Choć przez długi czas Śląsk Wrocław znajdował się w czołówce ligowej stawki, zła passa w kilku ostatnich kolejkach sprawiła, że zespół Jacka Magiery spadł na dziewiąte miejsce w tabeli. W minionej kolejce wrocławianie sensacyjnie przegrali 1:2 z Wartą Poznań, przez co po meczu doszło do konfrontacji z niezadowolonymi kibicami. W sobotę Śląsk miał ostatnią w tym roku szansę na rehabilitację.
Wrocławianie tej szansy jednak nie wykorzystali. To Cracovia tworzyła groźniejsze sytuacje i już w 17. minucie mogła prowadzić po strzale Rakoczego z około 18 metrów. Fantastycznie w bramce zachował się jednak Szromnik. Niecałe 10 minut później goście znowu zaatakowali – strzelał Hanca, ale na drodze piłki w ostatniej chwili stanął Łukasz Bejger, który ocalił swój zespół. To było ostatnie ostrzeżenie dla gospodarzy.
W 34. minucie byliśmy z kolei świadkami niecodziennej sytuacji. Musiała nastąpić zmiana sędziego liniowego. Jeden z asystentów Pawła Raczkowskiego doznał kontuzji i nie mógł już biegać.
W związku z tym sędzia doliczył do pierwszej połowy aż sześć minut i ten czas lepiej spożytkowała Cracovia. W siódmej minucie doliczonego czasu Michal Siplak dośrodkowywał z rzutu wolnego, a przy bliższym słupku doszedł do niej Cornel Rapa, który umieścił ją w siatce. Po pierwszej połowie Cracovia prowadziła 1:0.
W drugiej połowie sytuacja Śląska skomplikowała się jeszcze bardziej. W 54. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Otar Kakabadze. Gruzin uderzył bardzo mocno, piłka jeszcze zrobiła kozioł przed Szromnikiem i w końcu wpadła do bramki. Golkiper Śląska pomógł za to swojej drużynie w 60. minucie, broniąc nieprzyjemny strzał Amersfoorta.
Śląsk walczył przynajmniej o gola kontaktowego i zepchnął Cracovię do obrony, ale niewiele z tego wynikało. Blisko było w 67. minucie, kiedy z kilku metrów głową uderzał Wojciech Golla, ale świetnie w bramce spisał się Niemczycki. Obrona Cracovii do końca meczu nie popełniła już żadnego błędu i goście wygrali ze Śląskiem 2:0.