Zaraz po tym jak kibole Legii zaatakowali piłkarzy wracających z meczu z Wisłą Płock, część ekspertów i kibiców prognozowała, że zawodnicy mogą chcieć rozwiązać kontrakty z winy klubu. W poniedziałek Interia podała, że rzeczywiście część zawodników się nad tym zastanawia. Sport.pl dowiedział się natomiast, że agencja menadżerska mająca w Legii swojego piłkarza, poprosiła jedną z kancelarii prawnych o konsultację w tej sprawie.
Do dwóch niezależnych kancelarii prawnych, specjalizujących się w prawie sportowym, zwróciliśmy się z pytaniem o szanse klubu i zawodnika w ewentualnym procesie. Ich odpowiedzi wskazują, że sprawa nie jest jednoznaczna.
Punktem wyjścia do rozważań jest uchwała PZPN z 27 marca 2015 r. "Minimalne wymagania dla standardowych kontraktów zawodników w sektorze zawodowej piłki nożnej". Czytamy w niej, że zawodnikowi przysługuje prawo do jednostronnego rozwiązania kontraktu z winy klubu wyłącznie w pięciu przypadkach. Żaden nie mówi o tym, że klub musi zapewnić swojemu piłkarzowi bezpieczeństwo.
- Nie ma podstaw, by odwołać się do ustawy PZPN. Należy raczej zastanowić się nad indywidualną wersją kontraktu, który podpisał zawodnik. Ich treść może być różna. Natomiast powtórzę: moim zdaniem, jest bardzo mało prawdopodobne, by rozwiązanie umowy się powiodło. Muszą istnieć przepisy, które na to pozwolą. W tym wypadku nie widzę do tego podstaw - mówi Paweł Śliz, adwokat z kancelarii Śliz i Curyło.
Podobnie uważa jeden z dyrektorów sportowych polskiego klubu. Prosi o anonimowość. - Klauzuli mówiącej wprost, że gracz może rozwiązać kontrakt, jeśli go pobije kibic, nigdy nie widziałem. Nie ma czegoś takiego.
- W kontraktach graczy mamy choćby klauzulę rebus sic stantibus odnoszącą się do wpływu zmiany okoliczności na zobowiązanie umowne. Chodzi o taką zmianę warunków, która powoduje, że utrzymanie kontraktu jest niemożliwe. Przeważnie dotyczy to jednak względów ekonomicznych. Pobicie piłkarza trudno byłoby pod to podciągnąć.
- W umowach są też zapisy, że klub jest zobowiązany zapewnić graczowi możliwość trenowania w odpowiednich warunkach. Jeśli na tym polu dochodzi do jakichś problemów, bo np. gracze nie są bezpieczni, to można tu szukać punktu zaczepienia. To łączy się ze złożeniem odpowiedniego wniosku i argumentacji, a potem też oceny Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych PZPN. Ja nie miałem jednak nigdy takiej sytuacji. W razie problemów zawsze siadało się do rozmów, ewentualnie myślało o transferze gracza - wyjaśnia.
Jeden z prawników zwraca uwagę, że jeśli dojdzie do rozprawy, dokładnie analizowana będzie postawa klubu. Po pierwsze - czy jego władze dołożyły wszelkich starań, by zapewnić bezpieczeństwo piłkarzom. Legia w poniedziałkowym komunikacie napisała o nich tak: "Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami i podjętymi środkami ostrożności, autokar z piłkarzami wracał do ośrodka treningowego w eskorcie policji. Mimo tych zabezpieczeń doszło do chwilowego zatrzymania pojazdu, a następnie wejścia kilku osób do autokaru i przejawów agresji wobec piłkarzy".
Drugim aspektem postawy klubu jest to, jakie działania podjął po całym zajściu. Tu znów cytat z komunikatu Legii: "Obecnie prowadzimy rozmowy z piłkarzami, po których wspólnie podejmiemy decyzje w kwestii dalszych formalnych kroków. Podjęliśmy także natychmiastowe decyzje mające na celu dodatkowe zwiększenie środków bezpieczeństwa w ramach i wokół klubowych obiektów. Naszym priorytetem jest pełne wyjaśnienie sprawy i zapewnienie wsparcia oraz poczucia bezpieczeństwa wszystkim zawodnikom i pracownikom klubu".
- Jeśli rzeczywiście wszystko, co oficjalnie komunikuje Legia, jest prawdą, to widać, że sprawę potraktowała poważnie. Jeśli będzie potrafiła to udowodnić, piłkarzowi będzie jeszcze trudniej rozwiązać umowę - uważa jeden z prawników. A mec. Paweł Śliz dodaje: - Co jeszcze miała zrobić Legia poza zapewnieniem eskorty? W rękach policji było zapewnienie piłkarzom bezpieczeństwa.
Większe szanse na rozwiązanie kontraktu z winy klubu widzi mec. Jarosław Chałas.
- Zacząłbym od tego, że doszło do napaści na zawodników i są oni ewidentnie ofiarami. Należało się jednak spodziewać, że do takiej eskalacji może dojść. Sam widziałem, że kibice byli nawoływani do wzięcia sprawy w swoje ręce i wpłynięcia siłą na klub. Takie wypowiedzi powinny być karane i sam klub powinien na nie zareagować - uważa partner zarządzający kancelarii Chałas i Wspólnicy.
- Ale skoro Legia nie reagowała, to powinna chociaż zabezpieczyć piłkarzy przed takim atakiem. Klub mógłby nie mieć sobie nic do zarzucenia, gdyby do napaści na piłkarza doszło np. w galerii handlowej. Tutaj jednak mówimy o powrocie z meczu. Skoro klub nie potrafi w takiej sytuacji zagwarantować piłkarzom bezpieczeństwa, a wiemy, że nie potrafi, bo już w przeszłości dochodziło do podobnych sytuacji, to moim zdaniem piłkarz na tej podstawie może ubiegać się o rozwiązanie kontraktu. Wynika to z przepisów ogólnych: zawodnik boi się o swoje bezpieczeństwo, a jego pracodawca nie jest mu w stanie tego bezpieczeństwa zagwarantować - mówi mec. Chałas.
- Punktem wyjścia będzie analiza kontraktu zawodnika - przewiduje. - Tego, jakie indywidualne zapisy się w nim znajdują. Dróg jest kilka: zerwanie kontraktu z winy klubu, roszczenie o utracone korzyści finansowe, do tego pozostaje jeszcze kwestia szkód na zdrowiu - dodaje mec. Chałas.
Na koniec pytamy, jak ocenia poziom trudności tej sprawy. - Nie ma spraw łatwych. Zawsze pozostaje kwestia argumentacji i zbudowania odpowiedniej linii - mówi mec. Chałas.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!