Pierwsza o koronawirusie u swojego piłkarza i wstrzymaniu przygotowań do sezonu poinformowała Wisła Płock. We wtorek wyszedł na jaw przypadek zakażenia w Lechii Gdańsk. - Po ostatniej kolejce poprzedniego sezonu kluby zostały ze sprawami COVID-19 zostawione same sobie – mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" prezes Wisły Płock Tomasz Marzec. Tłumaczył, że zakażenie u piłkarza, który spędził urlop nad polskim morzem, wyszło w testach, które zarządził sam klub, na swój koszt. Prezes narzekał w wywiadzie, że nie rozesłano klubom żadnych instrukcji dotyczących urlopów, listy krajów, do których lepiej nie wyjeżdżać.
– I co ta lista by dała w tej sytuacji? Przecież mówimy o zakażeniu nad polskim morzem. Dlaczego kluby potrzebowały jakichś dodatkowych przypomnień? Przecież nikt nie odwołał COVID-u w Polsce ani środków ostrożności. My rozesłaliśmy regulamin rozgrywek dwa tygodnie temu i nie ma tam żadnego luzowania restrykcji. To my mamy mówić piłkarzom, jak się powinni zachowywać na urlopach? Mamy mówić lekarzowi, że jak robi testy, to trzeba poczekać na wyniki? Gdyby w Wiśle poczekali, to mieliby dziś w izolacji jednego piłkarza, a nie sześciu, którzy zdążyli mieć z nim kontakt – słyszymy w Ekstraklasie SA.
– To bardzo dobrze, że klub sam z siebie zrobił testy. Czyli jednak procedury są mu znane. Każdy pracownik PZPN wracający do biura po okresie pracy zdalnej, został przebadany i PZPN zapłacił za te testy. Normalna, oczywista sprawa. Tak naprawdę kluby mogły też nadal ankietować swoich piłkarzy, wszystkie procedury znają, dałyby sobie szansę na wychwycenie pierwszych objawów – słychać w związku.
A członek Zespołu Medycznego przy PZPN mówi: - Skąd założenie w klubach, że my mamy ich nawet w przerwie między sezonami prowadzić za rękę? Czy gdyby Zespół Medyczny powiedział klubom: nie puszczajcie piłkarzy na urlop, posłuchałyby nas? Wiadomo, że nie. Gdybyśmy kazali piłkarzom na urlopach chodzić w maskach, słuchaliby? Przecież często słyszeliśmy, że wydziwiamy, że niektóre zalecenia to przesada. Pod koniec ostatniego sezonu niektóre kluby już nawet nie chciały robić ankiet o stanie zdrowia piłkarzy, olewały to, wiele nie przysyłało. Jednemu klubowi nie pasowało, że jest za mało fotoreporterów dopuszczonych blisko boiska, inny zabrał na wyjazd na finał Pucharu Polski osobę, która powinna być w kwarantannie. Każdemu się wydawało, że koronawirus się w Polsce skończył. Teraz jest pobudka i szukanie winnych. Może wystarczyło, żeby klubowy lekarz do nas zadzwonił? – mówi członek Zespołu Medycznego.
Każdy ma swoje racje i żale. Poprzedni sezon udało się dokończyć bez zakażeń wśród piłkarzy, rozgrywki zostały uratowane, pieniądze z kontraktów wypłacone, na trybuny wrócili kibice. Była mobilizacja, powstała specjalna grupa robocza opracowująca procedury, PZPN zapłacił za testy. Wszystkim się wydawało, że to starcie jest wygrane, do następnego jeszcze daleko, można się rozejść. A przed rozejściem nie padło głośno i wyraźnie, jak będą wyglądać procedury wznowienia sezonu.
W Ekstraklasie i PZPN mówią, że to nie musiało paść, bo nic nie zostało odwołane. Ale jednak zmiany będą: ponieważ kluby dostały pieniądze za dograny do końca sezon i ich sytuacja finansowa jest dużo lepsza niż po pierwszym ataku koronawirusa, PZPN nie ma zamiaru finansować im dalej testów, zwłaszcza klubom Ekstraklasy (za testy pozwalające dokończyć sezon w Ekstraklasie, I i II lidze zapłacił łącznie 1,7 mln złotych). Nie było też teraz w planach odgórnie skoordynowanej samoizolacji piłkarzy i sztabów przed wznowieniem treningów, bo czasu na to jest w przerwie letniej zbyt mało.
– Kluby powinny to usłyszeć miesiąc temu. Oczywiście, że mogły same dopytać. Ale tu nikt się nie chciał wychylać. Bo jak ktoś weźmie na siebie rolę lidera nadającego ton: czy PZPN, czy Ekstraklasa, czy kluby, to usłyszy zaraz: świetnie, to ty pokryjesz koszty tych wszystkich testów? – mówi członek Zespołu Medycznego.
