Bartosz Salamon: - Było, ale z szacunku dla Lecha nie chcę o tym mówić. Pierwsze zainteresowanie ze strony Lecha? Latem było wstępne zapytanie, w grudniu temat wrócił i uznałem, że to będzie dobra decyzja. Wszystko się pięknie zgrało, bo w styczniu mogłem odejść za darmo ze SPAL, a Lech akurat potrzebował obrońcy o mojej charakterystyce. Mam 29 lat, jestem w pełni wieku. Czuję, że jeszcze kilka lat mogę pograć na swoim najwyższym poziomie. Myślę, że wciąż mogę dużo dać Lechowi i najlepsze dopiero przed nami.
- Na razie skupiam się całkowicie na Lechu, to jest teraz moja reprezentacja. Chciałbym z nim wygrać mistrzostwo kraju, puchar Polski, ale i awansować do europejskich pucharów. Jeśli wejdę na swój poziom i tydzień w tydzień będę udowadniał, że mogę dobrze grać, to wierzę, że będę brany pod uwagę przy powołaniach.
- I to mnie właśnie napędza. Gdybym przeszedł do klubu, który zdobywa mistrzostwa, niemal z urzędu, to nie miałbym pewnie takiej satysfakcji. Mistrzostwo z Lechem może smakować naprawdę cudownie. Lech jako jedyna drużyna polska grała w europejskich pucharach, więc to dowód, że klub może być w czołówce ligi [obecnie zajmuje 10. miejsce]. Grałem we Włoszech przez 13 lat. Doświadczyłem tam już wszystkiego, co mogłem. Jaką miałem teraz realną perspektywę? Walczyć o skład w średniaku Serie A lub drużynie z dołu tabeli, albo iść do czołowego klubu Serie B. Ale to wszystko już znam. Lech to coś nowego. A że jeszcze wracam do Poznania, gdzie się wychowałem, to wszystko się pięknie składa.
- Moje Cagliari mierzyło się kiedyś przeciwko jego Fiorentinie, więc podejrzewam, że trener Sousa musiał wtedy analizować nasz skład, więc pewnie o mnie słyszał. Ale jakie to ma teraz znaczenie? Liczy się tylko to, co się teraz stanie.
- Wybór Lecha to był wybór czysto sportowy. Nie kierowałem się moją przyszłością. Nauczyłem się tego, że w ciągu kilku lat może się wiele zmienić, więc nie będę składał żadnych deklaracji. Może zostanę w Polsce, ale wątpię. Mam żonę Włoszkę, synka, która urodził się w Italii, więc możliwe, że tam wrócę. Na razie jednak jestem szczęśliwy tu. I moja rodzina też, bo widzi mnie wreszcie częściej, niż raz na pół roku.
- Niemal całe dorosłe życie spędziłem we Włoszech, ale czuję się Polakiem. Poznałem obie kultury i na pewno mam coś z Włocha, chociażby bardziej pogodne podejście do życia, ale przecież w Poznaniu nie czuję się obcokrajowcem. We Włoszech jednak czułem się swojo. Na Półwyspie Apenińskim jest tak, że szatnia najczęściej jest podzielona na Włochów i obcokrajowców. Ja szybko się nauczyłem języka, więc zawsze trzymałem się z grupką włoską.
- Wielu ich było. Na pewno wielkie wrażenie zrobili na mnie Robinho i Stephan El Shaarawy w Milanie. W Cagliari poznałem młodego Nicolo Barellę, który jest teraz gwiazdą Interu, a już wtedy było czuć, że ma ogromny talent. Ale największe wrażenie robił na mnie jednak Mario Balotelli. Naprawdę był niesamowity, szkoda tylko, że głowa nie dojechała i zaprzepaścił swój talent. Wykorzystał jedynie odrobinkę potencjału.
- Pamiętaj, że graliśmy wtedy w trzeciej lidze. Gdy tam grasz, to Serie A wydaje się tak odległym światem, że nawet jak ktoś się wyróżnia w trzeciej lidze, to nie myślisz o nim jako o potencjalnej gwieździe. Później się jednak okazało, że Lorenzo czaruje w Napoli, tak jak czarował w zespole Zdenka Zemana.
- Grałem przeciwko Zlatanowi Ibrahimoviciowi i Cristiano Ronaldo. Mierzyłem się też z Mauro Icardim czy Edinem Dżeko, ale szczerze mówiąc mam dobre wspomnienia z tamtych meczów. Szczególnie utkwił mi w pamięci Ciro Immobile, kiedy SPAL przegrało 2:5 z Lazio, a on zdobył cztery bramki!
- Oj, wielu ich było. Na pewno najgłośniejsze nazwisko ma Massimiliano Allegri, którego spotkałem w Milanie. Sinisia Mihajlović, który trenował Sampdorię, też ma dużą renomę. Wszyscy fani calcio kojarzą Zdenka Zemana [trenował m.in. Foggię], ale najwięcej mi dał - tu was zaskoczę - Alessandro Calori, były trener Brescii. To on mnie przesunął z pomocy do obrony i wytłumaczył mi, że dzięki temu wejdę na wyższy poziom. Nauczył też mnie grać w systemie z trójką stoperów, jak i w bardziej klasycznym ustawieniu z czwórką obrońców. Generalnie uważam, że trenerzy uczyć to mogą juniorów. W profesjonalnej piłce, jak już wejdziesz na wysoki poziom, gdzie jest duża rywalizacja, to albo jesteś gotowy, albo odpadasz. Uczysz się na boisku, zbierając doświadczenie. Żaden trening nie da ci tyle, co regularna gra.
- Milan obserwował najlepszych piłkarzy z Serie B - i postanowili kupić mnie i Ricardo Saponarę, ale Włoch miał dograć wiosenną rundę w swoim klubie, a ja od razu - w styczniu - miałem się zameldować w Milanie, gdzie miałem zastąpić sprzedanego Francesco Acerbiego. Choć miałem testy medyczne w Brescii, które niczego złego nie wykazały, to jak mnie w Milanie przebadano, to wykryto uraz kostki. Nigdzie nie chciałem się zasłaniać kontuzjami, ale na dzień dobry musiałem pauzować trzydzieści dni. I pauzowałem akurat wtedy, kiedy bym dostał szansę. Jestem pewien, że bym ją dostał. Trafiłem do MIlanu z wielkimi nadziejami. Czy bym tę szansę wykorzystał, to już inna kwestia. Tego nie wiemy. Wróciłem w marcu do gry, ale okazało się, że duet Cristian Zapata & Philippe Mexes świetnie sobie radzi, więc nie było co robić zmian. Rozumiem Allegriego, sam bym siebie pewnie nie wystawił, bo obrona dobrze funkcjonowała. I choć to był schyłek wielkiego Milanu, to zajęliśmy trzecie miejsce w lidze. Nie wstydzę się jednak tego, że nie grałem w Milanie. Sam transfer do takiego klubu jest dla wielu nieosiągalny.
- Współpracowałem z nim przez pięć lat. Chciał mnie od kiedy trafiłem do Włoch, ale związaliśmy się, gdy zacząłem grać w Brescii. Nigdy nie byłem jednak jego najważniejszym zawodnikiem, więc ani ja mu nie byłem niezbędny, ani on mi, więc się rozstaliśmy.
- Pojawiały się medialne spekulacje, ale nie brałbym ich na poważnie. Po prostu Pep Guardiola był kiedyś na naszym meczu, bo świetnie się znał z prezesem Brescii. W końcu spędził w tym klubie kilka lat. Prezes na pewno wspomniał Hiszpanowi o mnie, ale Guardiola na murawie widział 22 zawodników, więc artykuł można byłoby napisać o każdym z nich, ale padło na mnie.