Gdy w połowie 2020 roku było pewne, że pożegna się z Koroną Kielce, na biurku jego menedżera było 10 ofert. 10, jeśli mówimy tylko o klubach z polskiej ekstraklasy. Piłkarzem interesowała się nie tylko czołówka z Legią, Lechią, Pogonią, czy Piastem na czele. Zawodnik wybrał jednak ekipę, która do najwyższej klasy rozgrywkowej dołączyła 10 miesięcy wcześniej, a w roli beniaminka ekstraklasy zajęła miejsce w drugiej części tabeli. Patrząc z perspektywy kolejnego roku, wydaje się, że wybór był idealny. Jak mówi nam menedżer Cebuli, Raków wygrał jedną kluczową kwestią.
- Choć chciało go wielu, to jeden klub i jeden trener potrafił najlepiej ocenić jego możliwości i pozycję, na której będzie najmocniejszy. Dla mnie to był klucz do sukcesu - mówi nam, Daniel Weber z agencji InnFootball. - Marek Papszun jasno zadeklarował, że jak zawodnik przyjdzie do klubu, to będzie grał na dziesiątce. Dla nas i dla Marcina to była pozycja, która zawsze wydawała się optymalna. W Koronie gracz przeważnie był ustawiany na skrzydle, czy jako fałszywy skrzydłowy. Grał tam, bo grał, raz lepiej raz gorzej. Nie ma co ukrywać, że częściej chyba gorzej. Dlatego rok temu przy wyborze klubu apanaże i pieniądze zeszły na drugi plan. Najistotniejsze były sprawy sportowe, taktyczne, ustawienie i funkcje Marcina na boisku. Widać, że to się opłaciło - kończy agent.
W rok tyle goli, co przez całą karierę
Cebula jest obecnie jednym z najbardziej wyróżniających się graczy Rakowa. Mówimy o ofensywnym pomocniku, który do czasów Rakowa, w nieco ponad 140 meczach Ekstraklasy strzelił tylko 7 goli. Oczywiście w dużej części z tych spotkań wchodził na końcówki, a jeśli grał od początku, to zwykle był zmieniany w drugiej połowie. Tyle że po przyjściu do Częstochowy w jeden sezon i trzy kolejki kolejnego nastrzelał dla Rakowa tyle goli, ile przez osiem lat swojej kariery w Kielcach. W dodatku Cebula jest też bardzo pożyteczny jeśli chodzi o defensywę. Skąd taka odmiana? Nie był to wynik dotknięcia czarodziejską różdżką.
- Przed podpisaniem umowy Marcin rozmawiał z trenerem Papszunem, dokładnie wiedział, jakie będą wymagania. Wiedział, że będzie musiał więcej pracować w obronie, gdy trzeba cofnąć się po piłkę, odebrać ją rywalowi. Teraz tymi swoimi skutecznymi wślizgami nieźle zaskakuje. To też były istotne rzeczy, dla rozwoju samego piłkarza. Wierzymy, że on w swojej perspektywie ma jeszcze lepszą ligę niż polska i miał elementy, które musiał poprawić. Nie chodziło tylko o podniesienie jego ofensywnych liczb, ale też polepszenie gry bez piłki - mówi nam Weber. Dodaje, że Cebula robi to, czego wymaga od niego trener i cały czas utrzymuje pozycję w zespole.
- Z takim Rubinem Kazań wiedział, co ma robić, nie odstawał, a nawet się na boisku wyróżniał. Takie mecze są dla graczy bardzo ważne, wyobraźnia i marzenia włączają się w nich mocniej - mówi nam Weber przypominając, że piłkarz ma już 26 lat.
Paraliż meczowego znacznika i "krzywe bieganie"
Historia Cebuli jest o tyle ciekawa, że śledząc jego karierę, patrząc na dawne i obecne mecze, czy nawet przypominając, jak siebie opisywał sam zawodnik, widać olbrzymią ewolucję. Niegdyś w jego przypadku ciągle podkreślano, że ma problem z celnością. Rozbił przez to nawet kiedyś nos Danielowi Gołębiewskiemu. Kopał akurat piłkę w kierunku bramki, ale trafił w twarz stojącego niedaleko kolegi. Polała się krew i zrobiło nieprzyjemnie. Innym razem wbił ostrą lotkę do gry w nogę Bartosza Kwietnia, również niespecjalnie, chciał go tylko nastraszyć. Treningowych sytuacji, w których piłka, zamiast lecieć prosto, szła na boki, też było multum. W jednym z wywiadów przyznał, że często paraliżował go meczowy znacznik. Kiedy na zajęciach wiedział, że jest szykowany do wyjściowego składu, głowa przestawała mu współpracować z nogą. Co innego chciał, co innego wychodziło. - Podania nie trafiały do kolegów, strzały w bramkę, dośrodkowania albo łapał bramkarz, albo lądowały poza boiskiem. – Nawet biegałem jakoś krzywo – opisywał to w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Patrząc na kilka ostatnich goli Cebuli, aż nie chce się wierzyć, że to ten sam człowiek od sprawy z nosem Gołębiewskiego. Taką bramkę strzelił krzyżakiem w kwietniu w meczu z Lechem.
Również po jego ostatnim golu w starciu z Wisłą Kraków ręce same składały się do oklasków.
