- To nasza wspólna decyzja.
- Można do tego tak podejść. Ale jeśli trzeba było podjąć taką decyzję, to był to najlepszy moment. Szło nam, graliśmy dobrą piłkę, cały zespół robił postępy, ale najwyższy bieg dopiero wrzuci. Chciałbym zostać pierwszym trenerem, najlepiej oczywiście w Lechu Poznań, ale na razie jest to niemożliwe, bo Dariusz Żuraw i cały jego sztab zrobił bardzo dobrą robotę, więc powinien to kontynuować. W takich okolicznościach łatwiej powiedzieć: "okej, idę teraz swoją drogą".
- Wspólnie doszliśmy do tego wniosku.
- Miło mi. To potwierdzenie, że moja praca była dobrze odbierana. Ale powtarzam: razem doszliśmy do tego wniosku. Twierdzę, że to był dobry moment.
- Mamy wicemistrzostwo, robimy postępy…
- Dlatego mówię "do zobaczenia", a nie "żegnajcie". Wystarczy jeden telefon i wracam. Mam niebiesko-białe serducho. Lech zawsze będzie priorytetem.
- Mieliśmy kilka rozmów w ostatnim półroczu. Byłem pytany jak się czuję, rozmawialiśmy o mojej pracy, o tym co robię. Byłem obserwowany, to normalne. Ostateczna decyzja zapadła w poniedziałek, po ostatnim meczu.
- Nie miałem takiego wrażenia. Wręcz przeciwnie, uważali, że mam predyspozycje do bycia pierwszym trenerem. Widząc, co potrafię, mówili, że nadaję się do takiej roli. Analizowaliśmy wszystkie plusy i minusy i doszliśmy do wniosku, że to dobry moment na rozstanie.
- Pomidor.
- To raczej pytanie do prezesów. W ten sposób: "Panowie, może nie użyliście wszystkich argumentów, żeby tego Skrzypczaka przekonać i przenieść to wspólne rozstanie na następny rok?".
- Hmmm. Czy ja byłbym gotowy? Hmmm... Mam nadzieję, że będę teraz mógł pracować na własny rachunek.
- Pierwszą rozmowę miałem z prezesem Rutkowskim. Później z prezesem Klimczakiem i dopiero przyjechałem do Poznania na taką rozmowę kwalifikacyjną do Darka Żurawia. Poznaliśmy się, porozmawialiśmy bardzo długo. I mogę powiedzieć w swoim imieniu, ale myślę, że Darek by się ze mną zgodził, że znaleźliśmy nić porozumienia. Zgadzaliśmy się od początku co do tego, jak chcemy grać. Trudno mi dokładnie powiedzieć, od kogo ta decyzja wyszła, ale taki był przebieg rozmów.
- Wszyscy zawodnicy. Każdy po kolei. Oni wszyscy zrobili postępy i z tego jestem bardzo dumny. Cieszę się też, że Lech grał w taki sposób, że kibice chcieli przychodzić na stadion. To tak sportowo. Ale zapamiętam też te wszystkie ładne stadiony. Gdzie nie jechaliśmy, graliśmy na pięknym obiekcie, z dobrą murawą. Warszawa, Kraków, Gdańsk, Białystok, Gdynia, Gliwice - wszędzie piękne stadiony. Kolejne się budują. To motywuje do pracy, sprawia, że jest przyjemniejsza. Całe opakowanie ligi: reklamy, kamery, dziennikarze. Byłem pod wrażeniem. Podoba mi się polska liga, dlatego najchętniej bym w niej został. Ale to nie koncert życzeń, trzeba poczekać.
- Przede wszystkim za rozwój indywidualny zawodników i całego zespołu pod względem techniczno-taktycznym. Mniej zajmowałem się kwestiami motorycznymi, wydolnościowymi. Sporo pracowałem indywidualnie z zawodnikami, a poza tym miałem za zadanie dzielić się swoim doświadczeniem odnośnie tego, co dzieje się na boisku. Co możemy w danej chwili poprawić, żeby lepiej reagować na grę rywala.
Oczywiście. Rozmawialiśmy z całym sztabem, który zawodnik do czego jest predysponowany. I każdy dostawał konkretne zadania do wykonania. W moim przypadku to były przede wszystkim aspekty ofensywne: wykańczanie akcji, budowanie ataku, wdrażanie schematów.
- Nie, nie odniosłem takiego wrażenia.