"Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl"
To znaczy: był taki pomysł, ale ponad trzy i pół roku temu, kiedy w Legii Warszawa pracował jeszcze Dean Klafurić, a Jerzy Brzęczek prowadził Wisłę Płock, z którą sezon 2017/18 zakończył na piątym miejscu w tabeli. Dariusz Mioduski sam mówił, że toczyły się wtedy rozmowy z Brzęczkiem. - Zwyczajnie się nie dogadaliśmy - wyznał później prezes Legii w rozmowie ze Sport.pl.
Mioduski zwolnił Klafuricia kilka tygodni po nieudanych negocjacjach z Brzęczkiem - dokładnie 1 sierpnia 2018 roku, dzień po odpadnięciu Legii ze Spartakiem Trnawa w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Brzęczek zaczynał już wtedy w reprezentacji Polski, gdzie po nieudanych mistrzostwach świata w Rosji na stanowisku selekcjonera zastąpił Adama Nawałkę. Siłą rzeczy temat upadł naturalnie, ale teraz wrócił, bo we wtorek "Przegląd Sportowy" napisał, że Brzęczek znowu jest rozważany w kontekście pracy w Legii.
- W ogóle nie było takiego pomysłu - uśmiechają się przy Łazienkowskiej, gdzie we wtorek zapytaliśmy o to, czy Brzęczek faktycznie jest jednym z kandydatów do zastąpienia Czesława Michniewicza.
Wiadomo jednak, że to Legia. I że kiedy jej nie idzie, od razu pojawia się mnóstwo spekulacji na temat tego, kto może zostać nowym trenerem. A teraz jej właśnie nie idzie - w ekstraklasie, gdzie zespół Michniewicza zajmuje dopiero 15. miejsce w tabeli i traci 15 punktów do Lecha, który w niedzielę przy Łazienkowskiej wygrał z Legią 1:0.
W takich momentach różne plotki zawsze się pojawiały i będą pojawiać. Ale paradoks Brzęczka polega na tym, że o ile trzy lata temu był on uznawany za zdolnego polskiego trenera młodszego pokolenia, który z Wisłą Płock osiągnął wynik ponad stan, o tyle po blisko trzech i pół roku pracy w kadrze postrzegany jest zupełnie inaczej. Niekoniecznie jako trener, który nadaje się do pracy w takim klubie jak Legia.
Choć sam Brzęczek pewnie twierdzi inaczej. - Jasne, że byłem rozczarowany. Poczułem, że skradziono moje marzenia związane z mistrzostwami Europy. Zresztą patrząc obiektywnie, zrealizowałem wszystkie rzeczy - mówił niedawno Brzęczek w Kanale Sportowym, w rozmowie z Małgorzatą Domagalik.
Te wszystkie rzeczy to awans na mistrzostwa Europy i utrzymanie się w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Brzęczek zrealizował te cele, ale styl, w jakim to zrobił, pozostawiał wiele do życzenia, potęgował krytykę. Dlatego w styczniu Zbigniew Boniek - na niespełna pół roku przed Euro - zaprosił Brzęczka do Warszawy, by poinformować go o tym, że zostaje zwolniony. Kilka dni później oficjalnie na stanowisku selekcjonera zatrudnił Paulo Sousę.
- To była krótka rozmowa. Wchodząc do PZPN nie spodziewałem się, ale kiedy zobaczyłem u prezesa Maćka Sawickiego [ówczesnego sekretarza], pomyślałem sobie, że coś takiego może się wydarzyć - mówił Brzęczek u Domagalik.
- Uszanowałem tę decyzję, aczkolwiek od razu przekazałem, że jestem zaskoczony. Choć, prawdę mówiąc, już w listopadzie po ostatnim meczu kadry [Polska w Lidze Narodów przegrała 1:2 z Holandią] po powrocie do domu powiedziałem do mojej żony Marzeny, że prezes Boniek po meczu w szatni po raz pierwszy dziwnie się zachowywał. Inaczej niż zawsze. I myślę, że już wtedy podjął decyzję o moim zwolnieniu - dodał Brzęczek.
We wtorek próbowaliśmy skontaktować się z Brzęczkiem, by skonfrontować doniesienia na temat jego pracy w Legii, ale były selekcjoner nie odbierał telefonu.