A inny dodaje: - Za chwilę nasze kluby będą grać w europejskich pucharach. I tam nikt nie będzie dyskutować, kto mu pokryje koszt testów. UEFA każe się zbadać, płaci ci premie za awans, to robisz testy i nie dyskutujesz, masz być gotowy do meczu. Nie wiem, dlaczego w Ekstraklasie ma być inaczej. Chcesz pieniądze z praw telewizyjnych i jeszcze uważasz, że ktoś ma ci testy zasponsorować, żebyś mógł o te pieniądze walczyć?
W koronawirusowych instrukcjach UEFA przygotowanych dla uczestników europejskich pucharów i rozgrywek międzypaństwowych (w wąskim gronie ekspertów zaproszonych do prac nad tymi instrukcjami był dr Piotr Żmijewski z Legia Lab) jest obowiązek testów przed wylotem na każdy mecz oraz tuż po przylocie na miejsce. UEFA wskazuje rodzaj testu i wybiera zaufanego wykonawcę badań. Zawodnicy i członkowie sztabów będą legitymować się wynikami testów przy wejściu na stadion, kto nie ma zaświadczenia o negatywnym wyniku, nie wejdzie. Ale nawet w tym bardzo ścisłym reżimie faza przygotowań w ogóle nie jest ujęta. Jest to nawet podkreślone.
"Protokół UEFA nie reguluje żadnych kwestii związanych z wymogami medycznymi lub operacyjnymi dotyczącymi powrotu do szkolenia przez zespoły" – można przeczytać w kilkudziesięciostronicowym podręczniku opisującym wymogi testowania, podróżowania na mecze, zakwaterowania i organizacji meczów. Sprawę przygotowań do europejskich rozgrywek UEFA zostawia "kompetencji krajowych organów piłki nożnej, krajowych związków i lig, we współpracy z odpowiednimi władzami lokalnymi". Zaleca natomiast, by już na 10-14 dni przed pierwszym meczem w pucharach zrobić pierwsze testy przesiewowe.
UEFA wprowadziła takie poprawki do regulaminu rozgrywek pucharowych, żeby uniknąć przekładania meczów i opóźnień w rozgrywaniu poszczególnych rund. Wymowa tych poprawek jest jasna: jakiś klub lub kraj jest kłopotem dla rozgrywek? To dajemy walkower i cześć. Jeśli władze kraju, w którym ma się odbyć mecz, uchwalą przepisy epidemiologiczne, które uniemożliwiają przylot rywala na mecz, wtedy to klub gospodarz ma znaleźć awaryjnie neutralny stadion w innym kraju. Jeśli nie znajdzie, przegrywa walkowerem. UEFA, jak wynika z informacji, do których dotarło "L'Equipe", nie zamierza się też litować nad klubami, w których będzie wysyp zachorowań. Wirus wykluczył ci piłkarzy? Póki masz co najmniej trzynastu z listy A UEFA, masz grać. Możesz dobrać piłkarzy awaryjnie spoza listy A. Nie zbierzesz drużyny, przegrywasz walkowerem.
W Ekstraklasie obowiązkowe testowanie co mecz nie wchodzi w grę, mimo spadających cen testów nadal jest to rozwiązanie zbyt drogie. Testy raz na miesiąc byłyby pewnie do udźwignięcia przez kluby Ekstraklasy, ale już na niższym szczeblu będzie z tym problem. Wkrótce mają być znane szczegóły zaleceń dotyczących wznowienia sezonu, ma być ustalony rodzaj i termin testów, które trzeba będzie wykonać przed rozgrywkami. Wszystko wskazuje, że tak jak w poprzednim sezonie, będzie to odgórnie koordynowane i weryfikowane.
– My rekomendujemy, żeby robić tak, jak poprzednio, a zobaczymy, co z tego wyjdzie. Sezon zaczyna się 22 sierpnia, do tego czasu można opanować sytuację. Te kluby, które zadzwoniły do nas po radę, dostały rekomendacje, żeby pierwszy test zrobić w momencie zbiórki piłkarzy po urlopach i powtórzyć badanie po 5-7 dniach – mówi jeden z ekspertów Zespołu Medycznego.
Większym wyzwaniem jest Puchar Polski, którego pierwsza runda ma być rozgrywana od połowy sierpnia. PZPN jest gotowy sfinansować testy klubom z niższych lig, które w PP zmierzą się z drużynami z Ekstraklasy. Ale z naszych informacji wynika, że pojawił się też podczas rozmów Zespołu Medycznego pomysł rekomendacji, żeby pierwszą rundę PP przełożyć na późniejszy termin (kolejna runda, 1/16, jest rozgrywana dopiero w październiku) i nie zwiększać już ryzyka zakażeń przed startem Ekstraklasy.
Przeczytaj także: