Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Marek Koźmiński bez większych problemów wygra kolejne wybory na prezesa PZPN. W ostatnich tygodniach nie brakuje głosów, że to Cezary Kulesza obejmuje prowadzenie w tym wyścigu. Pojawił się nawet plotki, że obecny wiceprezes zrezygnuje ze startu z wyborów. Ale Koźmiński chce się zmierzyć z Kuleszą i w wywiadzie dla magazynu "Piłka Nożna" odniósł się do kilku kwestii. - Mam wrażenie, że spekulacje medialne inspirowane były przez osoby, które ewidentnie boją się mojego kandydowania - stwierdził wiceprezes PZPN.
Były reprezentant Polski dostał pytanie, czy będzie pobierał pensję, jeśli wygra? - Proszę bardzo - nie będę. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Mam to szczęście, że pieniądze są jednym z ostatnich moich zmartwień. Co do zasady, gdy sprawujesz jakąś funkcję, powinieneś otrzymywać za to wynagrodzenie, członkowie zarządu federacji otrzymywali pieniądze za udział w posiedzeniach - ja i Czarek Kulesza również. Nie idę jednak do PZPN po kasę i nie idę po władzę. Ja mogę być wiceprezesem, ale u kogoś, kto jest figurą w polskiej piłce. To środowisko wykreowało mnie na kandydata na następcę prezesa Bońka - stwierdził Koźmiński.
Na początku lipca doszło do ważnego spotkania. Spotkania tzw. lokalnych "baronów", które nie obyło się bez kontrowersji. To miały być "prawybory" przed tym, co czeka nas 18 sierpnia na Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym PZPN, gdzie zostanie wybrany nowy prezes PZPN, który przejmie schedę po Zbigniewie Bońku. Aż 60 ze 118 głosów w tym głosowaniu należy bowiem do wojewódzkich związków piłki nożnej, dlatego wybór wiceprezesa PZPN ds. piłki amatorskiej miał pokazać wiele nt. układu sił w piłkarskiej Polsce. Tym bardziej, że ubiegać się o to stanowisko mieli popierany przez Cezarego Kuleszę Adam Kaźmierczak z Łódzkiego ZPN, a także Radosław Michalski z Pomorskiego ZPN, wspierany przez Marka Koźmińskiego. Zwyciężył Kaźmierczak, który otrzymał poparcie aż 10 prezesów związków wojewódzkich. 4 prezesów wstrzymało się od głosu, a dwóch... wyszło z sali jeszcze przed głosowaniem. Po tym, jak prezesi przegłosowali, że będzie ono jawne, Radosław Michalski i Andrzej Padewski (prezes Dolnośląskiego ZPN i wiceprezes PZPN ds. zagranicznych) w ramach protestu opuścili salę. To jednak nie zatrzymało głosowania, bowiem kandydaturę Adama Kaźmierczaka i tak pozytywnie rekomendowała ponad połowa uprawnionych do głosowania (10 z 16). Więcej na ten temat znajdziecie TUTAJ.
- Kilku baronów postanowiło narzucić przebieg spotkania, unormować je w wygodny dla siebie sposób, nie każdy był o tym wcześniej poinformowany, nie było w tym temacie pół wiadomości, pół maila. Czy to spotkanie było porażką mojego obozu? Nie, to spotkanie było porażką polskiej piłki. Naginane, przymuszane, nietransparentne. Ktoś powie, że teraz się tłumaczę, bo w liczbie poparć obóz kojarzony ze mną przegrał dziesięć do sześciu, ale na sali znajdował się przynajmniej jeden zastraszony baron, który być może poparłby innego kandydata, gdyby głosowanie było niejawne. A może było ich więcej? - zakończył Koźmiński.
Wybory na prezesa PZPN odbędą się 18 sierpnia.