Wielka zmiana w Jagiellonii po 11 latach. "Cieszymy się z tego sukcesu"

- Dopóki nie będzie nas stać na transfery poważne i porządne, nie ma sensu wydawać pieniędzy na słabą jakość, która jest do znalezienia za darmo. Nie stać nas na wydatki na transfery, które niewiele wnoszą do drużyny - mówi Agnieszka Syczewska. Nowa prezes Jagiellonii Białystok w rozmowie ze Sport.pl zdradza m.in. kulisy wyboru nowego trenera, zaskakujące okoliczności transferu Daniego Quintany oraz to, jak wyglądają negocjacje ws. nowego kontraktu z największą gwiazdą Jagi - Jesusem Imazem.

Lato w Jagiellonii stało pod znakiem zmian - trenera, kadrowych, ale ta najważniejsza nastąpiła na samej górze. Po 11 latach Cezary Kulesza przestał być prezesem. Jego miejsce zajęła dotychczasowa wiceprezes Agnieszka Syczewska. W ten sposób została drugą obecnie po Danucie Witkowskiej z Bruk-Betu Termaliki Nieciecza prezeską w ekstraklasie.

Zobacz wideo Papszun ostro odpowiada agentom piłkarza Rakowa. "Gwiazda jest jedna" [SEKCJA PIŁKARSKA #94]

Jakub Seweryn: No to jak to jest bez Cezarego Kuleszy? Smutno i pusto czy odwrotnie – awans byłego prezesa na szefa PZPN dodał wam w biurze skrzydeł?

Agnieszka Syczewska: Mocno trzymaliśmy kciuki za prezesa i cieszymy się z jego sukcesu. Radzimy sobie bez zaangażowania prezesa Kuleszy od około pół roku, przeorganizowaliśmy dział sportowy, powołaliśmy dział skautingu i analiz. Uczymy się funkcjonować w nowym składzie, najwcześniej po dwóch-trzech oknach transferowych będzie można ocenić, jak nam się to udało, co ewentualnie należy skorygować i gdzie.

Czy na panią też spadły dodatkowe obowiązki? W jakim aspekcie jest najwięcej zmian?

- W 100 proc. przeszły na mnie tematy transferowe, którymi wcześniej dzieliliśmy się z prezesem Kuleszą. Tematami pozasportowymi zajmowałam się wcześniej, ale tutaj mam znakomity zespół i mimo dużego mego zaangażowania w sport w okresie transferowym, w pozostałych sprawach mogłam polegać na innych współpracownikach. Dostałam szansę i wyróżnienie objęcia funkcji prezesa, przyjęłam tę odpowiedzialność przede wszystkim ze względu na ludzi, którzy wspólnie ze mną tworzą Jagiellonię. Wielu z moich współpracowników jest w klubie 11, 10 czy 8 lat, wiele razem przeszliśmy i wiem, że mogę na nich liczyć, dlatego dzielimy się odpowiedzialnością.

Zdążyła się pani przyzwyczaić do nowej tabliczki na drzwiach biura?

- Biurko, gabinet, telefon – nic się nie zmieniło. Tabliczkę podmieniły mi jakieś krasnoludki po powołaniu. Lato było naprawdę gorące i pracowite, nie było czasu na analizowanie nowej sytuacji, trzeba było działać.

Sousa nie będzie na meczu Legia - Lech, a PZPN tłumaczy, co będzie robił w tym czasieSousa nie będzie na meczu Legia - Lech, a PZPN tłumaczy, co będzie robił w tym czasie

Wróciła pani z urlopu tuż po zwycięstwie z Lechem, gdy można było odetchnąć z ulgą po naprawdę kiepskiej serii. Potem wygrana w Lubinie chyba jeszcze bardziej uspokoiła nastroje, prawda?

- Zdecydowanie. Przerwa na kadrę po wygranych meczach upływa w zupełnie innych nastrojach w całym klubie. My mogliśmy spokojnie popracować, przygotować się do zimowego okna, podsumować ostatnie ruchy, spojrzeć szerzej na zespoły młodzieżowe, rozwój poszczególnych zawodników po tych ponad dwóch miesiącach rozgrywek.

Czy w pewnym momencie dało się wyczuć zdenerwowanie w klubie? Takie mecze, jak z Wisłą Płock i Lechią Gdańsk w Pucharze Polski, mogły wzbudzać niepokój.

- Byliśmy spokojni. Jesteśmy świadomi swoich możliwości, mamy konkretny cel, dlatego musimy być cierpliwi i ciężko pracować, tylko tyle i aż tyle.

To jaki jest ten cel, o co tak naprawdę Jagiellonia walczy w tym sezonie? Przed pierwszym meczem z Lechią tu i ówdzie można było usłyszeć o grze nawet o europejskie puchary.