- Cebula ma momenty fenomenalne, ale brakuje mu ciągłości w grze. Jeśli to poprawi, to będzie klasowym graczem. Jego akcje są jednak wyraziste, spektakularne - mówił o swym podopiecznym trener Papszun pod koniec ubiegłego sezonu (rozmowa z Super Expressem). Być może w Rakowie pomogła mu nie tylko odpowiednia pozycja, nie tylko dobrze realizowana koncepcja gry trenera Papszuna, ale także treningi mentalne, które Raków dokłada wszystkim graczom w pakiecie. Z usług pracującego w klubie Pawła Frelika korzysta ponad połowa drużyny. Ten od 2016 roku przeprowadził już ponad półtora tysiąca sesji. Jeśli Cebulę kiedyś deprymował znacznik meczowy, tak teraz nie deprymują go nawet eliminacje europejskich pucharów i Rubin Kazań.
- Jeżeli w sztabach trenerskich są tacy ludzie jak Paweł Frelik, to dla mnie dziwną sytuacją jest niekorzystanie z ich usług. To pozbawianie siebie dodatkowej wartości, dodatkowego elementu. Nawet jeśli ten element da kilka procent, to już i tak warto - mówi nam Weber.
Aaa. Szybko odrestaurujemy piłkarza. Raków Cz.
Symptomatyczne jest to, że Raków jest miejscem, które odbudowuje, odrestaurowuje, a może po prostu, wznosi piłkarzy na wyższy poziom i to tak seryjnie. Na myśl najpierw cisną się gwiazdy, które już z klubu odeszły, odpowiednio za 6 i 3 mln euro. Kilka lat temu wydawało się to abstrakcją. Kamil Piątkowski był piłkarzem, który miał problemy, by przebić się do pierwszej drużyny Zagłębia Lubin. Ekipa z Dolnego Śląska pożegnała się z nim bez żalu. Początki w Rakowie były trudne, ale obrońca musztrowany przez Papszuna robił olbrzymie postępy. Davidem Tijanicem nie były zainteresowane kluby nawet środka tabeli ekstraklasy. Podziękowała mu też broniąca się przed spadkiem Wisła Kraków, ale Raków widział w nim potencjał i nie przejmował się sugestiami o jego kruchości. No i Tijanić był jednym z najlepszych ofensywnych pomocników naszej ligi. Podobne są też historie czasem przeciętnego czasem niezłego w Jagiellonii i niemogącego się potem przebić w Rijece Zorana Arsenica, czy Milana Rundica, który w Bielsku- Białej zupełnie nie zachwycał, a w Częstochowie został graczem bardzo solidnym. W podobnym tonie można opisać też rozwój Patryka Kuna i paru innych graczy, a za jakiś czas może dołączą lub już dołączają do nich kolejni: ściągnięty z rezerw Cracovii Mateusz Wdowiak czy przeciętny jak się wydawało bramkarz Vladan Kovacević, który właśnie zapewnił Rakowowi IV rundę el. Ligi Konferencji.
- Nasze transfery często są nieoczywiste, często kwestionowane, potem okazuje się, że w większości wypadków wydają się jednak słuszne - mówi nam prezes Rakowa Wojciech Cygan. - To wypadkowa kilku czynników. Po pierwsze zdolności oceny sztabu szkoleniowego, do którego dochodzi wszechstronne sprawdzenie gracza. To praca skautów, ale nie tylko. My chcemy wiedzieć o interesującym nas graczu wszystko, albo prawie wszystko. Nie tylko pod kątem sportowym, ale i mentalnym. Taki wywiad środowiskowy, który robimy dość szczegółowo, jest bardzo cenny. To nie są czasy, że agent piłkarza podeśle film z fajnie zmontowanymi kilkoma podaniami zawodnika. Do tego dochodzi oczywiście praca samych graczy - tłumaczy nam Cygan. Co do pochwał i zasłużonych braw dla Cebuli zgadza się i nie dziwi efektowi Rakowa.
- Trafił we właściwe miejsce, do właściwych ludzi i wszyscy sobie wzajemnie zaufali. Marcin widzi, że to, co było mu przestawiane, się sprawdza. Ja go pamiętam z czasów, jak był młodzieżowcem. Wszyscy na niego patrzyli, mówili, że to kandydat na wielkiego piłkarza, tylko że nigdy nie szły za tym liczby. U nas okazało się, że na odpowiedniej pozycji, ale też przy odpowiednim zestawieniu z innymi, on te liczby potrafi robić. Nie dość, że potrafi dograć i strzelić gola, to jeszcze potrafi zdobyć taką bramkę, że zachwyca się nią pół piłkarskiej Polski – cieszy się Cygan.
Cebula, pytany o swoje marzenia, wspominał kiedyś chęć gry w europejskich pucharach. Ten cel może spełnić się szybciej, niż zakładał sam piłkarz. Dzięki dobremu występowi całej drużyny przeciwko Rubinowi Kazań (1:0 w dmumeczu), Raków zagra teraz o fazę grupową Ligi Konferencji z KAA Gent. W Częstochowie belgijską operację profilaktycznie zaczęli już przed meczem z Rubinem i mają pierwsze wnioski po starciu Belgów z łotewskim FK RFS (2:3 w dwumeczu). Jak zwykle w Częstochowie wszystko jest pod kontrolą.