Dominacja Legii bez Michniewicza. Czekała na to zwycięstwo od 2018 roku

Legia Warszawa w końcu wygrała z Piastem - po raz pierwszy od grudnia 2018 roku, po pięciu ligowych meczach z rzędu bez zwycięstwa. W środę w Gliwicach - 1:0 po bramce Rafaela Lopesa - dzięki czemu na cztery kolejki przed końcem utrzymała sześć punktów przewagi nad drugą w tabeli Pogonią Szczecin.

- Legia Warszawa to aktualny mistrz Polski i najpoważniejszy kandydat, by w tym roku znowu zdobyć tytuł i my nie możemy o tym zapominać ani tego lekceważyć - przestrzegał przed meczem Waldemar Fornalik, trener Piasta Gliwice, który z Legią nie przegrał pięciu ostatnich ligowych meczów - od grudnia 2018 roku, kiedy warszawian prowadził jeszcze Ricardo Sa Pinto.

Zobacz wideo Krótki sen o Superlidze. "Ten projekt skompromitował dwanaście klubów"

Asystent Michniewicza: Wiemy, co mamy robić

W środę Legię poprowadził Przemysław Małecki, a więc asystent Czesława Michniewicza, który kilka godzin przed meczem dowiedział się, że Komisja Ligi podtrzymała decyzję Kolegium Sędziów PZPN o dwóch meczach dyskwalifikacji i czerwoną kartkę dla Michniewicza, którą zobaczył już w 22. minucie poprzedniego meczu z Cracovią (więcej tutaj).

Małecki przed meczem mówił, że to w żaden sposób nie wpłynęło na przygotowania. - Wiemy, co mamy robić - przekonywał, a potem stanął przy bocznej linii, skąd do przerwy nie zobaczył żadnych bramek. Ale chociaż zobaczył okazje, bo Legia je stwarzała, próbowała, miała przewagę. I to od samego początku, bo już w 2. minucie zaczął Walerian Gwilia, który głową uderzył nad poprzeczką, a później celne strzały oddawali Josip Juranović i Filip Mladenović, ale z nimi akurat radził sobie dobrze dysponowany w środę Frantisek Plach.

Legia i Piast marnowały stuprocentowe okazje

Stojący po drugiej stronie Artur Boruc długo sobie radzić nie musiał, bo Piast do przerwy nie oddał żadnego celnego strzału (dwa niecelne). A po przerwie też nie trafiał w bramkę. Co innego Legia, dla której druga połowa zaczęła się podobnie, jak pierwsza, czyli od strzału Gwilii. Z tą różnicą, że tym razem zablokowanego, a nie niecelnego. Chwilę później, bo w 53. minucie, w bramkę nie trafił za to Tomas Pekhart. A powinien, bo to była doskonała okazja - czeski napastnik, najlepszy strzelec Legii w tym sezonie (23 gole w 30 meczach, licząc wraz ze wszystkimi rozgrywkami do spotkania z Piastem) z kilku metrów uderzył jednak głową minimalnie nad poprzeczką.

A później miał jeszcze lepszą okazję - w 68. minucie, kiedy mając przed sobą tylko Placha, uderzył wprost w niego. To była stuprocentowa sytuacja, ale Piast pięć minut wcześniej też miał taką. Konkretnie Tiago Alves, który dostał w polu karnym podanie od Jakuba Świerczoka, ale z kilku metrów - choć był niepilnowany i miał przed sobą tylko Boruca - nawet nie trafił w bramkę.

Legia utrzymała przewagę nad Pogonią

To była najlepsza okazja dla Piasta, ale Legia tworzyła sobie kolejne, w całym meczu oddała aż 26 strzałów (sześć celnych). I w końcu jedną z nich wykorzystała - w 75. minucie po dośrodkowaniu Juranovicia trafił Rafael Lopes. A więc do niedawna rezerwowy, ale nie w środę, bo Portugalczyk w Gliwicach zagrał od początku. Do 82. minuty, kiedy zmienił go Kacper Kostorz, który już po chwili sam mógł, a nawet powinien podwyższyć prowadzenie, ale znowu dobrze w bramce spisał się Plach.

Gol Lopesa jednak wystarczył, by Legia w końcu wygrała z Piastem. I na cztery kolejki przed końcem sezonu utrzymała sześć punktów przewagi nad drugą Pogonią, która w niedzielę zagra ze Stalą Mielec (godz. 15). W niedzielę kolejne ligowe spotkanie rozegra też zespół Michniewicza. Jeszcze bez niego na ławce - w Gdańsku, gdzie Legia zmierzy się z Lechią (godz. 17.30).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.