Tymi słowami Mioduski upokorzył Michniewicza. Grube zarzuty. Prezesowi Legii zabrakło klasy

Dawid Szymczak
Bardziej niż szczegółów i konkretów zabrakło mi u Dariusza Mioduskiego klasy. Najłatwiej przecież zrzucić - to wyliczenie samego właściciela Legii Warszawa - 90 procent winy za sytuację klubu na zwolnionego trenera, który w dodatku jeszcze przez ponad pół roku będzie miał zakneblowane usta. Własne błędy? Jak z rozmowy o pracę w korpo: "Jestem zbyt ambitny, nienawidzę przegrywać".

Dariuszowi Mioduskiemu nie da się odmówić odwagi. Podczas największego kryzysu spotkał się z kibicami na Twitterze, by wyjaśnić najbardziej palące sprawy, m.in. kwestię dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego - "Jest uczciwy, kompetentny, ma oko do piłkarzy, ale ma też problem z komunikacją, za co opierdalam go od czasu do czasu za to, bo sam się wkurwiam"; fatalnych wyników w ekstraklasie - "W 90 proc. to wina poprzedniego sztabu trenerskiego"; podchodów pod ściągnięcie Marka Papszuna - "Wypowiedziałem się publicznie, bo krążyło wokół tego tematu za dużo plotek, trwały gry agentów, które destabilizowały klub. Chciałem to przeciąć"; czy rozstania z Czesławem Michniewiczem - "Brakowało zaufania i komunikacji z dyrektorem sportowym. Za dużo było na treningach stania".

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

Było więc i szczerze, i politycznie. Chwilami miałko, czasami jednak bardzo mocno i bez ogródek. Twitterowe pokoje to narzędzie nowe, grunt jest jeszcze niepewny, klub nie ma nad nim kontroli. A jednak właściciel Legii nie uciekł. W szczycie słuchało go ponad 6 tys. osób. Kibiców, dziennikarzy, piłkarzy, trenerów. Przez dwie godziny każdy mógł poprosić o zabranie głosu. Dariusz Mioduski był cierpliwy, stanowczy i bardzo pewny siebie. Momentami odpowiadał wręcz brawurowo.

W Legii bez zmian - winny zawsze jest poprzedni trener

Klasy brakowało głównie wtedy, gdy wspominał o Czesławie Michniewiczu. Zatem dość często, bo temat byłego trenera wracał za każdym razem, gdy trzeba było wytłumaczyć 16. miejsce na półmetku ekstraklasy i bałagan wewnątrz klubu. Można było odnieść wrażenie, że gdyby zapytać Dariusza Mioduskiego o przyczyny globalnego ocieplenia, z przyzwyczajenia też wskazałby na Michniewicza. Zawodził przecież niemal we wszystkim.

Mam diagnozę, co się stało i kto jest za to odpowiedzialny. W 90 procentach jest to sztab szkoleniowy, który był w Legii

Słowem: w Legii bez zmian - winny zawsze jest poprzedni trener. Najlepiej, jeśli - jak Vuković i Michniewicz - jest jeszcze liście płac, więc musi milczeć. Właściciel Legii zapewniał co prawda, że jest samokrytyczny, rzucił widowiskowo paroma przekleństwami, mówiąc o dyrektorze sportowym Radosławie Kucharskim, ale za każdym razem, gdy musiał tłumaczyć się z konkretnych błędów, wracał do Michniewicza. I to jego bez skrupułów obwiniał. Własne pomyłki? Owszem, były, np. przy dobieraniu trenerów. Ale wynikały tylko z przeogromnej ambicji i nienawiści do porażek. Można więc wybaczyć.

Nie było komunikacji pomiędzy trenerem a dyrektorem sportowym przy budowaniu drużyny. Jeśli o Michniewicza chodzi, rzeczywistość była trochę inna, niż prezentowały media. Trener nie przyszedł z konkretnymi koncepcjami dotyczącymi profilu gry zawodników. Powiedział tylko, że chce piłkarzy mobilnych. Ale co to znaczy mobilnych? Mobilnych chce każdy. To nie jest wystarczający opis tego, co się chce. Michniewicz właściwie był bardzo pasywny w tych rzeczach. Dopiero po naszej lekkiej awanturze na początku tego sezonu, gdzie w mediach pojawiły się jego narzekania dotyczące braku wzmocnień, to pierwszy raz tak naprawdę został wysłany e-mail do Radka Kucharskiego z sześcioma pozycjami, na których widziałby wzmocnieni
Dokonywanie transferów jest bardzo trudne. Poufność jest kluczowa, a mieliśmy sytuacje przy jednym czy dwóch transferach, że po konsultacjach z trenerem nazwiska piłkarzy pojawiały się na rynku i traciliśmy te transfery. Trener Michniewicz przysięgał, że informacje nie wychodzą od niego. Pojawiały się jednak w mediach, z którymi jest zaprzyjaźniony. To powodowało nieufność

