Wielki transfer złotego dziecka polskiej piłki jest nieunikniony. "Rzadko oglądamy coś takiego"

Dawid Szymczak
Kacper Kozłowski nie traci czasu: dopiero co został najmłodszym piłkarzem w historii Euro, a już zaczął sezon ekstraklasy golem po 24 sekundach od wejścia na boisko. Ale jest też obawa, że trzeba spieszyć się go oglądać, bo zaraz z Polski wyjedzie. - Znamy realia. Nie utrzymamy go przez następne dwa czy trzy lata, ale chcemy, żeby spędził z nami jeszcze ten sezon. Chcemy się nim nacieszyć - mówi Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy Pogoni Szczecin.

Od zawsze miał talent, od dziecka słyszał, że jest najlepszy, błyszczał w każdej młodzieżowej kadrze, ale w 2021 roku w karierze Kacpra Kozłowskiego nastąpił przełom: w marcu dostał powołanie do dorosłej reprezentacji i zadebiutował w meczu z Andorą, w maju Paulo Sousa ogłosił, że zabiera go na Euro, a w czerwcu wpuścił na boisko przeciwko Hiszpanii. Kozłowski miał wtedy 17 lat i 246 dni - w całej historii mistrzostw Europy nie było młodszego piłkarza. W lipcu zadebiutował w kwalifikacjach europejskich pucharów, a w ostatnią niedzielę strzelił niezwykle efektownego gola Górnikowi Zabrze.

Zobacz wideo To szaleństwo! Kacper Kozłowski na celowniku gigantów

- To wszystko, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach, wpłynęło na Kacpra bardzo pozytywnie. Grał z najlepszymi piłkarzami w Polsce, mógł się przyglądać i podpatrywać. Przeżyć taki turniej mając 17 lat? Wielkie doświadczenie, bardzo duży kapitał. Zastrzyk motywacji, odwagi i pewności siebie. To wszystko było widać w tej akcji w meczu z Górnikiem. Rzadko oglądamy na polskich boiskach takie indywidualne popisy, tym bardziej w polu karnym, gdzie jest bardzo mało miejsca - uważa Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy Pogoni Szczecin i były reprezentant Polski. 

Kiedy Paulo Sousa wypatrzył Kacpra Kozłowskiego? "Wystarczyło zobaczyć mecz z Lechem Poznań"

Zaskakujące nie są jednak same umiejętności Kozłowskiego, bo już w styczniu pisaliśmy, że to najbardziej utalentowany piłkarz w ekstraklasie, ale tempo jego rozwoju. Wprawdzie skauci i trenerzy z akademii Pogoni Szczecin pół roku temu przekonywali, że kwestią czasu jest powołanie Kozłowskiego do reprezentacji Polski i transfer do zagranicznego klubu, ale nawet oni nie spodziewali się, że już trzy miesiące później Kozłowski będzie po debiucie. I to u nowego, zagranicznego selekcjonera, który nie dość, że miał niewiele czasu, by przyjrzeć się piłkarzom, to jeszcze niespecjalnie ceni tych, grających w polskiej lidze.

- Z tego co wiem, sztab trenerski reprezentacji po rozpoczęciu pracy obejrzał większość meczów ekstraklasy z rundy jesiennej. Wystarczyło zobaczyć nasze spotkanie z Lechem Poznań, w którym Kacper grał na Jakuba Modera, świetnie sobie poradził i miał efektowną asystę przy golu Sebastiana Kowalczyka. Każdy trener ma "swoich dzieciaków" i akurat Paulo Sousie w oko wpadł Kozłowski. Moim zdaniem się nie pomylił, bo Kacper ma potencjał, żeby grać w kadrze przez następnych kilkanaście lat - uważa Dariusz Adamczuk. - Rozmawiałem z Kacprem na gorąco po pierwszym powołaniu i był zaskoczony, bo dopiero zadomawiał się w seniorskiej piłce i nie miał jeszcze zbyt wielu meczów w ekstraklasie. Ale na drugi dzień powiedział mi, że jedzie na to zgrupowanie, by powalczyć o swoje. Już był spokojny, już sobie wszystko ułożył w głowie. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo pamiętam swoje pierwsze powołanie do reprezentacji. Miałem wtedy 22 lata, więc byłem ponad cztery lata starszy, a emocje we mnie buzowały. Trzeba zdawać sobie sprawę ze skali: jak ja miałem 17 lat, to wielkim wyzwaniem był dla mnie sam trening z pierwszą drużyną Pogoni. A Kacper dostaje w tym wieku powołanie do kadry i świetnie sobie radzi. 

