- To nie jest żadna kontuzja, kwestie kondycyjne - mówią nam w Legii na temat Marko Jankovicia, który w środę wieczorem przyleciał do Warszawy i przez kolejne dwa dni przechodził testy medyczne. W piątek na konferencji prasowej pozytywnie na temat piłkarza wypowiadał się trener Czesław Michniewicz. I nawet sugerował, że być może zabierze Jankovicia na niedzielny mecz z Podbeskidziem (0:1), by oswajał się z drużyną. - To ofensywny, bardzo dobrze zaawansowany technicznie zawodnik, który umie rozwiązywać trudne sytuacje w niekonwencjonalny sposób, a tego nam troszeczkę brakowało. Jeśli wszystko się ułoży, podpisze z nami kontrakt - mówił w piątek trener Legii.
Janković do Bielska jednak nie pojechał, kontraktu też nie podpisał. Ale został w Warszawie, gdzie w poniedziałek przechodził dodatkowe badania. To po nich miało okazać się, czy zostanie nowym zawodnikiem Legii, bo przy Łazienkowskiej - choć 25-letni pomocnik przyleciał do Warszawy mocno zapuszczony - nikt od razu z niego nie zrezygnował. W poniedziałek rano w klubie usłyszeliśmy, że decyzja o tym, czy Janković zostanie nowym piłkarzem, zostanie podjęta po południu. Po testach, które co prawda wypadły lepiej niż te piątkowe, ale nie na tyle dobrze, by podpisać z nim kontrakt.
O tym, że Janković to piłkarz do odbudowy, wiadomo było już wcześniej. Ale Legia musi na rynku transferowym poruszać się w takich realiach. Słowem: szukać okazji albo na nie cierpliwie czekać. Jak w przypadku Jankovicia, za którego nie trzeba było płacić kwoty odstępnego. Czarnogórzec w połowie stycznia rozwiązał swój kontrakt ze SPAL, dla którego jesienią w Serie B zagrał tylko trzy razy, z czego ani razu w pełnym wymiarze - spędził na boisku raptem 164 minuty.
Legia w poniedziałek po 12 oficjalnie poinformowała, że nie podpisze kontraktu z Jankoviciem. A to oznacza, że Michniewicz wciąż tej zimy nie dostał żadnego nowego piłkarza. Wiadomo, że chciałby trzech: skrzydłowego, obrońcę i napastnika.