Drugi raz oszukali przeznaczenie. Za trzecim razem może dojść do katastrofy

To miał być sezon, w którym Wisła Kraków zrobi krok do przodu i na dobre rozpocznie budowę zespołu. Finalnie w klubie nie ma trenera, odeszło ośmiu piłkarzy, a jak bumerang powracają pytania, czy klub może dalej funkcjonować w układzie, w którym piłkarz jest jednocześnie właścicielem klubu.

"Utrzymanie to za mało by kibiców radowało" – skandowali kibice Wisły Kraków po ostatnim meczu swojego zespołu z Piastem Gliwice, który Wisła wygrała 3:2. Cały zespół wycisnął maksimum z tego dnia – udało się wygrać, zająć wyższe miejsce w tabeli, a dzięki wystawieniu odpowiedniej liczby młodzieżowców, udało się również wskoczyć na czwarte miejsce w Pro Junior System. W meczu z Piastem Wisła podniosła z boiska około milion złotych. Cały sezon po raz kolejny był pasmem niepowodzeń i fani Wisły mogą odetchnąć, że już się skończył.

Zobacz wideo "Błaszczykowski wybuchł jak wulkan". Zachowanie Hyballi to była farsa [SEKCJA PIŁKARSKA 87]

Dyrektor potrzebny od zaraz

Gdyby zbadać najpopularniejsze frazy, jakie pojawiały się na Twitterze po porażkach Wisły w lidze, to to najczęściej pojawiającą się byłaby "dyrektor sportowy". Bo właśnie na polu sportowym klub ma ogromne problemy. Odkąd trio Tomasz Jażdżyński – Jarosław Królewski – Jakub Błaszczykowski przejęło Wisłę, po wszystkich perturbacjach z przełomu 2018 i 2019 roku, klub organizacyjnie powoli wychodzi na prostą. Zadłużenie topnieje, a mimo pandemii nadal nie słychać o poślizgach w wypłatach dla piłkarzy. Niedawno Wisła pochwaliła się przedłużeniem umowy z jednym ze sponsorów, który reklamował się na koszulkach. Niestety, zupełnie inaczej jest na boisku. A przecież jest to klub piłkarski i liczba sponsorów nigdy nie ucieszy kibiców tak samo, jak liczba bramek zdobytych w meczach.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest mizerna skuteczność transferowa Wisły, nie tylko w tym sezonie. Ciężko o bardziej dobitny przykład porażki na tym polu niż to, jak potoczyły się losy zimowych wzmocnień – wszyscy ci piłkarze, oprócz Krystiana Wachowiaka i powracającego z wypożyczenia Serafina Szoty, zostali pożegnani bez żalu. W historii Wisły zapisał się Żan Medved, który może śmiało stanąć do zawodów o miano najgorszego napastnika Wisły w tym wieku. Najwięcej z tej czwórki klubowi dał Uros Radaković, który strzelił bardzo ważną bramkę w meczu z Wisłą Płock. Gol dał prowadzenie jego zespołowi i niezwykle ważne trzy punkty. Serb przypłacił to kontuzją, czym zyskał sympatię kibiców, ale potem nie wyróżniał się na boisku. Pomyłką okazał się Mawutor, a Kone też Ekstraklasy nie podbił, chociaż jak na faceta, który nie grał rok, nie wyglądał źle.

Letnie transfery Wisły to również zawód. Największym był Stefan Savić. Austriak, który był gwiazdą w Słowenii w ostatnim meczu sezonu strzelił piękną bramkę, dzięki której jego dorobek to dwa gole i cztery asysty – mało jak na ofensywnego gracza, o którego Wisła długo zabiegała. Yaw Yeboah w rundzie wiosennej całkowicie zgasł i coraz bardziej irytował. Dawid Abramowicz został po pół roku pożegnany, a o związku z Fatosem Becirajem Wisła chciałaby pewnie jak najszybciej zapomnieć. Trzeba się postarać, żeby w jednym sezonie sprowadzić takich dwóch napastników, jak Beciraj i Medved.

Najlepsze transfery Wisła zaliczyła, można powiedzieć, spontanicznie. W ostatnim dniu okienka transferowego do klubu przyszedł Felicio Brown Forbes, który z siedmioma bramkami został najlepszym strzelcem zespołu. Gdyby zamiast niego grał Medved lub Beciraj, to Wisła byłaby w znacznie większych tarapatach. Dużo dobrego zrobił też Michal Frydrych, który miał znakomity początek, po czym przygasł, ale i tak był najlepszym obrońcą w kadrze.

Trenerzy na pół roku

Skuteczność Wisły w dobieraniu piłkarzy idzie w parze ze skutecznością w dobieraniu trenerów. Sezon zaczął Artur Skowronek, który w poprzedniej kampanii wykonał trudną misję utrzymania zespołu z lidze. Po przerwie w rozgrywkach spowodowanej koronawirusem zaczęły pojawiać się niepokojące sygnały. Wisła grała znacznie gorzej a przewaga nad strefą spadkową niebezpiecznie stopniała. Ostatecznie, dzięki trzem wygranym z rzędu z Wisłą Płock, Górnikiem Zabrze i ŁKS-em Wisła przypieczętowała utrzymanie i przystąpiła do nowych rozgrywek z Arturem Skowronkiem na ławce.

