Adam Nawałka odkrył napastnika, który został legendą ekstraklasy. Wypytywał o niego Guardiola. "Jaki jest ten Brożek?"

Maciej Skorża przed meczem Wisły Kraków z Barceloną miał nadzieję, że Paweł Brożek ucieknie Carlesowi Puyolowi. Nie dał rady. Regularnie uciekał za to obrońcom Legii, Lecha, Górnika i Jagi. Tak już było w jego karierze, że błyszczał głównie na swoim podwórku.

- Robiłem analizę Barcelony, układałem taktykę i liczyłem, że Paweł może okazać się szybszy i bardziej zwrotny od Puyola. Tu widzieliśmy szansę, więc ustaliliśmy, że będziemy grać prostopadłe piłki, a Paweł na pewno biegowo z nim wygra. No i mija 10. minuta, jest idealne podanie. Ścigają się. Ale na tych kilku metrach ten Puyol po prostu Pawła niszczy. Tam nie ma czego zbierać. Pomyślałem sobie, że chyba z tej taktyki nic nie będzie - śmieje się Maciej Skorża, trener, u którego Brożek strzelił najwięcej goli w karierze. - On mi się po prostu kojarzy z golami. Zamykam oczy i widzę go trafiającego do bramki. Nie mam jednego konkretnego skojarzenia - dodaje. 

Zobacz wideo Juventus - Lazio 2:1. Interwencja Szczęsnego [ELEVEN SPORTS]

Bo i Brożek gola strzelił niejednego: dla Wisły - 174 przez 22 lata przy Reymonta. Nawet w tym sezonie z ośmioma bramkami był najlepszym strzelcem zespołu, a jego trafienia dały zespołowi dodatkowe siedem punktów, bez których ostatni mecz z Arką Gdynia byłby o utrzymanie. A tak był tylko okazją do pożegnania. Na boisku - jak na piłkarską legendę przystało.

Ale w tej historii nic nie jest jednoznaczne. Paweł Brożek to niewątpliwie legenda, ale czuć też, że mógł osiągnąć więcej. W Polsce był gwiazdą, ale za granicą się nie udało. Strzelał dla Wisły, ale dla reprezentacji już rzadziej. Nawet to zakończenie kariery każe się zastanowić. Żegnał się bowiem dwa razy - po królewsku dwa lata temu i znacznie skromniej w tym roku. Historia straciła magiczne zakończenie? Pewnie tak, ale gdyby nie wrócił, Wisła mogłaby pożegnać się z ekstraklasą. A może to taki piłkarz, którego należało pożegnać dwa razy?

Dwa pożegnania

W tym roku na pewno nie było już tak filmowo, jak dwa lata wcześniej, gdy w ostatniej minucie doliczonego czasu w meczu z Lechem Poznań strzelił pięknego gola na 1:1. Lewą nogą, tuż przy słupku. Stadion był wypełniony do ostatniego miejsca, później Brożek dostał bukiet kwiatów i mikrofon, by przemówić do kibiców. Polały się łzy. Wzruszali się kibice, jemu łamał się głos. Ale jakby tak się zastanowić: wtedy był z Wisły wypychany przez trenera Juana Carillo. Grał mało, wcześniej w ogóle nie trafiał do siatki. Teraz było odwrotnie: przegrany mecz z Arką Gdynia 0:1, jedna jedyna okazja na bramkę zaprzepaszczona. Na stadionie zajęte tylko co czwarte krzesełko. Brakowało tej niesamowitej atmosfery sprzed dwóch lat, ale Brożek żegnał się wspierany przez wszystkich: trenera, dyrektora, prezesów, kibiców. Niektórzy nieśmiało próbowali namawiać go na jeszcze jeden sezon, żeby osiągnął te 150 goli w lidze, przeskoczył Kazimierza Kmiecika, Teodora Peterka i Włodzimierza Lubańskiego w historycznej klasyfikacji strzelców ekstraklasy. Ale on już rok temu stawiał sprawę jasno: jeszcze ten sezon i kończę. Był o tym przekonany w 95 procentach. W ostatnich miesiącach w tej decyzji utwierdziły go kolejne kontuzje. Nawet na ten ostatni mecz zdążył w ostatniej chwili, bo na początku czerwca złamał rękę.