- Walczymy o powrót do ligowej czołówki, chcemy znowu się zadomowić i umocnić swoją pozycję w gronie najlepszych drużyn ekstraklasy. Marzymy o grze w europejskich pucharach, ale najważniejszy jest rozwój i realizacja naszej strategii. Wszyscy musimy się przede wszystkim uzbroić w cierpliwość, rozwijać i ciężko pracować nad naszymi celami.

Kamil Grosicki chce w meczu Pogoni z Wisłą Kraków pokazać reprezentacyjną formęKamil Grosicki brutalnie szczery: Dałem Sousie piłkę do pustej bramki

W ostatnim oknie nie było widać poważniejszych transferów gotówkowych w wykonaniu Jagiellonii, nawet takich od 150-200 tys. euro. Czy klub stać na jakieś wydatki transferowe czy będziecie się opierać na okazjach i zawodnikach z kartą na ręku?

- Jagiellonia wydała w trakcie trzech okien transferowych w latach 2020-21 około 9 mln złotych na ruchy transferowe - na zawodników, z których tak naprawdę niewielu wniosło do drużyny odpowiednią jakość. W zimowym oknie już w 2021 roku wydaliśmy 3 mln złotych. Odnośnie pytania - myślę, że wydatek w okolicach 150-200 tys. euro nie jest wydatkiem poważnym i takich samych jakościowo zawodników można pozyskać również za darmo. Trzeba tylko umieć szukać i odpowiednio się do tych transferów przygotować. Jedno jest pewne - nie stać nas na wydatki na transfery, które niewiele wnoszą do drużyny.

Pamiętamy, ile wydaliśmy w sezonie jubileuszu stulecia, i jeszcze bardziej pamiętamy, jaki był tego efekt. Dopóki nie będzie nas stać na transfery poważne i porządne, nie ma sensu wydawać pieniędzy na słabą jakość, która jest do znalezienia za darmo. Większość środków w ostatnim oknie przeznaczyliśmy na transfery polskich młodzieżowców i wierzymy, że wkrótce będą ważnymi punktami drużyny, a w przyszłości zasilą nasz budżet transferami. Nie zapominajmy, że Jagiellonia żeby zbilansować budżet musi dokonywać sprzedaży zawodników, gdyż nie mamy sponsora, który jest w stanie nas utrzymać. Do tego COVID-19 też nie był i nie jest obojętny dla naszych finansów.

Takimi zawodnikami, którzy do Jagiellonii trafili latem za darmo, są Dani Quintana i Michał Pazdan. Jak to się stało, że obaj wrócili do Białegostoku?

- W powrocie Daniego było dużo przypadku, a raczej szczęśliwego splotu okoliczności. Miało go w ogóle nie być w Polsce, ale ograniczenia covidowe zmusiły go do przylotu do Polski. Umówiliśmy się na kawę i z tej rozmowy wyszła współpraca. Dani przechodzi obecnie przez żmudny proces rehabilitacyjny, ale liczymy, że wkrótce wróci do treningów.

Z kolei Michał był naszym celem transferowym numer 1. Cieszę się, że się udało go pozyskać i jest z nami. Wzmocnienie obrony było najważniejszym naszym założeniem na letnie okno transferowe, to się powiodło.

Trudno było przekonać Michała do powrotu do Jagiellonii? Sam mówił, że przez długi czas wolał zostać w Turcji.

- Jak sam Michał podkreślał, kluczowa była jego decyzja o powrocie do ekstraklasy i niekontynuowaniu swojej kariery w Turcji. Kiedy zdecydował się na Polskę, przyjął naszą ofertę, mimo że inne kluby były też w grze. Bardzo się z tego cieszymy.

Już po zamknięciu okna transferowego udało się zrealizować drugi cel transferowy, czyli pozyskać środkowego pomocnika - Michała Nalepę. Wydawało się, że nie uda się go uprawnić jeszcze w tej rundzie, a jednak.

- To była skomplikowana formalnie sytuacja, ale dzięki świetnej współpracy z PZPN, ESA i FIFA Michał jest uprawniony i może grać, nie czekając do lutego. Nie było to jednak oczywiste w momencie przeprowadzania transakcji, gdyż czas na dogadanie się Michała z tureckim klubem skończył się z ostatnim dniem okna, w związku z czym musiał on rozwiązać kontrakt z winy klubu.

Kamil Glik i Kyle Walker w meczu Polska - Anglia"Kamil Glik nie odpuści, dotknęło go to". Anglia może zostać ukarana

Mówimy o zawodnikach, ale pomówmy też o trenerach. Latem Jagiellonia musiała znaleźć także nowego szkoleniowca. Czy to prawda, że była zainteresowana Adrianem Gulą, który obecnie prowadzi Wisłę Kraków?

- Tak, to prawda, ale trener Gula nie był zainteresowany pracą w Jagiellonii.

