Wisła Kraków nie była w takiej sytuacji od trzech lat. Może stracić kluczowego piłkarza

Wisła Kraków po blisko trzech latach znowu objęła fotel lidera Ekstraklasy, ale w Krakowie bardziej niż zachwyty z tego powodu słychać huk kamienia spadającego z serca właścicieli i kibiców. Białą Gwiazdę czekają teraz tygodnie prawdy, a klub prawdopodobnie przystąpi do nich mocno osłabiony.

Wisła Kraków w przerwie między sezonami dokonała kolejnej rewolucji w składzie. Rewolucji, którą w ostatnich trzech latach robiła niemal co rundę. Tańsze było wrogiem dobrego, bo do Krakowa ściągano piłkarzy będących potrzebą chwili, często na wypożyczenie lub półroczny kontrakt, bo doskonale wiedziano, że ci piłkarze nie gwarantują odpowiedniej jakości w dłuższej perspektywie. Mieli wykonać swoje zadanie, którym w ostatnich latach było dla Wisły Kraków utrzymanie w ekstraklasie. Tylko że już poprzedni sezon pokazał, że pewna formuła notorycznego zarządzania kryzysem się wyczerpała, a zamiast marszu w górę tabeli Wisła ze strachem spoglądała za siebie. Właściciele Wisły też mieli tego dość, dlatego po kilku latach, wielu popełnionych błędach i nauce na nich zainwestowano w ludzi, którzy teoretycznie mają wszystko, by odbudować klub.

Zobacz wideo Jak wygląda sytuacja finansowa Wisły Kraków? "To normalna część życia w piłce nożnej"

Teoretycznie - to nie może nie wyjść

Mowa tu oczywiście o Tomaszu Pasiecznym, byłym skaucie Arsenalu i człowieku, który na polskim rynku był dyżurnym kandydatem na dyrektora sportowego, ale plotki mówiły, że żaden z klubów nie chciał dać mu odpowiedniej władzy. A sam Pasieczny też zapewne nie chciał rezygnować z prestiżowej pracy, by trafić do klubu, który nie da mu odpowiednich perspektyw i z góry byłoby wiadome, jak po pewnym czasie może zakończyć się jego praca. Miał przecież podobne doświadczenia w Cracovii. Drugą taką osobą jest słowacki trener Adrian Gula, który w całej karierze trenerskiej nie zszedł poniżej pewnego, dobrego poziomu średniej punktów na mecz. Nawet, teoretycznie nieudana dwuletnia przygoda z Victorią Pilzno była dla niego bardzo dobrym doświadczeniem, bo w pierwszym sezonie Victoria zachwycała, a w kolejnym wybujałe marzenia kibiców i władz klubu sprawiły, że Gula pożegnał się ze swoim stanowiskiem. Mało kto mógł jednak wtedy sądzić, że 45-latek trafi do Polski. Dlaczego? Bo jest trenerem z lepszego, piłkarskiego świata. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę różnicę między ligą czeską i polska.

Wielki głaz spadł z serca

W pierwszym meczu sezonu Wisła Kraków pokazała się z bardzo dobrej strony. Pokonała Zagłębie Lubin 3:0, a chyba najważniejsze w tym spotkaniu było to, że prawie każdy z nowych piłkarzy mocno przyczynił się do zwycięstwa. W Krakowie nikt nie powie tego głośno, ale słychać, że w klubie wszyscy mocno odetchnęli. Każdy bał się otwarcia sezonu jak ognia, bo wiadomo, że rozpoczęcie sezonu od straty punktów matematycznie niewiele zmienia, ale dla morale może być bardzo złe. Tymczasem w Wiśle wszyscy dostali wiatru w żagle i uwierzyli w nowy projekt. Trener zyskał zaufanie piłkarzy, a kibice nadzieje na lepsze jutro. Choć najbardziej wymowny jest jednak wpis Tomasza Pasiecznego, który tuż po meczu napisał na Twitterze: "Fajny początek długiej drogi". Bo jedno zwycięstwo niczego ani nie zbudowało, tak jak porażka nie przekreśliłaby projektu. 

"Hard reset systemu", który po sezonie 2020/2021 zapowiedział w mediach Jarosław Królewski, wszedł jednak na nowy poziom realizacji. A tak pewna wygrana na pewno dała motywacyjnego kopa piłkarzom z Krakowa i podbudowała takich zawodników jak napastnik Jan Kliment, który trafił do siatki rywala już w debiucie i pokazał, dlaczego w Czechach nazywano go jednym z najlepiej pracujących na boisku napastników. Dwie asysty zaliczył też Michal Skvarka, który może fizycznie jeszcze odstaje od kolegów, ale w niego wierzy za to trener Gula, dla którego Skvarka w Żilinie był jednym z najważniejszych piłkarzy. Z kolei Aschraf el Mahdoui pokazał za to, dlaczego na Słowacji nazywano go mózgiem drużyn, a lewy obrońca Matej Hanousek pokazał niebywały wręcz jak na polską ligę potencjał fizyczny i umiejętność biegania przez cały mecz. Z kolei Mateusz Młyński przypomniał kibicom w Ekstraklasie swoje umiejętności panowania nad piłką i dryblingu.  

