- Ej! No co jest z wami! - gdyby słowami opisać reakcję Kosty Runjaicia z 4. minuty, to ta wyglądałaby właśnie tak. Trener Pogoni był zły na swoich piłkarzy, którzy po szybko straconym golu spuścili głowy. Zanim się na nich wydarł, jeszcze cisnął butelką o ziemię. Później już aż tak się nie wściekał, bo kiedy w 14. minucie Tomas Pekhart wykorzystał rzut karny, sam spuścił głowę, odwrócił się od boiska i usiadł na ławce rezerwowych. Pogoń już wtedy przegrywała 0:3, bo Pekhart trafił też chwilę wcześniej - w 10. minucie, głową, kiedy wykorzystał podanie od Josipa Juranovicia, który asystował też przy pierwszym golu strzelonym przez Filipa Mladenovicia.
- Przede wszystkim chcę pogratulować Legii zwycięstwa, bo zrobiła dzisiaj duży krok w kierunku mistrzostwa Polski - powiedział po meczu Runjaić. A kiedy zapytany został o to, czy ta porażka może podłamać jego zespół, odparł: - Biorę tę porażkę na siebie, bo bardzo dokładanie przygotowaliśmy się do tego meczu, pracowaliśmy nad detalami i wszystko w ostatnich dniach wyglądało dobrze. Kiedy jednak w trzech pierwszych akcjach tracisz trzy gole, i to z takim rywalem jak Legia, to później trudno jest rywalizować. Na pewno czuć duży zawód w zespole, wśród zawodników, bo oni bardzo chcieli, próbowali, ale dziś to nie wystarczyło.
Ten zawód dobrze było widać zaraz po meczu. Najbardziej po Michale Kucharczyku - byłym legioniście, który od sierpnia jest piłkarzem Pogoni. W sobotę po zakończeniu spotkania to on najdłużej siedział załamany na murawie, a później w rozmowie z TVP Sport powiedział, że Legia była dziś na nieosiągalnym poziomie. - Kiedy masz w drużynie takiego napastnika jak Pekhart, po prostu zdobywasz mistrzostwo Polski - wskazywał Kucharczyk i przypominał, że podobnie było przed laty, kiedy sam zdobywał z Legią tytuły, a w ataku grali Nemanja Nikolić czy Miroslav Radović.
Zresztą nie tylko Kucharczyk mówił o mistrzostwie Legii, bo już w trakcie meczu na Twitterze pojawiło się mnóstwo komentarzy gratulujących Legii zdobycia kolejnego tytułu. "No to po zawodach" - napisał były prezes i współwłaściciel Legii Bogusław Leśnodorski, a były piłkarz Jakub Wawrzyniak życzył Legii powodzenia w walce o Ligę Mistrzów. Trener Runjaić na pomeczowej konferencji sam też powiedział wprost, że teraz największym wyzwaniem dla jego zespołu nie będzie już gonienie Legii, a utrzymanie drugiego miejsca w tabeli. - By to nam się udało, musimy prezentować się dużo lepiej niż dzisiaj - przyznał.
- Czy atmosfera i wszechobecne gratulacje mogą nam przeszkadzać w koncentracji do końca sezonu? Nie, bo nikt w naszej szatni nie myśli, że już jesteśmy mistrzem Polski. Każdy podchodzi z pokorą i szacunkiem do rozgrywek. Cieszymy się, że mamy przewagę, ale to jeszcze nie koniec. Zostało siedem meczów i 21 punktów do zdobycia - przypomniał Michniewicz. I choć pochwalił zespół za pierwszą połowę, to miał też uwagi. Nie tylko do postawy po przerwie, ale i tuż przed przerwą, kiedy Legia - która od 30. minuty prowadziła 4:0 po golu Mateusza Wieteski - straciła bramkę.
- Na własne życzenie. Mając rzut wolny w doliczonym czasie tuż przed polem karnym przeciwnika, byliśmy bliscy strzelenia piątego gola, ale z niewykorzystanej sytuacji stworzyła się okazja dla gości. Poszła szybka kontra i padła bramka na 4:1. Sami daliśmy Pogoni tlen do szatni, czego absolutnie nie chcieliśmy zrobić - zwracał uwagę Michniewicz.
Ze stratą pierwszego gola nie mógł też pogodzić się Artur Boruc. Bramkarz Legii najpierw rozłożył ręce, a kiedy sędzia Szymon Marciniak po konsultacji z VAR uznał, że Adam Frączczak przy bramce nie faulował Wieteski, najpierw zaczął dyskutować z Marciniakiem, a po chwili głośno krzyknął w kierunku swoich kolegów: Jazda k... z nimi!
Po przerwie Legia już jednak nie jechała. Nie strzeliła więcej goli, a sama straciła jeszcze jednego - w 83. minucie Boruca z rzutu karnego (podyktowanego za faul Artema Szabanowa na Jakubie Bartkowskim) pokonał Kamil Drygas. - Nie myślałem, że pójdzie to w takim kierunku, że po przerwie przestaniemy szukać piątej bramki. Skupiliśmy się tylko na rozgrywaniu piłki. Nie byliśmy pazerni na kolejne gole. I szkoda - żałował Michniewicz.
Ale jego drużyna i tak jest w doskonałym położeniu. Na siedem kolejek przed końcem sezonu cały czas jest liderem i ma już 10 punktów przewagi nad drugą Pogonią. - To była bardzo ważna wygrana w kontekście tego, że graliśmy z wiceliderem. Ale przed nami jeszcze siedem kolejek i musimy cały czas utrzymywać koncentrację, bo wiele punktów jeszcze można zdobyć, ale też wiele można stracić - zakończył trener Legii, która w następnej kolejce zagra z Lechem w Poznaniu (11 kwietnia, godz. 17.30).