Legia Warszawa przegrała z Lechem Poznań 0:1 w hicie 11. kolejki ekstraklasy. Przed meczem spekulowano, że dla mistrzów Polski to nie tylko mecz o zachowanie szans na obronę mistrzowskiego tytułu, ale też o uratowanie posady Czesława Michniewicza. Porażka z Lechem sprawiła jednak, że mimo dwóch zaległych spotkań, warszawiacy tracą do lidera aż 15 punktów.
- Czy przed meczem śpiewam piosenkę "Ta ostatnia niedziela"? Nie, nie myślę o tym - mówił Michniewcz przed meczem. A jak odniósł się do swojej przyszłości po spotkaniu?
- Nie martwię się o swoją przyszłość, martwię się szóstą porażką w lidze. Na inne rzeczy nie mam wpływu. Będzie, co będzie. Mieliśmy trudny początek sezonu z powodu eliminacji europejskich pucharów, które były dla nas priorytetem. Awans co najmniej do fazy grupowej Ligi Konferencji był moim nadrzędnym zadaniem. I je wykonałem. Wiem jednak, że na końcu najważniejsza jest tabela ligowa, a w niej wyglądamy fatalnie - powiedział Michniewicz.
I dodał: Do pucharów podeszliśmy z zespołem w budowie, bo drużyna z poprzedniego sezonu już nie istnieje. Stąd też zmiana ustawienia, bo do systemu z poprzednich rozgrywek po prostu nie mamy już wykonawców. Lirim Kastrati nie jest wahadłowym, tak samo jak Josue nie jest Bartoszem Kapustką, który był dla nas bardzo ważny. Musieliśmy coś zmienić, ale na razie nie idzie tak, jakbyśmy tego chcieli. Mam świadomość, co się dzieje w takich momentach. Raz jeszcze podkreślę, że na to nie mam jednak wpływu.
I zakończył: Takich rzeczy jak łączenie gry w lidze i w europejskich pucharach po prostu trzeba się nauczyć. Legia jest w bardzo trudnym momencie, ale musi przez to przejść. Nie wiem, czy ze mną, czy beze mnie, ale musi to przetrwać i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Szansę do rehabilitacji Michniewicz i jego Legia mieć będą w czwartek, gdy zagrają na wyjeździe z Napoli w Lidze Europy. O ile trener mistrzów Polski wytrwa do tego czasu na stanowisku.