Tygodnie prawdy w Krakowie

Wisła Kraków ma dodatkowo bardzo dobrze wyglądający terminarz i jeśli klub chce walczyć w tym sezonie o coś więcej niż o pozostanie w lidze, to w najbliższych meczach musi mocno punktować. Wszyscy w Krakowie podkreślają, że celem na ten sezon są po prostu miejsca powyżej dziewiątego, a najbliższe mecze to spotkania z beniaminkiem Termalicą BrukBet Nieciecza, z Rakowem (który będzie między meczami w eliminacjach pucharów), a także ze Stalą Mielec i Górnikiem Łęczna. Jeśli jednak Wisła w tych meczach straci sporo punktów, to druga połowa jesieni może być dla nich mocno nieprzyjemna, bo trzeba się będzie mierzyć z dużo lepszymi zespołami. Pierwszy z meczów prawdy już w sobotę o godzinie 17.30, a Wisła zagra na wyjeździe z Termalicą, która w pierwszym meczu sezonu 1:1 zremisowała ze Stalą Mielec. 

Jeden pewniak w meczach Wisły Kraków

Wisła Kraków Adriana Guli to zespół, który nie będzie bał się atakowania szeroką ławą i wchodzenia w pojedynki jeden na jednego. Tym bardziej że Wisła ma kim straszyć, bo Yaw Yeboah, Stefan Savić, Mateusz Młyński, Piotr Starzyński czy co oczywiste Jakub Błaszczykowski, to piłkarze, którzy potrafią nieźle zakręcić rywalami w polu karnym. Doskonale przekonali się o tym sparingpartnerzy Wisły Kraków, bo w każdym ze sparingów dla Wisły był dyktowany co najmniej jeden rzut karny. A oglądając skróty meczów łatwo zauważyć, że gdyby na sparingach był VAR, to Wisła mogłaby mieć tych karnych jeszcze więcej. Ba, w pierwszym meczu sezonu pierwsza bramka też padła z rzutu karnego dla Wisły, a wywalczył go Piotr Starzyński, który wpadł w pole karne i obrońca Zagłębia ręką powstrzymał zagranie 17-latka. Obrońcy rywali muszą się więc mieć na baczności, bo trener Gula wręcz zachęca swoich piłkarzy do gry 1 na 1. Bo to była jedna z jego broni w Zilinie czy Victorii Pilzno. 

Oczywiście, to tylko Ekstraklasa i nie jest powiedziane, że teraz Wisła nie przegra kilku kolejnych meczów z rzędu. Wydaje się jednak, że tak się raczej nie stanie, bo krakowski klub jest dobrze przygotowany do rundy. Na ten moment ma bardzo szeroka ławka rezerwowych, a w Krakowie czekają jeszcze na powrót do zdrowia kilku ważnych piłkarzy, jak choćby Patryk Plewka, Adi Mehremić, Alan Uryga, a to są piłkarze, którzy z miejsca mogą wskoczyć do pierwszej jedenastki. 

Osłabienia będą większe?

Oprócz wspomnianych wyżej kontuzji w meczu z Termalicą na pewno nie zagrają Stefan Savić i Jakub Błaszczykowski, którzy narzekają na problemy zdrowotne. Wszystko wskazuje jednak na to, że osłabienia Wisły Kraków będą w najbliższych dniach większe, bo o krok od odejścia z klubu jest Mateusz Lis. Bramkarz ma jeszcze tylko rok kontraktu z Wisłą Kraków i sam chce odejść do lepszej ligi. Dlatego perspektywa zarobienia za niego około miliona euro musi być dla Wisły kuszącą perspektywą.

Biała Gwiazda zabezpieczyła się na tę okoliczność sprowadzeniem perspektywicznego Mikołaja Biegańskiego, który wyróżniał się w 2. lidze, a także Kacpra Rosę, który w poprzednim sezonie grał w Odrze Opole (w 1. lidze). Perspektywa konieczności wystawiania każdego z nich do składu jest równoznaczna, z tym że wspomniani bramkarza raczej na pewno zapłacą frycowe za brak doświadczenia  w ekstraklasie i wszyscy w klubie muszą być tego pewni. Dokładnie tak samo bywało w przeszłości choćby z Mateuszem Lisem, który na początku popełniał sporo błędów, ale po okrzepnięciu stał się jednym z lepszych bramkarzy w lidze. Brak ogranego bramkarza może jednak oznaczać kilka przypadkowo straconych punktów. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.