Ani Raków, ani Legia. To oni znowu zaskakują na koniec roku. "Los nam sprzyja"

Kiedy wszyscy mówili najpierw o Rakowie, a potem o Legii, Pogoń po cichu wygrzebywała się z kryzysu. I wygrzebała się z niego na tyle, że rok może skończyć nawet na drugim miejscu w tabeli. - My zawsze chcemy bić się o najwyższe cele - mówi prezes klubu Jarosław Mroczek.

- Pogoń Szczecin zagrała tak, jakby to ona była Lechem Poznań, a nie my - mówił Tymoteusz Puchacz, obrońca Lecha, który w środę - w zaległym meczu 5. kolejki ekstraklasy - przegrał z Pogonią aż 0:4. Dla Kolejorza była to najwyższa ligowa porażka u siebie od 29 sierpnia 2004 roku (od 0:4 z Amicą Wronki). Dla Pogoni najwyższe ligowe wyjazdowe zwycięstwo od 20 października 2001 roku (od 4:0 ze Śląskiem Wrocław; za EkstraStats.pl).

Zobacz wideo Legia potrzebuje transferów? "Ta pozycja pogrążyła trenera Vukovicia"

To już kolejny raz, kiedy Kosta Runjaić wyprowadza Pogoń z kryzysu

- Dla nas to fantastyczny wieczór, który w ogóle zaczął się bardzo dobrze. A zaczął się dlatego, że szybko strzeliliśmy gola [samobójcze trafienie Thomasa Rogne już w 2. minucie]. Ale wbrew wynikowi, to był wyrównany mecz. Sami też popełnialiśmy błędy. Szczególnie na początku, czego Lech nie umiał wykorzystać. To nasze zwycięstwo na pewno jest zasłużone, ale chyba jednak trochę za wysokie - oceniał Kosta Runjaić.

Trener Pogoni tonował optymistyczny nastrój, jakby doskonale pamiętał, co jeszcze kilka tygodni temu pisało się o jego drużynie. Że straciła styl, a on sam stracił zapał do pracy i pomysł, jak wyprowadzić Pogoń z kryzysu. Kiedy musiał odpierać zarzuty. Tłumaczyć, że jego zespół może i nie gra efektownie, ale chociaż punktuje, a do tego jest po przebytym koronawirusie, bo przecież nie ma w ekstraklasie innej drużyny, którą COVID-19 dotknąłby aż tak mocno jak Pogoń (więcej tutaj).

- Czy miałem w tym sezonie moment zwątpienia w trenera? Nie, absolutnie. Za nami dziwny czas. Ten miesiąc przymusowej koronawirusowej przerwy. Próby radzenia sobie z nim. Nawet nie było czasu zwątpić, bo człowiek jedyne, o czym myślał, to jak sobie z tym wszystkim poradzić. Jak sprawić, by piłkarze wrócili na boisko - mówi prezes Pogoni Jarosław Mroczek.

Pogoń, a potem długo, długo nic

Runjaić w ostatnich tygodniach powtarzał, że jego zespół potrzebuje czasu, ale przy tym przypominał, że Pogoń to wciąż najlepiej broniąca drużyna w lidze. A razem z trenerem przypominali to też piłkarze. Nawet ostatnio. Po meczu z Lechem - Michał Kucharczyk, czyli nominalny skrzydłowy, który z powodu problemów Huberta Matyni (pauzował za żółte kartki), Luisa Maty i Davida Steca (kontuzje) musiał zagrać na lewej obronie. - Obrona to jest nasza największa siła. Klucz do wszystkiego, co dobre - mówił Kucharczyk po trzecim wygranym z rzędu meczu przez Pogoń.

- Szczelna obrona? To na pewno nasza mocna strona. Ale mam tu też na myśli Dantego Stipicę, który wypada znakomicie. Uważam, że to wybitny bramkarz. A na pewno lepszy niż czytam czasem jego oceny po meczach w gazetach, gdzie bywa niedoceniany - mówi Mroczek. A zapytany o to, czy taki defensywny styl Pogoni mu odpowiada, zauważa: - Ostatnio z Lechem już nie widziałem, byśmy grali defensywnie. Ale wiadomo, że wszyscy - czyli my: kibice Pogoni - chcielibyśmy żeby drużyna odnosiła efektowne zwycięstwa w każdym meczu. No ale nie zawsze tak się da. Dlatego cieszy mnie to, że nie tracimy wielu bramek. Że pod tym względem bijemy w lidze wszystkich na głowę.

I Pogoń faktycznie bije. Mecz z Lechem był jej ósmym z trzynastu w tym sezonie, w którym zagrała na zero z tyłu. A w pozostałych pięciu straciła tylko osiem bramek. Nie ma w ekstraklasie drużyny, która traciłaby ich mniej. Nie ma nawet drużyny, która traciłaby ich równie mało co Pogoń, bo Legia, która jest druga w tym zestawieniu, ma straconych 12, a trzeci Górnik - 13.

