Była 72. minuta. Kosta Runjaić z rękami w kieszeni przechadzał się wtedy wzdłuż linii bocznej, chwilę później zdjął z boiska m.in. Kamila Grosickiego. Jakby już nie wierzył w to, że jego zespołowi uda się w niedzielę wywieźć z Płocka jakieś punkty. No i się nie udało. Wisła na swoim stadionie w tym sezonie jeszcze nie przegrała. Także w niedzielę, kiedy pokonała Pogoń Szczecin po golu Damiana Warchoła.
To nie był jednak mecz, który dobrze się oglądało. Przynajmniej przed przerwą, kiedy zaczęło się nawet nieźle, ale z każdą kolejną minutą tempo tego spotkania spadało. - Za dużo nerwowości, chaosu, a za mało konkretów. Ale nie tylko w naszym wykonaniu, bo też w wykonaniu Pogoni. Mam nadzieję, że w drugiej połowie to się zmieni. Że wprowadzimy jakieś korekty w grze i będzie to wyglądało lepiej - mówił w przerwie meczu Piotr Tomasik, lewy obrońca Wisły Płock.
To właśnie Tomasik w 57. minucie asystował przy golu Warchoła. To jego druga asysta w tym sezonie i szósty gol Warchoła (jednego strzelił w Pucharze Polski), który jak w 82. minucie schodził z boiska (zastąpił go wtedy Łukasz Sekulski), kibice na trybunach skandowali jego nazwisko.
Wisła Płock w niedzielę wygrała czwarty mecz w tym sezonie. I czwarty na własnym stadionie (na wyjeździe przegrała wszystkie sześć spotkań). W następnej kolejce zespół Macieja Bartoszka, który dzięki niedzielnemu zwycięstwu awansował na 10. miejsce w tabeli, zagra na wyjeździe z Lechem Poznań (piątek, godz. 20.30). A Pogoń Szczecin, która jest czwarta, podejmie Jagiellonię Białystok (sobota, 17.30).