Legia Warszawa na cenzurowanym! Ekstraklasa chce wprowadzić nowe testy

Jeden z piłkarzy przed meczem miał podwyższoną temperaturę, drugi w czasie przerwy zgłaszał brak węchu. Do Warszawy wracał sam. Choć sprawa Legii, która do gry z Wartą wystawiła graczy sygnalizujących dolegliwości, wywołała burzę, liga ma pomysł, jak zabezpieczyć się przed szczytem pandemii. Zamierza wykonywać testy tuż przed wyjściem piłkarzy na murawę.

Koronawirus nie omija ekstraklasy. Przekładane mecze stały się przykrą normą - w 9. i 10. kolejce zmieniano terminy pięciu spotkań. W Wiśle Płock zainfekowanych jest ponad 30 graczy. Uziemiony jest też Piast i Lechia.

Najwięcej emocji wzbudziła jednak sytuacja nie z gabinetu lekarskiego, a boiska. W ostatnim meczu Warty z Legią w Grodzisku Wielkopolskim po boisku biegało dwóch graczy, którzy zgłaszali problemy zdrowotne - chodzi o Igora Lewczuka i Tomáša Pekharta z Legii.

Zobacz wideo Leśnodorski wskazał największy błąd Mioduskiego w Legii. "Galopująca katastrofa" [SEKCJA PIŁKARSKA #69]
Igor przed rozgrzewką miał gorączką, a Tomáš zgłosił w przerwie meczu brak węchu i zimno. Spodziewamy się najgorszego - mówił szkoleniowiec mistrza Polski

"Nasi zawodnicy i sztab mieli już łącznie ponad 1000 testów"

Warta, która przegrała 0:3, zareagowała szybko. "Szanujemy wynik z boiska, mimo że znaleźli się na nim zawodnicy, którzy - w myśl zaleceń Zespołu Medycznego PZPN - powinni zostać odsunięci od składu. Uznajemy ten fakt za naruszenie zasad, na których opiera się funkcjonowanie najwyższych lig piłkarskich w kraju, w czasie pandemii. Piłkarze, trenerzy, pracownicy klubów od wielu miesięcy są objęci reżimem sanitarnym, wysyłają raporty na temat swojego stanu zdrowia" - napisali w oświadczeniu poznaniacy.

Legia podkreśla, że przed meczem obaj zawodnicy mieli negatywne wyniki testów. Zresztą podczas samego spotkania Lewczuk miał mieć 36,6 stopnia Celsjusza. Po meczu kłopoty graczy potraktowano poważnie. Jak dowiedział się Sport.pl, Pekhart nie wracał do Warszawy autokarem z całym zespołem, a samochodem osobowym.

Zarzutów, przytaczanych głównie w mediach społecznościowych, sugerujących nieprawidłowości w działaniu działaczy czy nieprzejmowanie się problemami zdrowotnymi zawodników, Legia nie rozumie.

- Od początku nowego sezonu nasi zawodnicy i sztab mieli już łącznie ponad tysiąc testów molekularnych, co jest prawdopodobnie najwyższym wynikiem wśród klubów ekstraklasy – twierdzi w rozmowie ze Sport.pl rzeczniczka Legii Izabela Kruk. Przypomina, że obaj gracze, o których zrobiło się głośno po meczu z Wartą, zostali też przebadani we wtorek w trybie ekspresowym. Wynik w obu przypadkach był ujemny.

Według uzyskanych przez nas informacji, były to testy antygenowe marki Abbott, rekomendowane przez Ministerstwo Zdrowia i WHO. Nie są to jednak testy tak pewne, jak PCR (genetyczne) i czasem mogą dawać wynik fałszywie ujemny. To nie zarzut w kierunku Legii, a jedynie zwrócenie uwagi na większą czułość testów PCR, którym do wykrycia wirusa, potrzeba mniej jego śladów.  

W środę, czyli w dzień bez zajęć, cała drużyna przeszła planowe testy PCR. To właśnie one powinny z niemal 100 proc. pewnością wykazać, czy ktokolwiek w Legii - w tym Pekhart i Lewczuk - są zakażeni.

Według naszych informacji Lewczuk czuje się dobrze. Czech wciąż ma objawy podobne do przeziębienia. Wraz z czwartkowymi wynikami jasne będzie, czy całe zamieszanie to burza w szklance wody, czy raczej realne problemy dla Legii. Sprawą za tydzień może zająć się Komisja Ligi.

