Były reprezentant dosadnie po ataku na piłkarzy Legii. "Kibice o tym wiedzą"

- Rozumiem złość kibiców Legii Warszawa, bo nerwy mogły im puścić, ale bicie piłkarzy jest słabe. Bywa, że jeśli nie idzie drużynie, żadne rozmowy motywujące nie pomogą - powiedział Radosław Kałużny, były reprezentant Polski na łamach "Przeglądu Sportowego".

Ostatnia porażka Legii Warszawa z Wisłą Płock (0:1) wywołała reakcję chuliganów, którzy zaatakowali klubowy autobus i zaczęli używać siły fizycznej w stosunku do piłkarzy. Szczególnie dostało się Luquinhasowi oraz Mahirowi Emreliemu. Legia Warszawa odpowiedziała na medialne doniesienia 16 godzin po zdarzeniu, natomiast policja zarzuca klubowi kłamstwo, odpowiadając, że autokar z zawodnikami nie był przez nich eskortowany.

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

Radosław Kałużny po zachowaniu kiboli Legii Warszawa: Słabe

Radosław Kałużny wypowiedział się na temat zachowania chuliganów w barwach Legii Warszawa na łamach "Przeglądu Sportowego". Były reprezentant Polski skrytykował postawę kiboli. "Rozumiem złość kibiców Legii Warszawa, bo nerwy mogły im puścić, ale bicie piłkarzy jest słabe. Bywa, że jeśli nie idzie drużynie, żadne rozmowy motywujące nie pomogą. Kibice pewnie o tym wiedzą, dlatego ci z Legii sięgnęli po ostateczne środki. Ale to przyniesie odwrotny skutek, potem w nich będzie siedzieć, że za słabą grę grozi masaż policzka" - powiedział.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Kałużny nie rozumie też, dlaczego to akurat Luquinhas został tak potraktowany przez chuliganów Wojskowych. "To zupełne nieporozumienie, akurat Luquinhas spisywał się najlepiej w obecnej, beznadziejnej Legii. Zazwyczaj dostaje się tym, którzy nie oddają serca na boisku. A przekaz idzie w świat jeśli ktoś będzie miał wybór pomiędzy Legią a klubem proponującym podobne warunki, to jasne, jakiego dokona wyboru. Kibice nie mogli pewnie znieść szyderstw z całej Polski" - dodał były zawodnik Wisły Kraków.

Były reprezentant Polski wrócił też do czasów, kiedy sam musiał odbywać rozmowy z kibicami. Jemu się jednak nie dostało. "Odbyłem parę rozmów w życiu, tłumacząc się pod sektorem kibiców. Mówisz, to co chcą usłyszeć, posłuchasz jobów, pragnąć jak najszybciej mieć z głowy spotkania. A potem i tak wszystko zostaje po staremu. Nigdy mi się nie dostało od kibiców, choć czasem mieli ochotę. Z Wisłą przyjechałem na mecz z Zagłębiem Lubin. Pół stadionu darło się: 'Kałużny! Co?! Ty k…!'. Środkowy paluszek od razu poszedł w górę" - skwitował Kałużny.

Więcej o: