Ostatnie miejsce w lidze, jeden punkt w siedmiu meczach, trzy strzelone i aż 12 straconych goli. Tak wygląda rzeczywistość Piasta Gliwice - mistrza Polski z sezonu 2018/2019 i trzeciego zespołu ekstraklasy rok później, który reprezentował Polskę w europejskich pucharach. Rzeczywistość, której nikt się nie spodziewał. - Wydaje się, że Piast ma wszystko, żeby regularnie bić się o czołowe miejsca w lidze. Jest dobry trener, są pieniądze, wsparcie miasta, głośne - jak na ekstraklasę - nazwiska, ale wciąż nie ma regularności. Na teraz wygląda to tak, że poprzednie dwa sezony były ponad stan, że udało się stworzyć świetny zespół, ale nie zabezpieczono przyszłości. Tak jakby ktoś zbyt szybko uwierzył, że Piast już zawsze będzie na podium - mówi Jarosław Kaszowski, legenda gliwickiego klubu.
Dziś - po zwolnieniu z klubu, konflikcie z władzami, wzajemnych oskarżeniach - patrzy na sytuację Piasta z dystansem, ale też niepokojem. Słychać to w każdym kolejnym zdaniu. Bo choć Piast nie gra najgorszej piłki w ekstraklasie, stwarza sytuacje, potrafi zdominować rywala, to sytuacja w tabeli jest poważna. - Piast ma problem z wykańczaniem akcji. Brakuje skutecznego napastnika jakim niewątpliwie był Piotr Parzyszek. On nie wszystkim w klubie pasował, ale miał liczby. Być może z Jakubem Świerczokiem będzie podobnie, ale na razie sytuacja w ataku nie jest dobra. Michał Żyro nie jest dla mnie wysuniętym napastnikiem, chciałbym zobaczyć go na innej pozycji. Dominik Steczyk nie daje odpowiedniej jakości, więc cała nadzieja w Świerczoku. Mam jednak wątpliwości, czy jeden zawodnik odmieni sytuację. Tym bardziej, że dopiero wraca do formy - analizuje były kapitan gliwickiego klubu.
Wywołując Parzyszka, Kaszowski nawiązuje do wypowiedzi 27-letniego napastnika po transferze do Frosinone Calcio. - Po normalnym treningu miałem indywidualny: najpierw przez 10 minut interwały na rowerku stacjonarnym, potem przez kwadrans interwały na bieżni, następnie godzina na siłowni, po niej jeszcze sprinty ze zmianą kierunku, 6 minut po 30 sekund. Na koniec tego maratonu o mały włos nie zemdlałem - mówił w "Przeglądzie Sportowym". - Gdyby takie zajęcia miał zrobić jakikolwiek piłkarz Piasta, to czułby się dokładnie tak, jak ja. Jestem o tym przekonany. Bo to są kompletnie inne zajęcia niż te, które mieliśmy w Gliwicach. Wszyscy się dziwili, że Dziczek potrzebował pół roku, by się przestawić. Mnie to absolutnie nie zaskakuje. Kiedy porównam to, jak trenowaliśmy w Piaście i zajęcia tutaj, to naprawdę jest inny świat - wywołał do odpowiedzi Waldemara Fornalika.
- Ja nawet nie wiem, jak odebrać te wszystkie zarzuty. Szukam najbardziej odpowiedniego określenia i każde wydaje mi się niewłaściwe. Jestem zdziwiony, zszokowany i rozczarowany, że piłkarz, którego w Piaście przywróciliśmy do żywych, bo wcześniej próbował sił w innych drużynach i nie za bardzo mu się powodziło, tak podsumował naszą dwuletnią współpracę - podsumował trener Piasta.
- To wszystko pokazuje, jak teraz wygląda atmosfera wokół drużyny. Piast idzie w dół przede wszystkim psychicznie. Nie ma wyników, nie ma atmosfery, pewności siebie i motywacji. Piastowi nie można zarzucić braku stylu, chęci, ale ewidentnie w drużynie jest jakiś problem. I to nie tylko ze skutecznością. Jak patrzę na zawodników, to mam wrażenie, że brakuje im iskry. Niby gra nie jest tragiczna, ale sytuacja w tabeli już tak - zaznacza Kaszowski.