Kozłowski szybko przekonał do siebie doświadczonych reprezentantów Polski. Przede wszystkim odwagą i pewnością siebie. Na treningach nie było czuć, że jest debiutantem. Przed nim na zgrupowania przyjeżdżało wielu młodych, zdolnych piłkarzy, ale najczęściej potrzebowali czasu na oswojenie się. Niektórych na pierwszych treningach zjadały nerwy, innych ograniczał stres. Unikali ryzyka, by nie zepsuć akcji. Kozłowski nie miał tego problemu. Zresztą, już wchodząc do pierwszej drużyny Pogoni Szczecin, mówił do starszych piłkarzy, by jak najczęściej podawali mu piłkę. Adam Frączczak usłyszał: "Podaj do wujaszka, wujaszek już coś z tą piłką zrobi". Podczas zgrupowania kadry Kozłowski "wujaszkiem" się nie nazywał, ale wciąż wyróżniał się pewnością siebie. Bramkarzom i środkowym obrońcom podobało się to, że niemal w każdej akcji zgłaszał się po piłkę. Sousa doceniał przede wszystkim jego odwagę i przebojowość, dlatego dał mu zadebiutować już w marcowym meczu z Andorą, a podczas Euro nie obawiał się go wpuścić na 35 minut z Hiszpanią i na kwadrans ze Szwecją.

- Wiem, jak Kacper radził sobie na zgrupowaniu reprezentacji. Na boisku był odważny i pewny siebie, ale poza nim cichy i spokojny. Nie za bardzo rzucał się w oczy, znał swoje miejsce w szeregu. Byłbym zdziwiony, gdyby było inaczej. On tak ma. Drużyna piętnastolatków? Robi swoje. Rezerwy? Robi swoje. Pierwsza drużyna? Kwalifikacje europejskich pucharów? Sparing kadry? Mecz z Hiszpanią na Euro? Nie pęka, rywal nie ma znaczenia. Wychodzi na boisko i jest pozytywnie bezczelny - zdradza Adamczuk.

Chociaż trenerzy, którzy pracowali z Kozłowskim przekonują, że to zawodnik bardzo silny mentalnie, to po każdym jego sukcesie wracają te same komentarze: że jest jeszcze młody, że łatwo go zagłaskać, że komplementy go rozleniwią, że za szybko uwierzy we własną doskonałość. - Kiedy był młodszy nie było o nim tak głośno jak teraz, ale nasze telefony już dzwoniły, bo w tym futbolowym światku był znany, jako wielki talent. Teraz zmieniła się skala, doszedł ten zewnętrzny szum, ale i Kacper w tym czasie dojrzał. Dorośleje z miesiąca na miesiąc. Inna jest głowa piętnastolatka a prawie osiemnastolatka. Wtedy sobie z tym radził i teraz też daje radę. Jeżeli jest trochę buńczuczny czy zarozumiały, to tylko na boisku, a tam jest to pożądane. Jemu nie odbiło, nie nosi wysoko głowy. Pod tym względem pobyt na zgrupowaniu reprezentacji niewiele zmienił. Wciąż jest jednym z najmłodszych w naszej drużynie, więc po treningu zbiera sprzęt - dodaje dyrektor sportowy Pogoni.

Jak długo Kacper Kozłowski pogra w ekstraklasie? "Nie mam codziennie dwudziestu nieodebranych połączeń od przedstawicieli największych klubów"

Na początku roku informowaliśmy, że skauci Tottenhamu wnikliwie przyglądali się Kozłowskiemu i wystawili mu najwyższą ocenę. Oko na niego mieli też wtedy skauci Manchesteru United. Ale dopiero podczas Euro transferowa karuzela rozkręciła się na dobre. Włoskie dzienniki pisały, że Polakiem interesuje się Juventus, Cagliari i Torino, niemieckie dodawały Borussię Dortmund i Borussię Moenchengladbach. Do tego FC Barcelona, Saint-Etienne, Red Bull Salzburg i Brighton. To wszystko medialne spekulacje. Jedne wydają się bardziej realne, inne mniej. Dariusza Adamczuka pytamy, czy po mistrzostwach zainteresowanie Kozłowskim rzeczywiście wzrosło i czy tytuł najmłodszego piłkarza w historii Euro jakoś na nie wpłynął.

- Nie mam codziennie dwudziestu nieodebranych połączeń od przedstawicieli największych klubów. Te zespoły, które się z nami kontaktowały, wiedzą, że my nie czekamy na telefony. Podchodzimy do tego wszystkiego spokojnie. Nie przychodzę rano do biura i nie sprawdzam od razu, kto do mnie dzwonił w sprawie Kacpra. Ale znamy realia. Nie utrzymamy takiego talentu przez następne dwa czy trzy lata. Chcemy jednak, żeby Kacper spędził z nami jeszcze ten sezon. My też chcemy się nim jeszcze nacieszyć. W wielu klubach dobrze rozumieją, że on przez ten rok w Pogoni może się jeszcze rozwinąć i wszystkim wyjdzie to na dobre - odpowiada dyrektor sportowy.

- Kacper jest najmłodszym piłkarzem w historii mistrzostw Europy. Nie ma co się oszukiwać. To jest historia. Cieszymy się, że ten tytuł należy do Polaka i wychowanka Pogoni Szczecin. Na pewno dodaje to pikanterii tej sytuacji, ale nie sądzę, żeby to miało duży wpływ na to, co wydarzy się z Kacprem. On musi dalej udowadniać swoją wartość na boisku - dodaje dyrektor sportowy Pogoni. 

Na razie Kozłowski rozegrał w ekstraklasie 1118 minut w 25 meczach, czyli średnio grał po 45 minut w każdym z tych spotkań. Sam zawodnik czuje więc, że w Pogoni ma jeszcze pole do rozwoju. Przede wszystkim w tym sezonie chciałby uzbierać znacznie więcej minut niż w poprzednim. A bardziej regularna gra powinna przełożyć się na większą liczbę goli i asyst. Dwie zdobyte bramki i trzy asysty na kolana nie rzucają. - Jako klub cały czas musimy pamiętać o jego wieku i kontrolowaniu jego zmęczenia. Nie możemy przesadzić. Zagrał z Osijekiem w pierwszym składzie, dwa dni po meczu miał dość wysokie markery zmęczeniowe, więc spotkanie z Górnikiem Zabrze zaczął na ławce. Wszedł i świetnie zagrał w końcówce. To dla nas nic nowego. Już w juniorach było tak, że Kacper jechał na zgrupowanie reprezentacji, grał tam trzy mecze w siedem dni, wracał do klubu i mimo że mieliśmy ważny mecz w Centralnej Lidze Juniorów, dawaliśmy mu wolne. Najważniejsze jest dla nas to, żeby w każdym meczu mógł pokazać swój talent i dawał korzyści drużynie - mówi Adamczuk.

Z drugiej strony za spore pieniądze wyjeżdżali z Polski piłkarze nawet mniej doświadczeni od Kozłowskiego: Bartosz Białek odszedł z Zagłębia Lubin już po dziewiętnastu występach w ekstraklasie. Jakub Moder i Michał Karbownik w chwili podpisania umowy z Brighton mieli ich po 31, a sama Pogoń sprzedała Sebastiana Walukiewicza po 32 meczach w ekstraklasie. - Sam Kacper nie pali się do wyjazdu. Nie spieszy mu się. Ale zobaczymy. W piłce można powiedzieć i zadeklarować wszystko, ale następnego dnia wydarzy się coś nieoczekiwanego i trzeba odszczekiwać. Ale my naprawdę nie liczymy w głowie tych euro, które na nim zarobimy. Kacper ma chłodną głowę i klub też ją ma - zapewnia Adamczuk. 

- A czy to będzie rekord transferowy ekstraklasy? (Wynosi 11 mln euro, należy do Lecha Poznań i Jakuba Modera - red.) Nie wiem, bo o pieniądzach z żadnym klubem nie rozmawialiśmy. Ale cóż, pewnie zainteresowane kluby się domyślają - uśmiecha się dyrektor sportowy Pogoni.

Więcej o:
Copyright © Agora SA