Gliwiczanie długo rozkręcali się w tym sezonie Ekstraklasy. Ale kiedy już ruszyli, to na całego. Łącznie w lidze i Pucharze Polski nie przegrali ostatnich 11 spotkań. Mogli mieć nadzieję na kolejne, bo byli faworytem w spotkaniu z Wartą. Beniaminek postawił jednak twarde warunki.
Pierwsza połowa nie przyniosła ani bramek, ani większych emocji. Lepiej mecz zaczęli goście, ale z upływem czasu coraz więcej do powiedzenia miała drużyna Waldemara Fornalika. Nie przekładało się to jednak na sytuacje bramkowe. Jedynymi ciekawymi sytuacjami był strzał Ławniczaka po rzucie rożnym oraz uderzenia Vidy z dystansu i Żyry po wrzutce w pole karne.
Jeden błąd zadecydował
Najciekawiej było na początku drugiej części gry. W 54. minucie z trzech metrów w poprzeczkę trafił Vida. Ta sytuacja zemściła się zaledwie cztery minuty później. Błąd w wyprowadzeniu piłki Czerwińskiego zaowocował tym, że Kuzimski wyszedł sam na sam z bramkarzem i umieścił piłkę w bramce.
Piast długo dochodził do siebie po stracie gola i dopiero w ostatnim kwadransie gry zdołał zepchnąć rywali pod ich pole karne. Piłkarze Warty nie dopuszczali jednak do klarownych sytuacji pod swoją bramką. Ostatnią okazję w doliczonym czasie gry miał Badia, ale z siedmiu metrów nie trafił w bramkę po rzucie rożnym.
Dzięki tej wygranej Warta awansowała na dziewiąte miejsce w tabeli Ekstraklasy i ma 23 punkty. Piast ma dwa "oczka" mniej i zajmuje 13. lokatę z przewagą sześciu punktów nad ostatnią Stalą Mielec. Ta ma jednak do rozegrania jeden mecz zaległy.