"Uwaga, uwaga! Policja informuje: mamy stan epidemii, grupowanie osób jest zabronione, chroń siebie i innych" - taki komunikat powtarzany był nieustannie z radiowozu, który jeździł tam i z powrotem ulicą Łazienkowską. Zresztą radiowozów (w tym armatka wodna i opancerzona więźniarka), ale także policjantów w pełnym bojowym rynsztunku (w tym także na koniach) tego wieczoru było pod stadionem Legii znacznie więcej. Tak samo jak kibiców, którzy przyszli protestować przeciwko zamykaniu stadionów i dopingować drużynę Czesława Michniewicza.
"Protestowali niemal wszyscy, pod głupszymi czy mądrzejszymi powodami, ale protestowali - takie święte prawo Polaka, że mu się musi nie podobać. Protestuje się wszędzie, w domu, w lidlu, pod ministerstwem rolnictwa, w internecie, czy też na tak zwanej ulicy. Dlatego czas, abyśmy my, kibice Legii Warszawa, takie zdanie w naszej sprawie wyrazili. Nie w internecie, nie poprzez nasmarowanie na kawałku prześcieradła napisu, który totalnie nic nie zmienia i nikogo nie obchodzi. Czas, abyśmy głośno powiedzieli, co uważamy o zamkniętych stadionach i jak bardzo potrzebujemy na nie wrócić. Abyśmy przypomnieli, że jesteśmy i domagamy się rozsądnego powrotu do normalności. Jako obywatele mamy do tego prawo i czas z tego prawa skorzystać" - apelowali już trzy tygodnie temu "Nieznani Sprawcy", czyli grupa kibiców Legii odpowiedzialna m.in. za przygotowywanie opraw meczowych.
W sobotę pod stadionem kibiców Legii było przynajmniej tysiąc, a wydaje się nawet, że więcej - może nawet dwa tysiące. Na pewno byli głośni, bo ich doping był wyraźnie słyszalny z trybun od początku meczu. Zresztą nie tylko doping, bo pojawiły się też flagi, transparenty, race, petardy hukowe, a nawet sztuczne ognie, które z okolic Torwaru zostały odpalone po raz pierwszy chwilę po golu Filipa Mladenovicia na 1:0 (3. minuta). A po raz drugi akurat w momencie, kiedy drugą bramkę dla Legii zdobywał Paweł Wszołek (30. minuta). To była bramka na 2:1, bo chwilę wcześniej trafiła też Warta. Jan Grzesik, którego centrostrzał zakończył się pięknym golem. Piszemy centrostrzał, bo Grzesik sam był zaskoczony, że piłka wpadła do bramki.
9 października, Legia - Cracovia w Superpucharze Polski (0:0, 4:5 po karnych). To ostatni mecz przy Łazienkowskiej, który odbył się z kibicami. Kilka dni później stadiony w Polsce zostały znowu zamknięte. Taki stan rzeczy przeszkadza kibicom i widać to szczególnie w ostatnich tygodniach. W zasadzie na każdym meczu i każdym stadionie w ekstraklasie, gdzie od kilku kolejek wiszą transparenty z żądaniem otwarcia trybun.
W sobotę fani Legii postanowili pójść jednak o krok dalej, choć jeszcze miesiąc temu wydawało się, że mogą wrócić na stadiony. - Nie widzę przyczyny, dla której odpowiednia liczba kibiców nie może uczestniczyć w widowisku sportowym na otwartym terenie. Wysłaliśmy całą dokumentację do odpowiednich organów [Ministerstwa Sportu i Turystyki, które od marca zostało przekształcone w Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu], no i liczymy na pozytywne rozpatrzenie sprawy. Wydaje mi się, że od 1 marca można to wprowadzić - mówił w połowie lutego w "Cafe Futbol" Zbigniew Boniek.
Od tego czasu obostrzenia w Polsce nie zostały jednak poluzowane. Wręcz przeciwnie: w związku z kolejnym wzrostem zakażeń wprowadzane są nowe restrykcje. Już od poniedziałku na Mazowszu i w Lubuskiem - podobnie jak wcześniej na Warmii i Mazurach, a od soboty także na Pomorzu - w życie wejdzie kolejny lockdown. Oznacza on ponowne zamknięcie m.in. galerii handlowych, hoteli, teatrów, muzeów, kin, galerii sztuki, ale także obiektów sportowych: siłowni, klubów fitness czy basenów. Stadiony cały czas pozostaną otwarte, ale mają działać na takich zasadach, jak teraz. Czyli wyłącznie na potrzeby zawodowego sportu i bez udziału publiczności.
Legia ostatecznie wygrała z Wartą 3:2. Na pustym stadionie, ale chociaż przystrojonym, bo kibice na trzech trybunach ułożyli kartoniadę w legijnych barwach z napisem: "Żyleta zawsze jest z wami". W sobotę Żyleta, czyli trybuna najwierniejszych fanów znowu była pusta, ale zza niej niósł się głośny doping. W drugiej połowie często powtarzanym hasłem było: "mistrzem Polski jest ukochana ma, mistrzem Polski jest Legia Warszawa".
I Legia jest coraz bliżej obrony mistrzostwa. Na dziewięć kolejek przed końcem sezonu ma siedem punktów przewagi nad drugą Pogonią (w tej kolejce wygrała 1:0 z Jagiellonią) i już dziewięć nad trzecim Rakowem (2:2 z Wisłą Płock). W następnej kolejce zespół Michniewicza pojedzie do Lubina, gdzie zagra z Zagłębiem (21 marca, godz. 17.30).