Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Cezary Miszta: Ja? Dlaczego?
- Akurat tak wyszło, ale masz rację: nie przypominam sobie, bym kiedyś spóźnił się na trening. No dobra, może raz mi się zdarzyło. Na pewno był to jakiś poranny trening.
- Nie, byłem w Łukowie, wracam z rodzinnego domu.
- Zgadza się.
- Od małego. Łuków to jest bardzo legijne miasto. Wystarczy przyjechać i zerknąć na mury, na graffiti, gdzie króluje jedno hasło: Legia Warszawa. To samo na meczach Orląt Łuków, gdzie Legia też często była pozdrawiana. Przesiąkałem tym od dziecka. Do tego stopnia, że cały pokój w moim rodzinnym domu w Łukowie był w barwach Legii: zielone ściany, firanki czerwono-biało-zielone. Do tego biurko, gdzie miałem dwa plakaty: Orląt Łuków z 2010 roku i Legii z 2012. A wszędzie dookoła vlepki Legii, ale też Orląt i Pogoni Siedlce, które kiedyś miały ze sobą kibicowską zgodę. Dopiero teraz, kiedy wróciłem do Łukowa na kwarantannę, zrobiliśmy z rodzicami remont tego pokoju.
- No pewnie, czy to z bratem, czy w ramach akcji Kibicuj z Klasą organizowanej przez klub. Jeśli tylko była taka możliwość, by pojawić się przy Łazienkowskiej, zawsze byłem pierwszy na liście.
- Legia - Aktobe, 2:0. Siedziałem wtedy w sektorze rodzinnym i pamiętam, że cały mecz patrzyłem na Dusana Kuciaka.
- Tak, trenuje od tygodnia.
- Tak, zostaję. Dostałem już informację od trenerów, że zostaję na ten sezon w Legii. Że jeśli będę dobrze wyglądał na treningach, to dostanę swoją szansę.
- Oczywiście. Chciałem, żeby to się właśnie tak potoczyło. Co prawda liczyłem, że uda się rozegrać cały sezon w pierwszej lidze, jak wcześniej zrobił to Radek Majecki. I trafiłem latem zeszłego roku do Zagłębia Sosnowiec, ale moje plany zweryfikowała kontuzja. Musiałem wracać do Warszawy, mogłem liczyć dopiero na drugą rundę. Zimą poszedłem do Radomiaka. Nikt głośno wtedy o tym nie mówił, ale już wtedy naszym celem była walka o ekstraklasę. No i walczyliśmy. Do samego końca. To też było moim zamiarem, by pomóc Radomiakowi bić się o te najwyższe cele i później wrócić na Łazienkowską jako jeszcze bardziej ograny, dojrzalszy bramkarz. Z jeszcze większym bagażem doświadczeń dalej tutaj bić się o tę bluzę z numerem jeden.
- Myślę, że tak.
- Jedną z możliwości, w przypadku awansu, było pozostanie w Radomiaku. Podczas pożegnania z trenerami i prezesami też jeszcze rozmawialiśmy o mojej przyszłości. Oczywiście życzyli mi, żebym to w Legii został tym pierwszym bramkarzem, ale może jeszcze nie teraz, nie w tym sezonie, a w następnym. Żebym może jeszcze ten spędził w Radomiaku.
- Przez pierwsze 30 minut meczu nie istnieliśmy. Graliśmy pod wiatr i pod słońce. Stworzyliśmy sobie dwie okazje, ale po przerwie, kiedy było wciąż 0:0, już na dobre zaczęliśmy się rozkręcać. Czuliśmy z boiska, że łapiemy kontrolę nad tym spotkaniem. Że im dłużej ono trwa, tym lepiej, że Warta opada z sił. Może bramka dla nas - jak to się potocznie mówi - nie wisiała w powietrzu, ale widzieliśmy, że jest szansa, by ją w końcu wcisnąć, że coraz więcej argumentów zaczyna być po naszej stronie. A potem ten karny. Ale już nie ma co o tym mówić, bo i tak wiadomo, że sędzia zawsze się obroni, zawsze ma racje.
- To wiemy tylko ja i Kupczak. A, no i sędzia.
- Jedyne, co mogę zdradzić, to że powiedziałem mu, że wiem, gdzie uderzy. I tam uderzył - w mój prawy róg. Ale strzał wyszedł mu bardzo precyzyjny.
- Bo jestem! Ale poza boiskiem. Na boisku to co innego. Tam liczy się dobro drużyny - tylko piłka i bramka, która jest za mną. Jeśli grą, ale też takim zachowaniem - próbą wyprowadzenia rywala z równowagi, dekoncentracji go - mogę pomóc kolegom z zespołu, to zawsze to zrobię.
- Tak.
- Pod koniec zeszłego roku, w meczu rezerw Legii z Piastem w 1/8 Pucharu Polski. Gerard Badia, jego pierwszy karny. Zapytałem go wtedy, w który róg będzie strzelał. Powiedział mi, że jeszcze nie wie. Ale ja już wiedziałem. No i obroniłem tego karnego.
- Tak, pamiętam. W poprzeczkę trafił wtedy Patryk Sokołowski.
- To lepiej porozmawiać z tymi osobami, które tak mówią, a nie ze mną.
- Zależy jakie. Ale już tak poważnie, mam świadomość, że jesteśmy porównywani. Że czego bym nie zrobił, to będzie jakieś nawiązanie do Radka. Już się nauczyłem z tym żyć. Nie przeszkadza mi to. W ogóle to niewiele brakowało, a nasze drogi byłby identyczne. Latem zeszłego roku też chciała mnie Stal Mielec - zimą przed przyjściem do Radomiaka zresztą też, razem z Wigrami Suwałki. Gdybym wtedy trafił do Mielca, to dopiero byłaby historia. Kropka w kropkę z Radkiem.
- Proszę pytać trenera Dowhania.
- Gra nogami i jeden na jednego.
- Przedpole, ale ostatnio mocno nad tym pracowałem. To wypożyczenie do Radomiaka dało mi w tym aspekcie wiele. Początek jeszcze był taki, że w dwóch czy trzech sytuacjach mogłem zachować się lepiej, ale później poczułem się pewniej. Od meczu z Olimpią Grudziądz, kiedy zostałem wybrany do jedenastki kolejki. Złapałem wtedy taki luz w tych wyjściach na przedpole, zacząłem w końcu pomagać drużynie. Ale to wciąż jest element, nad którym muszę pracować i go ustabilizować.
- Jeśli chodzi o sprawy piłkarskie to chyba tak.
- No słyszałem, że mamy jakiegoś nowego juniora z Anglii do rywalizacji (śmiech). A już tak całkiem poważnie: Artur Boruc to jest idol chyba każdego młodego bramkarza. Ma wszystkie karty w ręku, a dodatkowo jeszcze asy w rękawie. Dla mnie to też będzie duża wartość, że będę mógł go podpatrywać na żywo. Nie chodzi mi tylko o treningi, ale też o mecze. A nawet przede wszystkim o mecze, gdzie dochodzi do tego presja, cała ta otoczka. To bezcenne doświadczenie uczyć się od kogoś takiego jak Artur. Ale młody junior z Łukowa nie tylko będzie chciał się od niego uczyć, ale też na niego naciskać. I jeśli dostanie szansę, zrobi wszystko, by ją wykorzystać.
Przeczytaj też:
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a
Sport.pl Live .