W 2018 roku zdążył się pożegnać, a po kilku tygodniach znów był na treningu w Myślenicach. Zmienił się trener. Za Carillo przyszedł Maciej Stolarczyk, dyrektorem sportowym został Arkadiusz Głowacki. Starzy kumple z boiska namówili Brożka na jeszcze jeden taniec. - Zagrali na mojej miłości do Wisły - jak to ujął w jednym z wywiadów sam Brożek. - Pawła reprezentował jego przyjaciel i znakomity agent Rafał Szczypczyk, więc nie dość, że negocjacje przebiegały profesjonalnie, to jeszcze nie były trudne, bo Paweł traktuje Wisłę w wyjątkowy sposób. W końcu 2018 on i Marcin Wasilewski byli jedynymi piłkarzami, którzy nie wystawili nawet wezwań do zapłaty przez pół roku niepłacenia. Co do samych negocjacji finansowych: Paweł doskonale rozumiał sytuację klubu. Czułem, że wszystko robi dla Wisły. Chciał pomóc, a pieniądze były rzeczą wtórną. Został jeszcze na rok, bo wiedział, że zdrowie jeszcze pozwala pograć. Zaznaczmy to - jego gole z początku sezonu były bardzo ważne w kontekście wywalczenia utrzymania - mówi Piotr Obidziński, były prezes Wisły, który podpisywał ostatni kontrakt Brożka. 

Jak Nawałka wprowadzał Brożka

- Pierwszy raz go widziałem jeszcze jak grał w juniorach. Byłem w Amice Wronki i trenowałem właśnie rocznik 1983. Paweł był wtedy w Wiśle, gdzie Adam Nawałka budował bardzo mocną akademię. Werbował najzdolniejszych chłopców i tak też ściągnął braci Brożków. W 2000 roku byliśmy na Mistrzostwach Polski i przegraliśmy z Wisłą w półfinale. Zdobyli mistrzostwo po jego bramce - opowiada Skorża.

Brożkowie dorastali w Kielcach. Spoglądali w stronę Korony, ale nikt się nimi nie zainteresował, chociaż w juniorach potrafili w jednym sezonie strzelić w sumie 70 goli. Znalazł ich Nawałka. Przyjeżdżał do rodziców braci i przekonywał, że warto, by pozwolili im na przeprowadzkę do Krakowa. Obiecał się nimi zaopiekować. - Był wymagający, nieraz krzyknął, a czasem poklepał po plecach. Sprawdzał nas w internacie jak się zachowujemy. Pytał w szkole, czy się dobrze uczymy. Kładł nacisk na dyscyplinę - wspominał Piotr wiele lat temu w "Dzienniku Polskim". Przyszły selekcjoner prowadził ich w juniorach, później wpuszczał Pawła w meczach pierwszej drużyny, by otrzaskiwał się z dorosłą piłką. Miał 16 lat, gdy debiutował w Pucharze Ligi przeciwko Ruchowi Radzionków. Pierwszego gola w lidze strzelił dokładnie w osiemnaste urodziny. Zdobył też pierwsze mistrzostwo Polski. Wszystko pod okiem Nawałki.

- Popatrzyłem na tych Brożków i od razu sobie pomyślałem: to będą kiedyś niesamowici zawodnicy. Po Pawle było widać wielki, naturalny talent. Bardzo dobrze się rozwinął w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Krakowie. Dynamika i umiejętności techniczne - to się rzucało w oczy. Odejście na pierwszych metrach. Z biegiem lat nabrał siły i bardzo dobrze grał w kontakcie z obrońcą. Natomiast nigdy jego silną stroną nie była wytrzymałość. Jak robiliśmy badania wydolnościowe i później na podstawie wyników dobieraliśmy zawodników w grupy, to Paweł i Piotrek zawsze biegali w tej ostatniej grupie. Sami żartowali, że biegają z bramkarzami - uśmiecha się Skorża.