"Najważniejsze, by to utrzymać"

- Ale nie tylko uporządkowana defensywa, ale też coraz lepiej grająca linia pomocy. To też jest coś, co mi się ostatnio podoba - dodaje Mroczek. - Szczególnie środek pomocy, który w końcu zaczyna grać na miarę oczekiwań. Tych prostopadłych podań jest więcej, a nawet znacznie więcej, jak spojrzymy na tę drużynę z perspektywy dwóch poprzednich miesięcy. Teraz najważniejsze, by to utrzymać. Został nam co prawda jeden mecz i ktoś pewnie powie, że szkoda, iż ta runda się kończy, ale na szczęście ta przerwa nie jest długa, bo za pięć tygodni znowu wracamy do gry.

Pogoń skończy rok domowym meczem z Zagłębiem (sobota, godz. 15). I jeśli wygra, a Raków straci punkty z Piastem (niedziela, godz. 15), zostanie wiceliderem. - Teraz wygląda to naprawdę dobrze, ale poczekajmy, bo to jest piłka, a przed nami jeszcze wiele miesięcy grania - uspokaja Mroczek. I nic w tym dziwnego, że uspokaja, bo Pogoń równie wysoko w tabeli zakończyła poprzedni rok. Wtedy była trzecia. Ze stratą trzech punktów do Legii, czyli lidera, którym Pogoń sama była jesienią aż przez osiem kolejek. Problemy zaczęły się później - wiosną. A w zasadzie to najpierw zimą, a potem latem, kiedy w grudniu sprzedano Adama Buksę, a przed wznowieniem ligi po pandemii pożegnano się także ze Zvonimirem Kożuljem i Srdjanem Spiridonoviciem. Ci trzej piłkarze do przerwania rozgrywek zdobyli łącznie 16 z 27 Pogoni.

Ale jeszcze przed odejściem Kożulja i Spiridonovicia zespół Runjaicia wpadł w kryzys. Bo w lutym i w marcu - przed wybuchem pandemii - z sześciu meczów wygrał tylko jeden (3:2 z Wisłą Płock). A potem wcale nie było lepiej, bo kiedy liga została wznowiona, Pogoń zdobyła 13 punktów na 33 możliwe. I zakończyła sezon na szóstym miejscu, choć przed ostatnią kolejką była na ósmym. Czyli ostatnim w grupie mistrzowskiej, z którego podniosła się dopiero po zwycięstwie z Legią (2:1), która od dwóch meczów była już pewna mistrzostwa Polski i w tym kończącym sezon z Pogonią nie musiała za wszelką cenę bić się o wygraną.

Prezes Pogoni: Los nam trochę sprzyja

Kibice Pogoni szóste miejsce odebrali jako rozczarowanie, bo w połowie poprzedniego sezonu wszyscy liczyli na więcej. Na to, że będzie on historyczny. Może nawet nie tyle zakończony mistrzostwem, ile miejscem na podium i grą w pucharach. A potem przyszedł kolejny cios, bo w lipcu przed startem obecnego sezonu z finansowania Pogoni wycofała się Grupa Azoty, czyli obok miasta drugi najważniejszy sponsor klubu.

- Oczekiwania kibiców na pewno w zeszłym sezonie były większe niż szóste miejsce, ale ja to rozumiem. Oni mają prawo mieć marzenia. A naszym prawem jest robić wszystko, by te marzenia spełniać. Nasza sytuacja na pewno wciąż jest trudna, bo ciągle borykamy się z koronawirusem, a stadiony są puste. Nie wiemy, czy obejmie nas kolejna tarcza antykryzysowa, ale wszystko wskazuje na to, że niestety nie. Dlatego przed nami trudne miesiące, zresztą jak przed wszystkimi. Z mojej strony jedyne, co mogę teraz obiecać, to że na pewno zrobimy wszystko, by wypaść jak najlepiej. Bo my zawsze chcemy bić się o najwyższe cele - zapowiada Mroczek.

Najwyższe, czyli mistrzostwo? - Nie chcę teraz tego deklarować, ale na pewno nie stawiamy sobie celów, które by nas ograniczały. Będziemy walczyć. O Puchar Polski również. No i nie mamy w planach wyprzedaży piłkarzy - dodaje Mroczek i zwraca uwagę, że kluczowy co do określania celów może okazać się początek przyszłego roku, kiedy Pogoń zagra na wyjeździe z Rakowem, a potem ma dwa mecze u siebie z Cracovią i Piastem, z którym też od razu zagra, i też u siebie, w 1/8 Pucharu Polski. - Los nam trochę sprzyja, bo nie będziemy musieli dużo podróżować. Ale trzeba teraz temu szczęściu pomoc, czyli po prostu dobrze zacząć kolejny rok, oby już mniej pokręcony niż obecny - kończy Mroczek.

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .



Więcej o:
Copyright © Agora SA