To był już drugi z rzędu mecz, po którego końcówce Lech mógł się wstydzić. Tydzień temu kilkanaście minut przed końcem spotkania "Kolejorz" stracił bramkę i przegrał z najsłabszą drużyną ligi – Podbeskidziem (0:1). W Święto Pracy 1 maja Lechici pogubili się w 89. i 97. minucie spotkania, w dwóch podobnych sytuacjach. Przegrali z kolejnym kandydatem do spadku, Stalą Mielec (1:2). Te mecze są podsumowaniem całego ligowego sezonu Lecha, który zaczął się od pięknej prezentacji w Europie, a kończy koszmarem w lidze.
- Postawa Lecha była rozczarowująca już na jesieni. To drużyna, która przestała funkcjonować pod koniec swych meczów w Lidze Europy - zauważa prezes Wielkopolskiego ZPN Paweł Wojtala.
Poligon doświadczalny Skorży
Jeśli na jesieni Lech zaczął zjeżdżać po równi pochyłej, to wiosną dopadł go jeszcze poważniejszy kryzys. Od marca tego roku mający pucharowe ambicje "Kolejorz" jest piątą najgorzej punktującą drużyną ekstraklasy. W samym kwietniu jego liczby są jeszcze gorsze. W Poznaniu nie zadziałał nawet efekt nowej miotły. Trener Maciej Skorża, który objął drużynę w drugim tygodniu kwietnia, przegrał trzy z czterech meczów.
- Nie znam dokładnie ustaleń między prezesami Lecha a nowym trenerem. Z boku wydaje się, że końcówkę tego sezonu Maciej Skorża chce potraktować jako poligon doświadczalny, by w następnym było lepiej. Z drugiej strony takie nadzieje, że następny sezon dla Lecha będzie lepszy od obecnego, powszechne są od kilku, a może nawet kilkunastu lat. Ta cierpliwość jest dla wszystkich coraz trudniejsza - zauważa Wojtala. Dodaje, że poligon doświadczalny lepiej jest przeprowadzać Skorży teraz niż od wakacji.
- Nowy trener Lecha w kolejnych meczach robi przegląd składu, sprawdza różne warianty, systemy. Ponieważ ten sezon dla Lecha jest stracony, woli te eksperymenty zrobić, teraz kiedy błędy mniej szkodzą. Po rozpoczęciu nowego sezonu straty punktów byłyby bardziej bolesne. Takie testy czasem odbija się na wynikach lub prowadzą do kuriozalnych błędów defensywy. To dlatego po przegranej z Rakowem Częstochowa (1:3), Lech trochę wyleczył się z ustawienia z trójką obrońców. Dla tej drużyny w tym momencie ważniejszy jest jednak następny sezon, a nie ten kończący się. Z jednej strony jest to zrozumiałe, z drugiej trudno zaakceptować ostatnie wyniki i zgodzić się z kwestią, że trzy przegrane w czterech meczach, takiemu klubowi jak Lech nie szkodzą. Lech z ligi nie spadnie, ale takie porażki mogą się na drużynie odbijać - uważa Wojtala.
Gdy teraz pomyśli się projekcie "Lech 2020", z roku 2015, według którego klub po pięciu latach miał być w stawce "50" najlepszych drużyn w Europie, to widać jak odmienne nastroje były na Bułgarskiej wtedy i teraz. To był czas gdy Maciej Skorża zdobył mistrzostwo, wydawał się być idealnym trenerem, znakomitej drużyny, która miała nosa do transferów i dobra naturalne w postaci znakomicie funkcjonującej akademii. Teraz Skorża wrócił do klubu w roli strażaka, ale radzenie sobie z ogniem nie jest łatwe.
- Czynnik ludzki w sporcie jest nieprzewidywalny. Błędy indywidualne, zespołowe, to elementy, które niweczą każde, nawet najlepsze założenia i najpiękniejsze plany. Lech, który wtedy był mistrzem, miał ogromne ambicje i nadzieje. One też są potrzebne i w sporcie i w życiu. Trzeba je jednak czasem korygować, nie załamywać się. W kwestii infrastruktury treningowej w Lechu idzie to nieźle. Klub tworzy piękną bazę we Wronkach. Oby kiedyś przełożyło się to na wyniki pierwszej drużyny - życzy Wojtala.
Wyprzedawanie talentów
Wydaje się, że w następnym sezonie ważnym czynnikiem będzie znalezienie równowagi między sprzedażą polskich utalentowanych piłkarzy a konstrukcją mocnej drużyny z solidną ławką rezerwowych. Lechowi nie można zarzucić, że nie potrafi zarabiać na swych graczach, ale jakie konsekwencja ma stały odpływ wartościowych wychowanków, czy też młodych graczy jest już osobnym tematem. W ciągu ostatnich 9 miesięcy z drużyną rozstali się Robert Gumny i Kamil Jóźwiak (latem ubiegłego roku), a zimą Lecha opuścił Jakub Moder. Już teraz wiadomo, że w najbliższe wakacje do Unionu Berlin przeniesie się Tymoteusz Puchacz.
- To były i są duże straty dla Lecha. Gracze, którzy ciągnęli tę drużynę do przodu, reprezentanci Polski. Nie zawsze uda się ich z miejsca zastąpić. Niestety jednak polska liga nie jest tą, w której polscy utalentowani piłkarze będą zatrzymywać się dłużej. Popyt na polskich młodych piłkarzy dalej będzie spory, więc ten, który będzie się tu wyróżniał, szybko zainteresuje działaczy na zachodzie – nie ma wątpliwości Wojtala.
Oczywiście to jak zagraniczne kluby będą postrzegały graczy Lecha, zależy też od wyników drużyny i postawy wszystkich zawodników. W marcu potencjalni kadrowicze "Kolejorza" prezentowali się tak słabo, że na zgrupowanie kadry nie zaprosił ich nawet Paulo Sousa. Obecnie Lech to drużyna drugiej części tabeli, co jest dla kibiców z Bułgarskiej wstydem. Tym bardziej że pierwszy raz z w historii najwyższej klasy rozgrywkowej, Lech zakończy zmagania za lokalnym rywalem - Wartą Poznań. Coś, co pięć miesięcy temu brzmiałoby jak abstrakcja.
Warta historycznie wyprzedziła Lecha
- Po udanych zeszłorocznych kwalifikacjach Ligi Europy, gdzie o awansie do tych rozgrywek decydował tylko jednej mecz, trudno było myśleć o scenariuszu, w którym Lech będzie w lidze prezentował się gorzej niż Warta, która do Ekstraklasy wtedy awansowała. Beniaminek miał przecież swoje ograniczenia i finansowe, infrastrukturalne. Przykład Warty pokazuje jednak, jak wielką moc ma kolektyw i siła drużyny - ocenia Wojtala.
Warta to klub z najmniejszym budżetem w lidze wynoszącym około 10 mln złotych. Lech miał na ten sezon wpisane około 8 razy więcej pięniędzy. Tymczasem jeśli ktoś w Poznaniu jest bliżej europejskich Pucharów, to właśnie podopieczni trenera Piotra Tworka. Raków Częstochowa zdobył Puchar Polski, co oznacza, że przepustkę do walki o rozgrywki międzynarodowe (Ligę Konferencji Europy) da 4. miejsce w ekstraklasie. Te wciąż jest w zasięgu Warty.
- Szansa na sukces w tym sezonie rzeczywiście jest. To byłby sukces wszystkich: trenera, zawodników, pracowników klubu. Pokazanie tego, że w tak trudnym sezonie Warta potrafiła tak dobrze funkcjonować jako klub, a jako drużyna skutecznie wykorzystywała swoje okazje na boisku - mówi prezes Wielkopolskiego ZPN, który jak jest możliwość, ogląda na żywo spotkania obu drużyn.
Lech do końca sezonu rozegra jeszcze dwa mecze – pierwszy na wyjeździe z Wisłą Kraków, drugi u siebie z Górnikiem Zabrze. Podczas starcia zaplanowanego na 16 maja, na trybuny stadionu przy Bułgarskiej będą mogli pojawić się kibice. Wypełnią maksymalnie 25 procent obiektu.
- Dobrze, że kibice wracają. Oczywiście w trudnych sytuacjach, trzeba umieć zmierzyć się z niezadowoleniem kibiców, pokazać swój charakter. Sport jest jednak właśnie dla kibiców, budzi emocje, raz pozytywne, raz negatywne, ale kibice powinni być ze swoją drużyną w różnych momentach, zarówno klaszcząc, jak jest dobrze i wspierając, kiedy nie idzie - kończy Wojtala.