- Pamiętam moje pierwsze zgrupowanie z Wisłą. Odwiedzałem wtedy wszystkich zawodników w pokojach i z każdym chwilę rozmawiałem. Wyznaczałem im cele na następny sezon. Paweł był wtedy w gorszym momencie, podłamany poprzednim sezonem, w którym strzelił tylko siedem goli. Władze Wisły sugerowały mi nawet, żeby go wymienić na jakiegoś innego napastnika. Ale ja widziałem w nim potencjał. Rozmowa była dość krótka i skończyła się ustaleniem, że ma zostać królem strzelców - wspomina Maciej Skorża. Choć do klubu sprowadzony został wtedy Andrzej Niedzielan, który miał naciskac na Brożka. sz

Z Pawełka stał się Pawłem. "Zawsze miał swoje zdanie"

I rzeczywiście - strzelił 23 gole, najwięcej w lidze, a Wisła została mistrzem. Skorża twierdzi, że to był moment, w którym Brożek dojrzał. Z Pawełka stał się Pawłem. - Sprzyjała mu wtedy szatnia. Starsi zawodnicy - jak Cleber, Radek Sobolewski i Arek Głowacki - bardzo mu ufali. On zresztą też miał już swoje doświadczenie, był na mundialu. Ze mną się dogadywał, więc klimat do pracy miał bardzo dobry. Mogło to wyglądać tak, że był moim pupilkiem, ale nie o to chodziło. Po prostu mieliśmy wspólny język, a z czasem zaczynaliśmy się rozumieć bez słów. Później podobną relację miałem już tylko z Miro Radoviciem w Legii Warszawa - opowiada Skorża.

- To wcale nie znaczy, że był łatwym zawodnikiem do prowadzenia. Zawsze miał swoje zdanie, dawał o sobie znać, ale nigdy to nie przekraczało granic, które mogłyby źle wpłynąć na drużynę. Zawsze czuł się za nią odpowiedzialny. Kochał wygrywać. Na treningach gierki były tak zacięte, że kiedyś trener Jacek Kazimierski, rzucił gwizdkiem i krzyczał, że mają sami sobie sędziować, bo nie dało się nad nimi zapanować. Każdy wiedział lepiej. Kłócili się, ale to wynikało z ambicji - wspomina. - Zawsze będę też pamiętał jak cały zespół przywiózł mi do Radomia medal za wicemistrzostwo Polski. Paweł mi go wręczył. Zostałem zwolniony w marcu, przyszedł za mnie Henryk Kasperczak i zajęli drugie miejsce. Nie spodziewałem się medalu, a oni o mnie pomyśleli. Przemiła historia, jeden z momentów, który na pewno będę wspominał dłużej niż jakiś wygrany mecz - dodaje Skorża.

Razem wywalczyli dwa mistrzostwa Polski. Brożek w obu tych sezonach był królem strzelców. W 80 meczach u Skorży strzelił 50 goli i 22 razy asystował. - Paweł rozumiał naszą taktykę. Założenia chwytał od razu. Czasami tylko potrzebował, żeby go dodatkowo zmotywować. Pamiętam mecz, w którym mu nie szło, to było bodajże na Ruchu w Chorzowie. Jedna, druga, trzecia niewykorzystana setka. Kibice strasznie z nim już jechali. Zawołałem go w końcówce meczu i mówię: zapomnij o tym, uspokój się, następną strzelisz. I strzelił, a my wygraliśmy. To była tylko kwestia dotarcia do niego, bo umiejętności miał zawsze na bardzo wysokim poziomie - dodaje. 

Guardiola pytał: "Jaki jest ten Brożek? Pracowity? Nie sprawia problemów?"