Już wtedy pojawiały się głosy, że może lepiej pożegnać się z trenerem. Wisła pod jego wodzą prezentowała się dobrze, ale tylko do przerwy w rozgrywkach. Po niej wszystko się posypało, a Wisłę utrzymały w dużej mierze skuteczność Jakuba Błaszczykowskiego i Alona Turgemana. Błaszczykowski w mediach wspominał, że o wyborze Skowronka zadecydowała jego intuicja. Ta podpowiedziała mu dobrze, bo Skowronek wypełnił zadanie i utrzymał Wisłę, choć wielu skazywało ją na pewny spadek. Po intuicji Błaszczykowskiego zabrakło chłodnej i dogłębnej analizy pracy trenera w kolejnych miesiącach. Efekt – dwa zwycięstwa w 11 meczach z najsłabszymi wówczas zespołami (Podbeskidziem i Stalą), a poza tym kilka kompromitujących występów z porażką z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski w Pucharze Polski na czele.

Władze zdecydowały się na zmianę i wybrały Petera Hyballę, z którym pod Wawelem wiązano duże nadzieje. Niemca zatrudniono praktycznie z dnia na dzień i być może brak odpowiedniego rozeznania był jedną z przyczyn jego ostatecznej porażki w Krakowie. Trener w wywiadach podkreślał, że jest dominujący, nie gryzie się w język, mówi co myśli i twierdził, że władze klubu właśnie kogoś takiego potrzebują, skoro go zatrudniono. Również na forach kibicowskich kibice przekonywali się nawzajem, że w klubie doskonale wiedzieli, jaki jest Hyballa. Koniec końców wyszło na to, że chyba nikt w klubie nie był na to gotowy.

Kiedy trenerem był jeszcze Artur Skowronek, kibice Wisły winą za słabe wyniki obarczali szkoleniowca. W czasie kadencji Hyballi wajcha przesunęła się w stronę piłkarzy. Niektórzy fani po prostu zdali sobie sprawę z tego, że to nie na ławce trenerskiej jest największy problem, inni widzieli w Hyballi powiew Zachodu, profesjonalizmu i oskarżali zawodników o lenistwo i sabotaż. Wyglądało to tak, jakby nikt nie chciał dopuścić do siebie myśli, że w Wiśle nie zgadza się nic – ani gracze, ani trener. Można powtarzać jak mantrę mit o piłkarzach zwalniających trenerów, którym się nie chce. Można też udawać, że wszystko jest przesadzone. Jednak jak złoży się wszystko do kupy, to widać wyraźnie, że wewnątrz szatni było po prostu źle. Zaczęło się od sprawy Tima Halla, ale wtedy Hyballa miał czystą kartę, a Luksemburczyk był anonimowym piłkarzem, który od dawna nie grał. Wszyscy więc wyśmiali zawodnika i jego agenta. Może słusznie, bo Tim Hall nadal jest bez klubu, a może był to pierwszy sygnał alarmowy. Wydaje się, że wszystko runęło w przerwie na reprezentację.

Peter Hyballa miał dokręcić śrubę piłkarzom podczas tych dwóch tygodni. Wyniki natychmiast się pogorszyły, a do tego doszły dziwne decyzje personalne trenera, a także informacje o złym traktowaniu piłkarzy. Zaczęło się od wpisu Vullneta Bashy na Instagramie, który pod zdjęciem Błaszczykowskiego napisał, że ten nie został włączony do kadry meczowej. Jak czas pokazał, był to przytyk w stronę trenera. Potem ten sam piłkarz udostępnił na portalu zdjęcia z Kubą i Kazimierzem Kmiecikiem z podpisem "respect legends". Wszystko to po tym, jak w ośrodku treningowym w Myślenicach pojawiły się transparenty w tym samym tonie, kiedy do mediów wyciekły informacje o konflikcie Hyballi z Błaszczykowskim i Kmiecikiem.

Basha jako pierwszy tak jawnie opowiedział się przeciwko trenerowi. Wkrótce kolejni piłkarze dawali do zrozumienia, że coś jest nie tak. Jean Carlos Silva w rozmowie z Interią stwierdził, że odsunięcie go od kadry nastąpiło z przyczyn osobistych, a nie sportowych. Taką wersję potwierdził później w rozmowie z Gazetą Krakowską Rafał Boguski. Aż w końcu Jakub Błaszczykowski w meczu z Lechem zakończył domysły i spekulacje, ostentacyjnie mijając trenera i celebrując bramkę z Boguskim i Kmiecikiem.