Problemy w szatni gliwickiego klubu uwydatnił też wywiad Gerarda Badii dla Canal+Sport. - Każdy patrzy na siebie. Taka jest teraz piłka nożna. Ktoś ma dobry sezon, chce zarabiać więcej pieniędzy. Wszyscy mówią, że grają w piłkę, bo ją kochają. Kochasz piłkę, ale kochasz też pieniądze. Wszyscy chcemy zarabiać więcej, więcej i więcej. Ta esencja, która jest na boisku, te kluby, które są budowane przez lata - one nie istnieją. Piłka wygląda inaczej. Zarabiasz 10, chcesz zarabiać 20. Zarabiasz 20, chcesz zarabiać 30. Kiedy będziesz zadowolony? Możesz mnie zapytać, dlaczego wciąż jestem w Piaście. Może nie lubię pieniędzy? Oczywiście, że lubię. Może nie miałem oferty? Ja po prostu jestem zadowolony z pobytu w tym klubie - mówił Hiszpan ze łzami w oczach.
- Ja nie widzę w tej drużynie lidera. Słowa Gerarda są mocne, ale trzeba pamiętać, że jego sytuacja różni się od sytuacji innych zawodników. On ma do czego wracać w Hiszpanii, jego teściowie mają firmę, już oferowali mu pracę, dlatego nie musi nerwowo myśleć o przyszłości. Tym bardziej, że w Piaście ma bardzo dobry kontrakt, dobre premie. Nie wszyscy piłkarze mogą mówić o takim komforcie, wiec jak przychodzi oferta za dwa, trzy lub cztery razy większe pieniądze niż zarabiają w Gliwicach, to nie ma się co dziwić, że odchodzą - zaznacza Jarosław Kaszowski.
Strata ważnych piłkarzy to w ostatnich oknach transferowych niemalże rutyna Piasta Gliwice. Po mistrzostwie odeszli m.in.: Joel Valencia, Aleksandar Sedlar, rok później: Jorge Felix czy Tom Hateley. - Brak Jorge Felixa, największej gwiazdy Piasta w poprzednim sezonie, ma wielki wpływ na zespół. To był piłkarz, który potrafił jednym zagraniem, jedną akcją odmienić losy meczu. Nie był banalny, a przez to trudny do zatrzymania przez rywali. Problemem jest też odejście Toma Hateleya. Anglik nie był gwiazdą ligi, ale miał ogromny wpływ na grę Piasta. Umiejętnie regulował tempo rozgrywania akcji i potrafił wziąć odpowiedzialność za zespół - dodaje Kaszowski.
Teraz nowymi gwiazdami Piasta mają być: Jakub Świerczok, Michał Chrapek, Patryk Lipski czy Michał Żyro. Głośne nazwiska jak na polską ligę, ale zdaniem Kaszowskiego, na razie lepiej wyglądające w mediach niż na boisku. - Kiedyś Piast miał pomysł, konsekwencję w budowaniu składu i nawet jak któryś z kluczowych piłkarzy odchodził, to w jego miejsce udawało się ściągnąć godnego następcę. Teraz tego nie widzę - ocenia legenda gliwickiego klubu.
Sezon 2020/2021 w ekstraklasie można nazwać przejściowym. Z ligi spada tylko jeden zespół, jest trzech beniaminków i choć ambicje Piasta sięgają zdecydowanie wyżej, to zespół Waldemara Fornalika jest ostatni.
- Tu już nie można szukać usprawiedliwień, minęło siedem kolejek. Po dwóch-trzech meczach można było mówić o przypadku, łączeniu gry w lidze z grą w europejskich pucharach, ale teraz wymówek nie ma. Nie ma też co wracać do mistrzostwa Polski. To gigantyczny sukces, o którym nikt nie zapomni, ale to przeszłość. Waldemar Fornalik znów musi zarządzać kryzysem - tak jak na początku pracy w Gliwicach. Zaufanie wśród kibiców i działaczy ma. Nie sądzę, żeby jego pozycja była zagrożona, pytanie tylko - czy Waldemar Fornalik ma jeszcze motywację?