Być może w 2008 roku zainteresowany był nim sam Pep Guardiola, zaczynający pracę w FC Barcelonie. - To znaczy, zainteresowany był na pewno, tylko nie wiadomo, ilu takich piłkarzy na całym świecie Barca wtedy obserwowała - precyzuje Skorża. Wisła grała wtedy w eliminacjach Ligi Mistrzów i w III rundzie trafiła na Barcelonę. Już po meczu na Camp Nou wszystko było jasne: gospodarze wygrali 4:0, a mistrzowie Polski nie oddali nawet jednego celnego strzału na bramkę. To wtedy Brożek jednak nie wyprzedził Carlesa Puyola. - Przed rewanżem Guardiola siedział na ławce rezerwowych razem ze swoim asystentem Tito Vilanovą. Przywitałem się i zaprosiłem go na kawę. Wtedy zaczął mnie wypytywać o Pawła: jaki ma charakter, czy jest pracowity, czy nie sprawia problemów. Ewidentnie w jakimś wymiarze się nim interesował. Wystawiłem oczywiście laurkę, bo zawsze uważałem, że zasługuje na grę w lepszej lidze niż polska - opowiada Skorża.  

Wisła wygrała w rewanżu 1:0. Była to pierwsza porażka Guardioli w roli trenera. W tamtym sezonie jego zespół wygrał wszystkie możliwe trofea: Ligę Mistrzów, ligę hiszpańską, Puchar Króla, Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwa Świata.

Niedosyt

Za granicą i w reprezentacji Polski nigdy nie szło Brożkowi tak dobrze, jak w ekstraklasie. Gdy w 2011 roku odchodził z Wisły do Trabzonsporu, na pożegnalnym zdjęciu napisał: "zaraz wracam". I wykrakał. W Turcji trafił akurat na świetną dyspozycję Buraka Yilmaza, więc już po roku został wypożyczony do Celticu. Znów - jak w Wiśle - miał być następcą Macieja Żurawskiego, ale na ledwie trzech meczach się skończyło. Wpadło za to mistrzostwo Szkocji. Bardziej do statystyk niż do opowiadania wnukom. Następny był Recreativo Huelva, drugoligowiec z Hiszpanii. I już prezentacja w tym klubie zwiastowała, że nic dobrego z tego nie będzie. Brożek żonglował, ale piłka co chwilę spadała na ziemię. Tricki raczej w fotel nie wbijały. Nagranie trafiło na YouTube pod tytułem: "Paweł Brożek - King of Freestyle". Zabrakło za to materiału, żeby zrobić kompilację jego najpiękniejszych bramek dla Recreativo. Na dwóch golach w 19 meczach hiszpańska przygoda się skończyła. Po 2,5 roku, trzech odwiedzonych krajach, Brożek wrócił do Wisły. Do końca kariery już się z niej nie ruszył.

W reprezentacji sukcesów też ma zaskakująco mało jak na ligowe osiągnięcia. Przypomina się ważny gol z Czechami i słupek w meczu z Ekwadorem na mundialu w Niemczech. Grał też na Euro 2012. Skończył na 38 meczach i 9 golach. - Na pewno niedosyt. Ale ja ten niedosyt czuję też, gdy patrzę na całą karierę Pawła. Nie wykorzystał swojego potencjału. To nawet nie jego wina, bo czasami potrzeba trochę szczęścia, dobrego agenta, właściwego momentu. Pamiętam, że w 2008 roku po meczu z Tottenhamem bardzo dobijało się do niego Fulham. To byłaby dla niego dobra liga. Dzisiaj tak sobie myślę, że za długo zwlekał z wyjazdem. Wtedy patrzyłem na to inaczej i sam go namawiałem, żeby w tej Wiśle został, bo był dla nas bardzo ważny, ale może faktycznie trzeba było wcześniej jechać. Poradziłby sobie. Był predysponowany do znacznie lepszej ligi. Mamy dzisiaj w reprezentacji trzech bardzo dobrych napastników: Lewandowskiego, Milika i Piątka. Robią karierę za granicą. Czasy się zmieniły, wymagania wobec napastników też, ale jeśli chodzi o skalę talentu, to Pawła ustawiłbym w pierwszej dwójce - podsumowuje Maciej Skorża.

Paweł Brożek:

  • 7 mistrzostw Polski
  • 2 tytuły króla strzelców
  • 2 Puchary Polski
  • 1 Puchar Ligi Polskiej 
  • 1 Superpuchar Polski
  • 1 Superpuchar Turcji
  • 1 mistrzostwo Szkocji
  • 174 gole dla Wisły Kraków
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.