Potężny problem Legii przed meczem z Leicester. "Dywagacje mu nie pomogą"

Konrad Ferszter
W lutym skończy 42 lata, jest najstarszym bramkarzem Ligi Europy. Artur Boruc to jednak wciąż gwarancja jakości między słupkami i... kontrowersji w mediach społecznościowych. W czwartek w meczu z Leicester City "Króla Artura" zabraknie z powodu kontuzji. - Wolałbym, by tę sytuację rozpatrywać jako szansę dla Cezarego Miszty, a nie problem dla Legii - mówi Maciej Szczęsny.

41 lat, 6 miesięcy, 24 dni - dokładnie w takim wieku Artur Boruc zagrał w 1. kolejce fazy grupowej Ligi Europy przeciwko Spartakowi Moskwa (1:0). Jest najstarszym obecnie bramkarzem na tym etapie rozgrywek. Drugi w kolejności Allan McGregor z Rangers FC jest blisko dwa lata młodszy, trzeci Claudio Bravo z Realu Betis ma o ponad trzy lata mniej.

Jednak u Boruca wiek to wciąż tylko cyfry. Chociaż doświadczony bramkarz jest zdecydowanie najstarszym zawodnikiem w drużynie Czesława Michniewicza, to w europejskich pucharach grał doskonale. Można nawet postawić tezę, że gdyby nie Boruc, to Legia w tym sezonie w Lidze Europy by nie zagrała. 

"Im trudniejszy rywal, tym Artur lepiej się bawi" - powiedział Jakub Wawrzyniak przy okazji jednego z meczów w pucharach w studiu TVP Sport. I z tymi słowami trudno dyskutować, bo Boruc w najtrudniejszych i najważniejszych meczach błyszczał jak za dawnych lat. Dlatego kontuzja pleców, która wyklucza go z czwartkowego meczu z Leicester City w Lidze Europy, to fatalna wiadomość dla Michniewicza i mistrzów Polski.

Boruc wciąż krnąbrny

Boruc to nie tylko świetny bramkarz, ale też kontrowersyjna postać. Od zawsze chadzał własnymi ścieżkami i niejednokrotnie pokazywał, że trudno go zamknąć w jakichkolwiek ramach. Jako zawodnik Celticu notorycznie prowokował kibiców lokalnego rywala - Glasgow Rangers - a w trakcie jednego z meczów zdarzyło mu się nawet złapać za gardło kolegę z drużyny - Lee Naylora.

Jako zawodnik Southampton Boruc cisnął plastikową butelką w sektor zajmowany przez własnych kibiców. Była to reakcja na krytykę, jaka spadła na niego po meczu z Tottenhamem. Właśnie, butelka. Boruc nie ukrywał się z piciem alkoholu, co pokazał między innymi w 2008 roku, gdy na zgrupowaniu reprezentacji Polski we Lwowie ruszył w miasto z Dariuszem Dudką i Radosławem Majewskim. Dwa lata później przez "aferę samolotową" i konflikt z ówczesnym selekcjonerem Franciszkiem Smudą stracił miejsce w kadrze na Euro 2012. A to tylko wybrane wybryki bramkarza.

Po powrocie do Warszawy Boruc nie przestał wzbudzać kontrowersji. Tylko w ostatnich miesiącach bramkarz pochwalił się lodówką pełną alkoholu przed wolnym weekendem, publicznie skrytykował kolegów z drużyny po meczu z Florą Tallin, w mediach społecznościowych starł się ze Zbigniewem Bońkiem i dziennikarzem "Przeglądu Sportowego", a po meczu ze Śląskiem Wrocław w wulgarnych słowach na Instagramie skrytykował pracę sędziego Bartosza Frankowskiego.

- Nic innego, niż kop na p***ę lepszego efektu nie przyniesie - napisał Boruc, za co został wezwany przed Komisję Ligi

Boruc wciąż w wielkiej formie

Zachowanie Boruca poza boiskiem na pewno nie jest Legii na rękę, ale na boisku bramkarz rekompensuje to wszystko z nawiązką. To głównie dzięki jego postawie mistrzowie Polski awansowali do fazy grupowej Ligi Europy. W eliminacjach europejskich pucharów Boruc grał świetnie, a kibice wybrali go najlepszym zawodnikiem pierwszych meczów z Florą Tallin (2:1) i Dinamem Zagrzeb (1:1) oraz rewanżu ze Slavią (2:1). W każdym z tych spotkań doświadczony bramkarz popisywał się doskonałymi interwencjami i miał realny wpływ na wyniki.

Nie inaczej było w Moskwie, gdzie - choć najlepszym zawodnikiem meczu był Maik Nawrocki - Boruc popisał się kilkoma efektownymi paradami, odbijając strzały Jordana Larssona czy Quincy’ego Promesa. Doświadczony bramkarz był nie tylko gwarancją jakości sportowej, ale też spokoju, jaki obrońcom dawała jego obecność na boisku.

- Zakładając, że Boruc wrócił do Warszawy, by ciężko pracować, grać i nie przynieść sobie wstydu, spodziewałem się, że będzie w bardzo wysokiej formie. Jednak nawet ja jestem lekko zaskoczony, że Artur gra tak dobrze i przede wszystkim tak równo. Artur wrócił do Legii w wielkim stylu. Mogę mu tylko pogratulować i podziwiać - mówi nam były bramkarz stołecznego klubu Maciej Szczęsny.

Miszta nie dał spokoju

Spokoju, jaki na co dzień zapewnia Legii Boruc, w sobotę nie dał zastępujący go Cezary Miszta. 19-letni bramkarz popełnił błąd przy pierwszej bramce dla Rakowa Częstochowa, faulując na rzut karny Sebastiana Musiolika. Oczywiście Miszta nie był jedynym winowajcą porażki Legii, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w dwóch kolejnych sytuacjach bramkowych Boruc bardziej pomógłby drużynie.

- Każdy młody bramkarz, który gra w ekstraklasie, popełnia błędy niezależnie od klubu. Dziś trafiło na Czarka, a za tydzień padnie na kogoś innego. To było bolesne, gdy na początku popełniasz błąd i pada bramka. Niemniej on musi swoje przeżyć i wyciągnąć z tego wnioski. Bramkarz ma ułamek sekundy na podjęcie decyzji. Dziś wyszedł, myślał, że zdąży, ale tak się nie stało. Wiem, co będzie siedziało w jego głowie. Wiem, jak będzie wyglądał jego wieczór oraz niedziela - tak po meczu Miszty bronił Michniewicz.

Podobnego zdania jest Szczęsny. - Nie zgodzę się, że Miszta mógł zrobić więcej przy bramce Iviego Lopeza z rzutu wolnego. Sam wpuściłem dwa ważne gole, bo zrobiłem krok za mur, bo w nim nie znalazło się tyle osób, ile oczekiwałem, albo ile ustaliliśmy. Przez ten krok, który wykonywałem w ciemno, nie widząc piłki, nie byłem w stanie odpowiednio zareagować, bo piłka po strzałach leciała w miejsce, w którym chwilę wcześniej stałem. Miszta tego kroku nie zrobił. Zachował się dobrze, bo tego się nie powinno robić. Strzał Iviego był znakomity: mocny, piłka bardzo szybko opadała - mówi.

I dodaje: - W tej sytuacji winiłbym bardziej obrońcę, który wyskoczył w murze i uchylił głowę przed piłką. Dla mnie to nie zrozumiałe, bo jeśli już stajesz w murze, to musisz się liczyć z tym, że zostaniesz trafiony piłką. Na pewno nie możesz od niej uciekać. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do Miszty w tej sytuacji to to, że po straconym golu nie podbiegł do kolegi, który się uchylił i nie dał mu do zrozumienia, co o tym sądzi.

Michniewicz musi postawić na młodego

Wiadomo już, że kontuzja Boruca okazała się poważniejsza niż pierwotnie zakładano i doświadczony bramkarz na pewno nie zagra z Leicester City, a także w niedzielnym meczu ligowym z Lechią Gdańsk. W związku z tym Michniewicz najprawdopodobniej znów postawi na Misztę. Najprawdopodobniej, bo jedyną alternatywę stanowi o rok młodszy od niego Kacper Tobiasz. Ten, choć z dobrze zaprezentował się w ligowych meczach z Wisłą Płock (1:0) i Radomiakiem (1:3), to doświadczenie ma jeszcze mniejsze niż Miszta.

- Brak Boruca będzie istotny w kontekście psychologicznym przed meczem i w szatni. Jestem jednak pewien, że gdy drużyna wyjdzie na mecz, to o tym zapomni. Nie wierzę, że piłkarze wyjdą na takie spotkanie z garbem niepewności, bo to będzie oznaczało, że już na starcie będą przegrani - mówi nam Szczęsny.

I dodaje: - Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja dla trenera i każdego z zawodników. Z drugiej strony pamiętam takiego bramkarza, nazywał się Iker Casillas, który miał zaledwie 18 lat i wchodził do bramki nieporównywalnie większego klubu i nie opuścił jej przez kolejnych 15 lat. Nie sądzę, by po powrocie do zdrowia Boruc miał problemy z powrotem do składu, nawet jeśli Miszta zagra z Leicester City genialnie, ale wolałbym, by tę sytuację rozpatrywać jako szansę dla młodego zawodnika, a nie problem dla Legii. Miszcie powinni dziś wszyscy kibicować, tak jak na pewno kibicować mu będzie Boruc, któremu będzie zależało na dobrym wyniku Legii.

"Nie wytwarzać presji na Miszcie"

Sytuacja kadrowa Legii po kontuzji Boruca nasuwa pytanie o jej budowę latem. W klubie postanowiono, że dwóch młodych bramkarzy będzie się uczyć od weterana i założono, że przynajmniej jeden z nich będzie w stanie go zastąpić przy ewentualnej kontuzji. To sytuacja odmienna od tej, jaka miała miejsce jeszcze rok temu, gdy zmiennikiem Boruca był też doświadczony Radosław Cierzniak.

Chociaż Miszta z Rakowem się nie popisał, to Szczęsny zachowuje spokój. - Trudno jest zjeść ciastko i mieć ciastko. Budowanie kadry i wszystkie decyzje wiążące się z nią to sztuka dokonywania bardzo trudnych i ryzykownych wyborów. Po fakcie łatwo jest wszystko krytykować, ale Legia podjęła taką, a nie inną decyzję i dzisiaj musi się z nią zmierzyć.

- Kiedy w 1995 roku Legia grała w Lidze Mistrzów, w bramce miała 30-letniego Szczęsnego i 19-letniego Grzegorza Szamotulskiego. Takie sytuacje nie są niczym dziwnym i uważam, że młodemu trzeba zaufać. Dywagowanie przed meczem i krytykowanie go za poprzednie spotkanie, na pewno mu nie pomogą. Nie mówię, że na Misztę trzeba chuchać i dmuchać, ale nie można wytwarzać na nim presji i szukać problemu, który być może nie zaistnieje. Równie dobrze może się okazać, że Miszta zagra świetnie i będzie to dla niego przełomowy mecz w Legii - kończy Szczęsny.

Mecz Legia - Leicester City w czwartek o 18:45. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.