Impreza w czasach pandemii – koszt 30 tys. złotych

Ta na środowym posiedzeniu na razie ukarała Williama Rémy’ego. Pomocnik Legii musi zapłacić 30 tys. złotych za "niezastosowania się do zaleceń Komisji Medycznej PZPN dotyczących przestrzegania środków prewencyjnych w dobie pandemii Covid-19".

Przypomnijmy, że kilka dni temu w sieci pojawiły się zdjęcia, na których widać Rémy'ego imprezującego w towarzystwie kilku kobiet. Mimo trwającej pandemii, francuski piłkarz nie zachowuje żadnych środków ostrożności.

"Takie zachowania stanowią zagrożenie dla całej drużyny, uderzają w struktury klubu i niosą za sobą ryzyko związane z przekładaniem meczów" - wyjaśnił przewodniczący Komisji Ligi Jarosław Poturnicki. Klub pod koniec października odesłał gracza na izolację, o innych karach na razie nie informuje.

Legia w ostatnich miesiącach jest na cenzurowanym, bo zaliczyła już kilka koronawirusowych wpadek. Najpierw przeoczyła informację o pozytywnym wyniku testu na COVID jednego z członków sztabu (nie popisał się też sanepid, który maila z taką wiadomością wysłał tydzień po uzyskaniu wyniku). Z tego powodu w sierpniu nie odbył się Superpuchar Polski.

Po tych wydarzeniach pozostał pewien niesmak. Smaku też przez chwilę nie miał Josip Juranović, bo nowy nabytek Legii 10 dni po tym, jak pojawił się w klubie, złapał koronawirusa. Wcześniej wstawił na Instagrama zdjęcie z jednej z modnych warszawskich restauracji. Część kibiców była zdenerwowana, że zawodnik chodził po knajpach przed ważnym meczem pucharowym z Linfield. Inni go bronili, tłumacząc, że  zjedzenie obiadu z rodziną nie można uznać za nieodpowiedzialne zachowanie i łamanie zasad dystansu czy izolacji. Piłkarzom nikt do sklepu czy restauracji chodzić nie zabrania, choć równocześnie protokół medyczne uznaje takie wydarzenia za zachowania ryzykowne, które trzeba raportować. Tak czy inaczej, Juranović albo był nieostrożny, albo miał pecha. Do drużyny wszedł dopiero w połowie września.

Testy godzinę przed meczem?

Choć o Legii mówi się ostatnio dużo, to nie jest ona drużyną najbardziej dotkniętą przez koronawirusa. Oprócz ponad 30 chorych w Wiśle Płock kilkunastu zainfekowanych jest w Zagłębiu Lubin i Lechii, nieco mniej w Piaście. Ekstraklasa jest w stałym kontakcie z sanepidem, ale ma też swoje sanitarne przemyślenia. Komisja Medyczna PZPN podkreśla, że raportowanie ze strony klubów lepiej wyglądało w poprzednim sezonie, a teraz nie wszystkie kluby z taką sumiennością i na czas wypełniają raporty medyczne. Członkowie komisji narzekają także, że kilka miesięcy temu informacje ze scentralizowanych badań spływały sprawnie i bardziej ich pilnowano.

W czwartek przedstawiciele komisji mają debatować, co jeszcze można zrobić, by w którymś momencie rozgrywki ligowe nie zostały sparaliżowane. W najbliższym czasie będą chcieli sprawdzić testy antygenowe. Są szybsze, prostsze i tańsze od laboratoryjnych badań genetycznych. Według naszych informacji, jedna z opcji zakłada, że zawodnicy mogliby być badani po dotarciu na stadion np. 90 minut lub godzinę przed meczem. Wyniki badań antygenowych uzyskuje się nawet w kilkanaście minut, więc na mecz wchodziliby zdrowi dokładnie w tej chwili, a nie ci, którzy mieli negatywne wyniki dwa lub trzy dni wcześniej.

W Polsce testy antygenowe mają służyć głównie szpitalnym izbom przyjęć i pomóc w szybkiej diagnostyce pacjentów. Badania antygenowe mają jednak jeden minus. Mogą się mylić. Choć technologia ich wykonania poszła do przodu, to czułość testu nie pozwala na stuprocentowe wykluczenie zakażenia. Do tej pory w Polsce zalecano wykonywanie po nich testów PCR.

Więcej o: