• Link został skopiowany

Szalenie krótka droga od wuefisty do trenera Legii. Jak to możliwe?

Karol Górka
- Jak w maju będziemy mieli powody do świętowania i osiągniemy wyniki, jakich wszyscy od nas oczekują, to na pewno mogę obiecać, że jakąś piosenkę zagramy - zapowiada Marek Gołębiewski, nowy trener Legii Warszawa.
Marek Gołębiewski trenerem Legii
Legia.com

Legia Warszawa poinformowała w poniedziałek, że Czesław Michniewicz przestaje być trenerem pierwszego zespołu. Jego następcą został Marek Gołębiewski, który w ostatnich miesiącach pełnił rolę trenera rezerw Legii.

Zobacz wideo Włoski dziennikarz chwali trzech piłkarzy Legii. „Podobał mi się już w meczu ze Spartakiem"

Karol Górka: Co zobaczył pan na pierwszym treningu?

Marek Gołębiewski: Niesamowitą jakość piłkarzy, chęć wygrywania, utożsamianie się z klubem. Widzę po nich, że bardzo chcą i siedzi w nich to, że nie mogą się odblokować. Zobaczyłem pasję, profesjonalne podejście. Mogę mówić o nich tylko w superlatywach i czekam na pierwszy mecz, by mogli to pokazać na boisku.

Kiedy odebrał pan pierwszy telefon z propozycją objęcia pierwszej drużyny Legii?

- Oglądałem w niedzielę mecz z Piastem. Późnym wieczorem zadzwonił dyrektor sportowy Legii. Zaproponował, żebym objął pierwszy zespół. Nie mogłem powiedzieć "nie". W poniedziałek rozmawiałem z zarządem klubu. Chwilę potem zostałem pierwszym trenerem Legii.

Jak to możliwe, że do ostatniej chwili udało się ukryć to w tajemnicy?

- Oprócz mnie o propozycji wiedziała tylko żona. Dziwiła się, kto dzwoni tak późno, śmiałem się, że pewnie podejrzewa mnie o nie wiadomo jakie rzeczy. Szybko ją uspokoiłem, że dzwonił dyrektor sportowy z propozycją pracy. Wystarczyła hermetyczność grupy.

Więcej o polskiej ekstraklasie przeczytasz na Gazeta.pl

Oddzwaniał pan do mnie ponad dobę od pierwszego kontaktu. Domyślam się, że telefonów i sms-ów z gratulacjami było mnóstwo.

- Trochę ich było. Chciałbym jednak, żeby tyle gratulacji spadło po czwartkowym i niedzielnym meczu, a potem po każdym kolejnym, który będę prowadził. Nie jest sztuką objąć zespół, ale sztuką jest go odmienić, by zaczął wygrywać. Każdy trener ma w swojej pracy takie momenty, gdy wszystko idzie dobrze, ale są i takie, gdy wszystko idzie nie tak. I tych drugich życzyłbym sobie jak najmniej.

Gdy obejmował pan drużynę rezerw, świętowanie było huczne. Teraz będzie podobnie?

- Imprezy zawsze są fajne, bo jestem umuzykalnionym gościem i organizuję imprezy z muzyką, ze śpiewaniem. Staram się ich nie robić tak często. Ale podpisanie umowy z jednym z najlepszych klubów w Europie napawa mnie radością. Teraz czasu na świętowanie jednak nie ma, bo zabrałem się do pracy od rana w poniedziałek i cały czas myślę jak pokonać Świt, a następnie Pogoń Szczecin.

Mało kto wie, że nagrał pan ze swoim ojcem hymn Pilicy Białobrzegi, gdy był pan jeszcze jej piłkarzem. Będzie czas na to, by w szatni Legii także pojawiła się gitara?

- W maju? Może tak. Jak w maju będziemy mieli powody do świętowania i osiągniemy wyniki, jakich wszyscy od nas oczekują, to na pewno mogę obiecać, że jakąś piosenkę zagramy.

Jak to możliwe, że w ciągu dwóch lat przeszedł pan drogę od prowadzenia wuefu w liceum do posady trenera Legii? Ta droga wydaje się niemożliwie krótka.

- To, jak otwartym jestem człowiekiem, fakt, że ludzie kojarzą mnie z uśmiechem i optymizmem, wiedza, którą nabyłem podczas kursów czy staży – to wszystko sprowadza się do tego, że zawsze chciałem być trenerem i zawsze chciałem dążyć do pracy w jak najlepszych klubach. Nadarzyła się doskonała okazja, więc przeszedłem tak krótką drogę. Człowiek, który wie, czego chce i ciężko pracuje, zawsze może do tego celu dążyć. Ja dążyłem. Nie mówię, że już coś osiągnąłem, bo jeszcze nie rozegraliśmy nawet meczu, ale spokojnie z pokorą i pracą będę chciał udowodnić, że posada trenera mi się należała.

Czego nauczyła pana praca w innych klubach, co może przydać się teraz w Legii?

- Przede wszystkim zarządzania ludźmi. To najważniejszy element w pracy trenera. Nie sam warsztat, który na pewno jest ważny, ale właśnie umiejętność bycia z ludźmi, umiejętność słuchania ich, doradzania im. Czasami też podniesienia głosu, gdy nie robią tego, czego od nich chcemy.

Dzięki przetarciu we wcześniejszych klubach, czy pracy w szkole, bo jestem pedagogiem, staram się podchodzić do problemów i do ludzi ze spokojem i zrozumieniem.

Nie boi się pan, że praca w Legii na tak wczesnym etapie kariery może pana "spalić"?

- Nie boję się. Każdy trener na moim miejscu - w Polsce czy w Europie - przyjąłby taką propozycję. Legii się nie odmawia. To jeden z najlepszych klubów w Europie, więc nie mogłem zrobić inaczej, niż powiedzieć "tak". Bardzo bym chciał, by drużyna rosła razem za mną. Mamy takie same cele.

Sam pan powiedział, że każdy trener w Polsce jest tymczasowy. Jak pan się czuje z myślą, że może wyprowadzić Legię z kryzysu, a potem z niej wylecieć?

- Nie myślę o tym, co będzie w grudniu, co będzie w maju. Myślę tylko o pierwszym meczu pucharowym, a potem niedzielnym. I tak będę podchodził do tego z każdym kolejnym tygodniem. Praca trenera nie polega na wybieganiu w przyszłość, tylko na codziennym realizowaniu założeń i planów na mecz. To specyficzna praca, w której nie podpisuje się cyrografu na wieczność, tylko ma się co tydzień - czy jak w naszym przypadku co trzy dni - do udowodnienia swoją przydatność.

Gołębiewski okazję do debiutu będzie miał już w czwartek, gdy Legia Warszawa zmierzy się w 1/16 finału Pucharu Polski ze Świtem Skolwin. Z kolei w niedzielę mistrzowie Polski podejmą na własnym stadionie Pogoń Szczecin.

Więcej o: