Transfery, praca dyrektora sportowego Legii Warszawa Radosława Kucharskiego i prezesa klubu Dariusza Mioduskiego były — jak co roku latem — jednym z najgorętszych tematów wokół mistrzów Polski. Jak co roku, a w zasadzie jak co sześć miesięcy, jeśli weźmiemy pod uwagę też zimowe okno transferowe, działania klubu spotkały się z krytycznymi ocenami kibiców i ekspertów.
Problemem była przede wszystkim opieszałość, z jaką mistrzowie Polski dokonywali transferów. Zresztą źli na to byli nie tylko kibice, ale też Czesław Michniewicz, który jeszcze na początku sezonu publicznie przyznawał, że jego kadra jest za wąska i zbyt słaba, by walczyć w kraju i europejskich pucharach. Chociaż do końca czerwca Legia sprowadziła sześciu piłkarzy, to jej potrzeby były dużo większe.
Konieczność dokonania kolejnych wzmocnień stała się jeszcze bardziej paląca, gdy najpierw kontuzji doznał Bartosz Kapustka, a później do Celticu Glasgow odszedł Josip Juranović. Chociaż presja stawała się coraz większe, to w lipcu i przez większość sierpnia Legia nie dokonała żadnego transferu. Braki kadrowe uzupełniła dopiero pod koniec okienka transferowego.
Mimo że mistrzowie Polski słabo rozpoczęli sezon w ekstraklasie, to dotychczasowe mecze w europejskich pucharach dają Legii nadzieję, że cierpliwość jej władz przy dokonywaniu transferów może się opłacić. Mimo że części nowych piłkarzy nie da się jeszcze w ogóle ocenić, to kilku już udowodniło, że może być dużym wzmocnieniem zespołu Michniewicza.
Zacznijmy od tych, o których na razie nie możemy powiedzieć. Yuri Ribeiro, Jurgen Celhaka, Ihor Charatin i Lirim Kastrati trafili do Legii najpóźniej i na razie albo zagrali po kilkanaście minut, albo jak Celhaka, jeszcze nawet nie zadebiutowali. Przykład Kastratiego daje jednak nadzieję na to, że transfery na ostatnią chwilę nie były efektem desperacji, a zachowania zimnej krwi, dokładnej obserwacji i wyczekania szansy na ściągnięcie kogoś lepszego.
Kastrati z dobrej strony zaprezentował się już w sobotę. Chociaż Legia przegrała ze Śląskiem Wrocław 0:1, to Kastrati, który wszedł na boisko w 46. minucie, wypracował kolegom 2-3 dogodne sytuacje do strzelenia gola. W środę zawodnik z Kosowa został bohaterem Legii, strzelając zwycięskiego gola w meczu ze Spartakiem Moskwa.
- Z Kastratim jest jak z nową sokowirówką, trzeba się nauczyć ją obsługiwać, aby zrobić dobry sok. On jest z nami krótko, bo raptem tydzień, w tym czasie poleciał jeszcze do Serbii, aby załatwić wizę. Jego atuty poznaliśmy w Zagrzebiu, gdzie sztafetą nie mogliśmy go dogonić. Po wejściu na boisko i zagranej piłce na wolne pole pokazał szybkość, jaką ma. Pamiętam, że Maik Nawrocki, goniąc go, prawie zemdlał. Już wtedy zwróciliśmy na niego uwagę. Wtedy nawet nie wiedziałem, że jest możliwość sprowadzenia go do nas - po meczu ze Spartakiem powiedział Michniewicz.
Nadzieja na to, że tegoroczne transfery okażą się trafione, jest tym większa, że coraz lepiej w Legii spisują się ci, którzy trafili do niej najwcześniej. Mahir Emreli zaliczył imponujące wejście do drużyny i został bohaterem dwumeczu z Bodo/Glimt w eliminacjach Ligi Mistrzów, kiedy w pierwszym spotkaniu zdobył dwie bramki, a w rewanżu dołożył asystę. Chociaż później Emreli zaciął się i do dzisiaj nie strzelił gola w ekstraklasie, to w międzyczasie był bohaterem dwumeczu ze Slavią Praga w eliminacjach Ligi Europy, kiedy strzelił trzy z czterech goli dla drużyny Michniewicza.
Pewnym punktem zespołu został też Maik Nawrocki. Chociaż na początku w europejskich pucharach Michniewicz wolał stawiać na Mateusza Hołownię, to po dobrej grze w ekstraklasie, Nawrocki wywalczył sobie miejsce w składzie na mecze z Dinamem Zagrzeb, Slavią i Spartakiem. W żadnym z nich nie odstawał, a w Pradze, gdzie miał dwie asysty, był jednym z bohaterów meczu.
Podobnie było w Moskwie, gdzie Nawrocki był najlepszy na boisku. 20-letni obrońca wygrał 6 z 9 pojedynków, miał po dwa wybicia, przechwyty i odbiory, zablokował aż pięć uderzeń. To od wygranego przez Nawrockiego pojedynku główkowego zaczęła się też bramkowa akcja Ernesta Muciego, którą wykończył Kastrati.