Skoro początkowo jedynym wymaganiem Michniewicza była szerokorozumiana mobilność, to jakim prawem do Legii trafił Ihor Charatin, piłkarz, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie, że jest mobilny? Jak miał rozbłysnąć w zespole Lirim Kastrati, zdaniem właściciela Legii - najszybszy piłkarz w Europie, skoro sprawdza się głównie w kontratakach, a Legia, dominująca nad zdecydowaną większością polskich drużyn, rzadko ma okazje je wyprowadzać? I w końcu, kiedy Michniewicz miał wprowadzić do zespołu tych wszystkich nowych piłkarzy, skoro większość z nich przyszła pod koniec okienka, już po obozie przygotowawczym? Najpierw przecież takiego Yuriego Ribeiro musiał w ogóle poznać, bo o jego przyjściu dowiedział się już po fakcie. W imię ostrożności i szczelności oczywiście.

Czesław Michniewicz wszystko robił źle, ale w meczu ze Spartakiem Moskwa trzeba jednak zagrać "takiego Michniewicza"

Drużyna w poprzednim sezonie zdobyła mistrzostwo Polski, ale od meczu z Pogonią Szczecin grała kiepsko. Potwierdzają to wszystkie statystyki. Nie potrafiliśmy strzelać goli. Udawało się to jedynie dzięki nadzwyczajnej formie Tomasa Pekharta i dwóch wahadłowych, którzy mieli bardzo dobry rok
Nie było indywidualizacji treningów, nie było komunikacji, jak przygotować zespół do gry na trzech frontach. Wcześniej tak działaliśmy. Mieliśmy Łukasza Bortnika, który bardzo dobrze przygotowywał drużynę od strony fizycznej w poprzednich dwóch latach, ale został zwolniony. Przyprowadzono faceta [prof. Zbigniewa Jastrzębskiego - red.], który nie wiedział, co robi. Na treningach za dużo było tłumaczenia i stania, nie było treningu finalizacji, nie było treningu przejścia między fazami, brakowało też treningów wyrównawczych. Dzisiaj wszyscy zawodnicy są pod formą

Brakuje w tych wypowiedziach klasy. Wciąż mowa o trenerze, który jako pierwszy od lat awansował do europejskich pucharów, a wcześniej zdobył mistrzostwo Polski. Tymczasem Mioduski namalował obraz człowieka, który nie dość, że absolutnie nie zna się na swoim fachu, bo organizuje złe treningi, to jeszcze jest nielojalny. Nawet autorski pomysł Michniewicza z grą wahadłowymi jest sprowadzany do tego, że Juranović i Mladenović akurat byli w formie. To już jawne deprecjonowanie jego zasług. Swoją drogą ciekawe, kiedy Michniewicz miał zorganizować wspomniane zajęcia wyrównawcze, jeśli nawet na przeprowadzenie tych właściwych miał niewiele czasu, bo grał mecz za meczem. 

A gdy można już było odnieść wrażenie, że Michniewicz nic nie zrobił w Legii dobrze, Dariusz Mioduski, zapytany o scenariusz na czwartkowy mecz ze Spartakiem Moskwa, niespodziewanie stwierdził, że trzeba zagrać "takiego Michniewicza", któremu te europejskie mecze "akurat wychodziły". 

Dariusz Mioduski: "Uwielbiam ludzi, którzy są niepokorni. Oczywiście, jeśli zgadza się to z tym, co ja sam myślę"

Opinie o wystąpieniu Dariusza Mioduskiego są skrajne, co w tak krytycznym momencie jest całkiem zrozumiałe. Są kibice, których nie przekonają żadne słowa i żadne wyjaśnienia, bo poziom zawodu i frustracji na to nie pozwala. Pozostałym mogło się spodobać, że właściciel klubu tak chętnie wsłuchuje się w ich opinie, zaprasza na dodatkowe spotkania offline i sprawia wrażenie żywo zainteresowanego dłuższą współpracą. Już samym wejściem do pokoju #LegiaTalk - w takich okolicznościach - Mioduski zyskał w ich oczach.

Niepokoić może tylko ten cytat: "Uwielbiam ludzi, którzy są niepokorni, którzy się nie podlizują, ale potrafią bezkompromisowo powiedzieć, co myślą na dany temat. Oczywiście, jeśli zgadza się to z tym, co ja sam myślę".

Nawet jeśli to tylko przejęzyczenie lub nieudana zbitka myśli, może okazać się trafną puentą spotkania. Bo dyskusja jest potrzebna, ale na końcu rację musi mieć prezes. A winny zawsze jest trener.

Więcej o:
Copyright © Agora SA