Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Najpierw strzelił Lech, a precyzyjniej nawet Legia, bo w 30. minucie Josip Juranović tak przeciął podanie, że kopnął piłkę do własnej bramki. Ale potem była przerwa, w której Czesław Michniewicz reagował. Zdjął z boiska bardzo słabo grającego Joela Valencię i wpuścił Rafaela Lopesa. To właśnie Lopes w doliczonym czasie strzelił dla Legii zwycięskiego gola. Na 2:1, bo wcześniej na 1:1 - w 67. minucie - trafił Kacper Skibicki. 19-latek, który podobnie jak w zeszłym roku Maciej Rosołek, strzelił gola w swoim debiucie przeciwko Lechowi.
Po tym, jak Lopes strzelił zwycięskiego gola, sędzia Szymon Marciniak już nawet nie wznowił spotkania. Z ławki rezerwowych Legii wyskoczyli wtedy wszyscy. Dosłownie wszyscy, by w narożniku boiska wyściskać Lopesa. - Nie powiem chyba nic mądrego w momencie, kiedy przegraliśmy w 92. minucie, w ostatniej akcji meczu - zaczął pomeczową konferencję Żuraw.
- Spotkanie było wyrównane, raz przeważała Legia, raz my. Ale my, i to po raz kolejny w meczu ligowym, zachowaliśmy się przy straconych bramkach bardzo naiwnie, a w tej ostatniej sytuacji nawet frajersko. I to tyle z mojej strony - dodał Żuraw, a na koniec jeszcze rzucił, że jego Lecha czeka jeszcze dużo pracy.
Lech próbuje łączyć grę w Lidze Europy z grą w ekstraklasie, ale na razie nie wychodzi mu to najlepiej. Dziewięć punktów w ośmiu meczach i dopiero 12. miejsce w tabeli. Teraz ligę czeka przerwa na mecze reprezentacji. Po niej Kolejorz zagra z liderem, czyli Rakowem Częstochowa (22 listopada, godz. 12.30), a później zmierzy się na wyjeździe ze Standardem Liege w 4. kolejce LE (26 listopada, godz. 21).
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a
Sport.pl Live .