Problemy na własne życzenie

Ten gest spotkał się z lawiną krytyki. Nic dziwnego – w najlepszym razie Błaszczykowski zapomniał, że łączy funkcje piłkarza i właściciela. Zachowanie Kuby pozbawiło złudzeń co do przyszłości Hyballi, ale zrodziło mnóstwo pytań o hierarchię w klubie. Być może Hyballa rzeczywiście stał się nie do zniesienia, co jest prawdopodobne zważywszy na jego dotychczasową karierę i szereg sygnałów wysyłanych od piłkarzy. W świat może pójść inny, bardzo szkodliwy przekaz – dopóki Błaszczykowski nie będzie regularnie pojawiał się na boisku, albo nie będzie żył w zgodzie z trenerem, to szkoleniowiec będzie zagrożony. Niekoniecznie musi być to prawda, ale legenda Wisły sama dostarczyła paliwa do takich spekulacji.

PR-owe działania władz Wisły to też osobny temat. Właściciele kilka razy strzelili sobie w stopę. Po ostatnim meczu sezonu Zbigniewa Bońka zaczepił Błaszczykowski. Oczywiście, odpowiadał na słowa prezesa PZPN-u, które mogły go dotknąć, ale te pewnie by nie padły, gdyby nie wcześniejsza demonstracja Kuby. Najgłośniejszą sprawą był oczywiście konflikt z Olkiem Buksą i jego ojcem. Przypomnijmy – Wisła poinformowała latem zeszłego roku, że przedłużyła kontrakt ze swoim młodym napastnikiem do 2023 roku. Szybko okazało się, że na papierze umowa obowiązuje do 2021 roku, a reszta to tylko ustalenia ustne. Te nie weszły w życie i klub stracił miliony złotych ze sprzedaży wychowanka, ale także zaufanie kibiców, których poinformowano, że umowa została przedłużona do 2023 roku. Tomasz Jażdżyński przyznał, że był to błąd i przeprosił fanów, ale jednocześnie nie omieszkał oskarżyć o fiasko negocjacji ojca piłkarza, Adama Buksę. Obaj panowie przez chwilę obrzucali się oskarżeniami, a koniec końców najwięcej na tym straciła Wisła Kraków.

Ten sezon miał być dla Wisły kolejnym sezonem przejściowym, który można wykorzystać na budowę fundamentów pod zespół, który w końcu dźwignie się i przestanie walczyć jedynie o utrzymanie. Tak się nie stało. Klub zmarnował ten rok – transfery nie były tak udane, jak oczekiwano, w zespole aktualnie nie ma trenera, atmosfera jest bardzo gęsta. W tabeli za Wisłą znalazły się jedynie trzy zespoły, w tym Cracovia, która na boisku zdobyła więcej punktów, ale pięć zostało jej odjętych za korupcję sprzed lat. W przyszłym sezonie klubów będzie więcej, ale z ligi spadną trzy, a nie jeden. Jak pokazał przykład Warty Poznań, nie można z góry zakładać, że to beniaminkowie będą walczyć między sobą o byt w Ekstraklasie. Do początku sezonu jeszcze dużo czasu, ale w Krakowie muszą zdać sobie sprawę z tego, że balansowanie na krawędzi w końcu zakończy się upadkiem. Dwa razy Wisła prześlizgnęła się i uciekła spod topora. Za trzecim razem może nie mieć tyle szczęścia.

Siła w młodzieży

Nadzieją dla krakowskiego klubu może być jego młodzież. Okazało się, że przy Reymonta są zdolni, młodzi piłkarze, którzy mogą nie tylko pomóc na boisku, ale też przynieść klubowi zarobek. 17-letni Piotr Starzyński, najmłodszy strzelec bramki w tym sezonie, to nowy ulubieniec kibiców. Dzięki niemu fani w pewien sposób zapomnieli o Buksie, który odejdzie z Wisły za relatywnie małe pieniądze. Patryk Plewka był kluczowym elementem w układance Petera Hyballi, ale również Artur Skowronek chętnie na niego stawiał. Konrad Gruszkowski nagle wskoczył do składu i choć jeszcze ma wiele do poprawy, to widać w nim potencjał. On również zaliczył już debiutanckie trafienie w meczu z Piastem, choć bardzo szczęśliwe. Coraz więcej minut zbiera Dawid Szot, do Krakowa wkrótce przeniosą się Mateusz Młyński i Hubert Sobol, w odwodzie zostają jeszcze Serafin Szota, Krystian Wachowiak i Daniel Hoyo-Kowalski. Nie wspominając o całej drużynie U-18, która w Centralnej Lidze Juniorów jest na pierwszym miejscu w tabeli. Z kolei Mateusz Lis nie jest już młodzieżowcem, ale 24 lata to dla bramkarza niewiele, a końcówkę sezonu golkiper Wisły miał znakomitą. Lis to zdecydowany numer jeden w kolejce do wyjazdu za granicę. Władze Wisły muszą nauczyć się lepiej inwestować pieniądze, bo to wcale nie ich brak jest problemem klubu, tylko to, jak one są wydawane. Nawet miliony złotych, które Wisła może otrzymać za swoich piłkarzy, wcale nie muszą nagle zmienić sytuacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.