lidze. Raz na ileś lat rodzą się tacy chłopcy, którzy nie wchodzą szczebel po szczebelku, tylko zasuwają po trzy-cztery - tłumaczy Sławomir Rafałowicz, szef skautów Pogoni Szczecin i analityk pierwszej drużyny.
Kozłowski do dziesiątego roku życia grał na podwórku z kolegami - amatorsko, bez trenera i żadnych wymagań. Kiwał, bawił się, kopał do woli. Dzisiaj trenerzy twierdzą, że to mu pomogło i wciąż widać w jego grze podwórkowe nawyki. - To komplement, bo mamy na myśli pewną przebojowość, kreatywność, granie do przodu, odwagę. Ma mocny mental i nie boi się przenosić do ekstraklasy tego, co wytrenował na podwórku. Nigdy nikt mu nie krzyczał: "Kacper, nie kiwaj". Nie robimy tego w naszej akademii. Chcemy, żeby nasi zawodnicy kiwali, stwarzali przewagę, nie bali się tego - wyjaśnia Dąbrowski.
Po jednym z podwórkowych meczów Kacper wrócił do domu i poprosił rodziców, żeby zapisali go do klubu. Wybrali Bałtyk Koszalin. Przed pierwszym treningiem ze stresu Kacpra bolał brzuch, ale gdy już wszystko się zaczęło, emocje były tylko pozytywne. Kozłowski trenował tam trzy lata, trenerzy musieli wykazać się kreatywnością, żeby wciąż zapewniać mu warunki do rozwoju. I tak - czasami na treningowych gierkach do Kacpra dobierali tylko jednego kolegę, dorzucali im bramkarza i naprzeciwko nim wystawiali sześcioosobowy zespół. Dopiero wtedy gra była w miarę wyrównana.
Na jednym z meczów - już w pełnych składach - wpadł w oko Dariuszowi Adamczukowi, dyrektorowi sportowemu Pogoni. Nie dało się go przeoczyć: strzelił dwa gole, przy kolejnym asystował, brał udział w każdej akcji swojej drużyny. Okazało się jednak, że wiedzą już o nim w Lechu Poznań i nawet zabrali go na przedsezonowy obóz. Zapraszali na stałe, ale Pogoń nie odpuściła. Zachęciła Kacpra, przekonała rodziców. Nie bez znaczenia była też mniejsza odległość z Koszalina do Szczecina niż do Poznania.
- Wszedł do akademii bardzo pewny siebie, rzucił żartem, dowcipem. Słynny stał się ten jego "wujaszek": "Podaj do wujaszka, wujaszek już coś z tą piłką zrobi". Mówił tak nawet do starszych zawodników. Trafił do nas z Bałtyku Koszalin i szybko sobie wszystkich poustawiał. Jest bardzo pewny siebie, ale nie krnąbrny czy arogancki. Balansuje na tej cienkiej granicy, ale jej nie przekracza. Ma to zdrowo wyważone i pomaga mu na boisku, bo przykładowo nie boi się wejść w drybling albo niekonwencjonalnie zagrać. Często zdarza się, że młodzi piłkarze mają umiejętności, ale nie wykorzystują ich w pełni podczas meczów. Ogranicza ich głowa, dlatego intuicyjnie decydują się na prostsze rozwiązania. U Kacpra tego nie ma, głowa współgra z nogami. Po prostu wie, że jest dobry - tłumaczy trener Patryk Dąbrowski.
Kozłowskiemu zdarzało się przekroczyć granicę. Runjaić jednego dnia zabronił mu jeździć skuterem w obawie przed kontuzją, a kolejnego Kozłowski znów dotarł na trening w ten sposób. Spotkała go kara. Innym razem, wraz z kolegami, tak zapuścili wynajęte przez Pogoń mieszkanie, że znów wylądowali w bursie. Ale w klubie podkreślają - Kacper skończył dopiero osiemnaście lat, ma prawo popełniać błędy.
- Zawsze był dojrzały jak na swój wiek: fizycznie i emocjonalnie, bo bardzo dobrze znosi to co się wokół niego dzieje. Proszę zwrócić uwagę, że gdy ma piłkę, to swoimi ruchami wręcz zachęca przeciwnika, żeby do niego podszedł i spróbował ją zabrać. Wtedy może wejść z nim w pojedynek, stworzyć przewagę i wykorzystać swój dobry przegląd pola. Ma taką pozytywną bezczelność piłkarską. Nie boi się odpowiedzialności - dodaje Sławomir Rafałowicz. - I pewnie zaraz ktoś będzie ostrzegał, że Kacpra zagłaszczemy. Spokojnie. Nie zrobimy tego. On ma swoje dalekosiężne cele i tym co jest teraz na pewno się nie zadowoli. Jest świadomy, twardo stąpa po ziemi, nie odlatuje.
- To największy talent w Polsce wśród zawodników do 21 lat. Jest bardzo wszechstronny, może grać na każdej pozycji w pomocy, ale to taki nowoczesny box-to-box z inklinacjami do rozgrywania piłki. Trudno znaleźć u niego słaby punkt. Jak na nastolatka wszystkie umiejętności ma rozwinięte bardzo wysoko. Talent ogromny. Jeszcze w grze obronnej ma pewne braki, myślę, że nad tym powinien pracować. Ale nie można powiedzieć, że jest w tym słaby, bo zadziornością sporo nadrabia. Chodzi raczej o pewne błędy w ustawianiu się - charakteryzuje go Jacek Kulig.
- Taki chłopiec rodzi się raz na kilka lat. Dotychczas nie miałem do czynienia z bardziej utalentowanym piłkarzem. I widzi pan, nie boję się, że te słowa mu zaszkodzą, bo on sobie radzi z tym szumem, z tymi oczekiwaniami czy presją. Wręcz motywuje go to do jeszcze cięższej pracy - mówi Dąbrowski. - Co do poprawy? Trudno wskazać, bo ma i dobrze uderzenie, i wizję gry, i kreatywność, i technicznie wszystko się u niego zgadza. Może te parametry szybkościowe, bo sprinterem nie jest, gazu mu brakuje. Ale to akurat bardzo trudno poprawić. Można zyskać jedynie setne sekundy - tłumaczy trener Akademii Pogoni Szczecin.
- Tą szybkość można postrzegać dwojako. Rzeczywiście, ta lokomocyjna mogłaby być u niego na lepszym poziomie, ale warto zwrócić uwagę, że z piłką przy nodze staje się szybki. Prowadzi ją w nieszablonowy sposób, szybko nią operuje, szybko reaguje na to co dzieje się boisku, szybko myśli. Przecież to też jest szybkość, prawda? - uśmiecha się Rafałowicz.
Dotychczas Kacper Kozłowski ma rozegranych 40 meczów w ekstraklasie. Byłoby ich więcej, gdyby nie wspomniany wypadek. Z ekstraklasy za spore pieniądze wyjeżdżali już mniej doświadczeni zawodnicy: Bartosz Białek odszedł z Zagłębia Lubin już po 19 występach w ekstraklasie. Jakub Moder i Michał Karbownik w chwili podpisania umowy z Brighton mieli ich po 31, sama Pogoń sprzedała Sebastiana Walukiewicza po 32 meczach w ekstraklasie.
- Niech tylko dopisze mu zdrowie. Zawsze tak było, że rywale nie mieli dla niego znaczenia, nie oglądał się na nich, tylko grał swoje. Wychodził na reprezentację Belgii, na Anglików grających w Manchesterze City czy innych klubach Premier League, debiutował w ekstraklasie i wszędzie pokazywał swoje umiejętności. Nie miał żadnej blokady - opowiada trener Dąbrowski. Do Premier League, a najpierw belgijskiej ekstraklasy, najpewniej też wejdzie jak do siebie. Bez strachu, stresu i obaw. Kozłowski żartuje, że stresował to się w szkole, jak był nieprzygotowany i musiał improwizować albo ściągać. Do gry w piłkę przygotowany jest, więc obaw nie ma. Hiszpanie na Euro też go nie przerazili.
- Oglądam reprezentacje na różnych szczeblach i nie widziałem chłopca z takim potencjałem. Jak na swój wiek jest niemal kompletny, choć wiadomo, że dalej musi ciężko pracować. I znów - tu też nie można mu niczego zarzucić, bo nigdy nie widziałem, żeby się migał. Pracuś. Utalentowany pracuś. A to bardzo dobre połączenie - podsumowuje trener Dąbrowski.