Koniec końców do Białegostoku po półtora roku wrócił Ireneusz Mamrot. Jak bardzo przyczynił się do tego słynny „komputer", czyli raport firmy zewnętrznej Sports Solver?

- Kandydatura trenera Mamrota była w gronie pięciu szkoleniowców, którzy byli najbliżej objęcia funkcji pierwszego trenera w naszym klubie. Szczegółowa analiza, którą zleciliśmy, potwierdziła tylko, że jest to kandydat, który odpowiada naszym potrzebom, celom i wizji budowania klubu.

Czy może pani określić te potrzeby oraz wizję budowania klubu? Czy może pani podać nazwiska pozostałych kandydatów?

- Przed dokonaniem wyboru określiliśmy profil trenera, który by odpowiadał naszym wymaganiom. Wówczas chcieliśmy, aby była to osoba z doświadczeniem w ekstraklasie, ciekawym pomysłem na grę, rozwijająca zarówno siebie, jak i drużynę oraz młodych zawodników. Wierzymy, że takim trenerem jest właśnie trener Mamrot. Kogo jeszcze analizowaliśmy? To wolelibyśmy zachować dla siebie.

Nie boicie się, że pod wodzą trenera Mamrota Jagiellonii będzie mimo wszystko bliżej tego, co działo się pod koniec pierwszej kadencji trenera, a nie bardzo udanego, wicemistrzowskiego roku 2018?

- Podczas negocjacji z trenerem Mamrotem długo rozmawialiśmy o przyczynach kryzysu, który wtedy nastąpił i z którego de facto nie udało nam się wyjść do dzisiaj. Wierzę, że wszyscy zdołaliśmy wyciągnąć z tamtych chwil odpowiednie wnioski, gdyż jesteśmy naprawdę zdeterminowani, aby wrócić w to miejsce, w którym znajdowaliśmy się choćby właśnie w 2018 roku.

Z końcem sezonu wygasa kontrakt Jesusa Imaza z Jagiellonią. Czy chcecie go zatrzymać? Na jakim etapie jest ta sprawa i czy kibice Jagiellonii mogą być spokojni o przyszłość Hiszpana w klubie?

- Wszystko zależy od Jesusa. Rozmawiamy od czerwca, jest dla nas ważny i bardzo nam zależy na zatrzymaniu go w Jagiellonii. Dostał ofertę trzyletniej umowy z opcją przedłużenia o kolejny rok z rekordowo wysokim wynagrodzeniem, najwyższym w naszej historii. Zdajemy sobie sprawę, że Jesus jest w wieku i formie, które mogą mu dać okazję do otrzymania oferty życia w lidze, której możliwości finansowe będą dla nas nie do przeskoczenia. Wiemy jednak, że Jesus i jego rodzina są szczęśliwi w Białymstoku i wierzymy, że uda się nam osiągnąć porozumienie.

Najnowsze informacje ws. występu Emrelego w hicie z Lechem. Legia potwierdzaNajnowsze informacje ws. występu Emrelego w hicie z Lechem. Legia potwierdza

W ostatnim czasie został nieco zapomniany temat nowej bazy treningowej. Gdy otwierano nowy ośrodek Jagiellonii przy ulicy Elewatorskiej, mówiono, że wystarczy on tylko na początek. Czy coś w tej kwestii ruszyło?

- Od siedmiu lat walczyliśmy o drugą lokalizację, sprawa była bliska szczęśliwego zakończenia, ale niestety w połowie tego roku sytuacja się bardzo skomplikowała i ten wieloletni wysiłek może się zakończyć na niczym.

To, co pani mówi, nie brzmi zbyt optymistycznie. Czy chodziło o tereny, gdzie znajduje się MOSP Białystok? Takie plotki można było swego czasu usłyszeć.

- Nie. Zapewniam jednak, że rozbudowa bazy treningowej to mój główny osobisty cel i wierzę, że mimo niewiarygodnych zmian i przeciwności w wielu aspektach, uda nam się tę sprawę zakończyć pozytywnie. Od kilkunastu lat nieustannie szukamy lokalizacji pod bazę, dawaliśmy ogłoszenia, spotykaliśmy się z przedstawicielami miasta i sąsiednich gmin. Wzmocniliśmy naszą akademię pod względem osobowym, technologicznym, inwestujemy w nią około 20 proc. naszego budżetu, ale wiemy, że aby przyszły prawdziwe efekty, potrzeba większej bazy. Będziemy robić wszystko, aby ona powstała.

Gdzie widzi pani Jagiellonię w 2025 roku pod względem sportowym i organizacyjnym?

- W czołówce ekstraklasy i z jedną z najlepszych akademii w naszym kraju, stabilną i rozwijającą się we wszystkich jej działach. Mamy wiele rezerw w tym zakresie, a przede wszystkim świetnych ludzi w klubie, dzięki którym Jagiellonia się rozwija i może jeszcze wiele osiągnąć.

Więcej o: