- To była taka bramka, że aż brak słów - zaczepił w przerwie meczu Patryka Szysza reporter Canal+. - Piłka była na odpowiedniej wysokości, zrobiłem nożyce i wpadło. Ale to nie pierwszy raz, kiedy zdobyłem taką bramkę - mówił napastnik Zagłębia, który pokonał Karola Niemczyckiego w 10. minucie. To był gol na 1:0. Do przerwy zobaczyliśmy dwa kolejne: najpierw dla Cracovii (samobójcze trafienie Lorenco Simica w 30. minucie), a potem znowu dla Zagłębia (Filip Starzyński, 44.).
Zagłębie grało lepiej i zasłużenie prowadziło. A od 53. minuty miało też przewagę jednego piłkarza, bo drugą żółtą kartkę zobaczył Daniel Pik. Za faul na Jakubie Żubrowskim. I to faul w polu karnym, za który sędzia Szymon Marciniak podyktował jedenastkę dla Zagłębia, którą wykorzystał Starzyński.
Zresztą nie był to jedyny karny w tym meczu, bo w 68. minucie Marciniak podyktował też karnego dla Cracovii. Po wideoweryfikacji uznał, że Karol Podoliński faulował Pelle van Amersfoorta. Holender po chwili sam ustawił piłkę na 11. metrze, ale Dominik Hładun obronił jego strzał. Gdyby nie obronił, po chwili zrobiłoby się 3:3, bo w 72. minucie Hładuna poknał Filip Piszczek.
Zamiast 3:3, skończyło się jednak 4:2 dla Zagłębia, bo w 86. minucie już do właściwej bramki trafił Simić. A Cracovia, która na zwycięstwo w lidze czeka od 12 grudnia (od 2:0 z Górnikiem), kończyła ten mecz w dziewiątkę, bo w 88. minucie z boiska wyleciał jeszcze Luis Rocha.