- Mecze o stawkę, czy gramy w ekstraklasie, czy w europejskich pucharach, stają się powoli dla Maika zwykłym dniem w biurze. W ogóle nie pokazuje nerwów i stresu. Być może tłumi to w sobie, ale na boisku nie widzę absolutnie żadnych stresowych sytuacji w jego wykonaniu. To na pewno kandydat do poważnego grania - po meczu ze Spartakiem powiedział o Nawrockim Michniewicz.
Coraz lepiej w Legii prezentuje się też Josue. Środkowy pomocnik miał spore zaległości treningowe, przez co na jego debiut przyszło czekać aż miesiąc po ogłoszeniu transferu. Same treningi i gubienie wagi nie sprawiły, że Portugalczyk od razu stał się gotowy do gry, stąd jego pierwsze występy w Legii były rozczarowujące. Szczególnie mowa o meczu w Radomiu, gdzie Josue pojawił się po przerwie, a i tak wyleciał z boiska za czerwoną kartkę.
Portugalczyk ma jednak za sobą niezły występ przeciwko Dinamu, z którym zagrał w 2. połowie rewanżu w Warszawie i dwumecz ze Slavią Praga. Środowy mecz ze Spartakiem, który Josue rozegrał w całości, był jego najlepszym występem w Legii i tylko potwierdził, że pomocnik rozkręca się z tygodnia na tydzień.
W Moskwie swojej jakości dowiódł też Mattias Johansson. W meczu ze Spartakiem reprezentant Szwecji zadebiutował w podstawowym składzie i bardzo dobrze poradził sobie w roli prawego wahadłowego. Chociaż nie można oceniać przydatności Szweda po jednym meczu, to występem ze Spartakiem udowodnił, że z prawą stroną Legii nie musi być wcale tak źle, jak pisano po odejściu Marko Vesovicia, Pawła Wszołka i Juranovicia. Johansson poradził sobie z problemami zdrowotnymi i od razu dał mistrzom Polski dużo jakości w meczu z bardzo wymagającym przeciwnikiem.
Jak na razie oczekiwań w Warszawie nie spełniają doświadczeni stoperzy - Joel Abu Hanna i Lindsay Rose. Obaj mieli być realnymi wzmocnieniami pierwszej jedenastki, a na razie mają problemy z pojawianiem się na boisku.
Abu Hanna zagrał tylko w ligowych meczach z Wisłą Płock (1:0), Radomiakiem (1:3), Wisłą Kraków (0:1) oraz Śląskiem i prawie po każdym można było mieć do niego zastrzeżenia. Prawie, bo w sobotę we Wrocławiu Abu Hanna grał raptem trzy minuty. Podobnie jest z Rosem, który nie błysnął w meczu z Rakowem o Superpuchar Polski oraz Wisłą Płock i Radomiakiem w ekstraklasie. 29-latek dostał też szansę w Pradze, ale mecz ze Slavią skończył się dla niego już po 45 minutach. W tym czasie Rose dostał żółtą kartkę i nie popisał się przy bramce Czechów na 2:2. Od tamtej pory Rose nie rozegrał ani minuty.
Słaba dotychczas forma Abu Hanny i Rose'a nie oznacza jednak, że można już ich skreślać. Chociaż nie wiadomo, czy ci zawodnicy zaczną grać tak, jak się tego od nich oczekuje, to przykład innego piłkarza pokazuje, że warto być cierpliwym. Chodzi o Muciego, który do Warszawy przyjechał zimą, a który dopiero teraz zaczyna pokazywać swój potencjał.
Wiosną Albańczyk rozegrał tylko siedem meczów w Legii, nie strzelił gola i nie miał asysty. W tym sezonie Muci na boisku pojawia się częściej i już zdążył zaimponować bramkami z Wisłą Płock i Dinamem oraz asystą w meczu ze Spartakiem. Sporo wskazuje na to, że Albańczyk coraz lepiej czuje się w Warszawie i że mistrzowie Polski mogą mieć jeszcze z niego sporo pożytku. Kto wie, może podobnie będzie z Abu Hanną i Rosem.
- Jestem bardzo zadowolony z jego postępów. Widzę w nim błysk, czyli to, czego w piłce nie da się nauczyć. Choć mam wrażenie, że mamy złe podejście w ocenie Muciego. Gdybyśmy przyjęli, że Muci jest Polakiem i że jest z 2001 rocznika, to mówilibyśmy, że to ogromny talent. A tymczasem jest obcokrajowcem, "wyrwanym" ze swojego środowiska. W ostatnim momencie, gdy mogliśmy to zrobić. Tego lata nie mielibyśmy już szans. A gdy patrzę na te pół roku przepracowane z nim zwłaszcza pod względem przygotowania fizycznego, to dla mnie jest to chłopak, który będzie rósł z każdym miesiącem. Ma ten błysk. Widzimy to w treningu. Jeśli przełoży to na mecz, to będzie dużą wartością dla tego zespołu - w rozmowie z portalem Sportowefakty.wp.pl powiedział Kucharski.
Pojedyncze występy nowych legionistów pokazały, że niemal każdy z nich jest w stanie dać drużynie sporo jakości. Udowodniły to też mecze w europejskich pucharach z teoretycznie silniejszym Dinamem, Slavią i Spartakiem. Teraz jednak zadaniem Michniewicza będzie stworzenie z tych zawodników drużyny, która zaimponuje nie tylko w Lidze Europy, ale też ekstraklasie, gdzie na razie sytuacja wygląda bardzo słabo.