Prezes Korony Kielce odpowiedział Mateuszowi Borkowi. "O spadku nie zdecydowała forma sportowa"

Prezes zdegradowanej z Ekstraklasy Korony poda się do dymisji? - Jeśli będzie taka wola właścicieli, to uznam to za rzecz potrzebną. W rozmowie ze Sport.pl Krzysztof Zając odniósł się do słów Mateusza Borka o bazarze w Kielcach, problemach ze stawianiem na młodych i oszacował dług klubu. Przyznał, że po złożeniu przez prezydenta Kielc prośby do prokuratury o zbadanie legalności przejęcia akcji Korony, niemiecki właściciel dostał radę, by się "w tę działalność nie angażować".

Kacper Sosnowski: Mija najsmutniejszy tydzień, odkąd jest pan prezesem Korony?

Krzysztof Zając: To na pewno najtrudniejszy tydzień, bo jestem zawiedziony wynikiem sportowym, czyli spadkiem. Mogłem mieć nadzieję, że mamy najlepszą drużynę od trzech lat. Przed tym sezonem byliśmy gotowi na grę już na kilka tygodni przed pierwszą kolejką. Nawet ci, którzy mnie dzisiaj krytykują byli wtedy zdania, że Korona miała jakościową ekipę i piłkarzy, którzy powinni dać kibicom dużo satysfakcji. Niestety to się nie sprawdziło. To jest właśnie to, co chciałem przekazać w rozmowie po naszym ostatnim meczu w Canal+. Dalej uważam, że o spadku nie zdecydowała forma sportowa, tylko brak charakteru drużyny i brak przywódców. W ciężkich momentach dostawaliśmy bramki, a byliśmy zespołem lepszym. Wielokrotnie brakowało mi osoby, która mogłaby tę ekipę pociągnąć na boisku, a w szatni głośno pogadać o tym, co się dzieje. Jak analizowaliśmy nasze mecze w tym sezonie, to okazało się, że mało było drużyn w ekstraklasie, które wypracowałyby tyle stuprocentowych sytuacji bramkowych, co my. Tylko że nam piłka do bramki za często nie wpadała.

Zobacz wideo Messi ma dość prezesa Barcelony. Czy może odejść? [SEKCJA PIŁKARSKA #54]

Czyli pech?

Trochę też, ale teraz jest już za późno na rozmowy, co by było gdyby. Znam zasadę, że szczęście sprzyja lepszym. W pewnym momencie wpadliśmy w dołek. Przegrywaliśmy mecze, które powinniśmy wygrać lub zremisować. Psychika graczy siadała i nie było zawodnika czy zawodników, którzy wzięliby odpowiedzialność na siebie. Głównie o to chodziło mi w moim przekazie.

Rozumiem, że zabrakło charakteru, wojowników, ale z drugiej strony zostaliście najostrzej grającą drużyną. Nikt nie ma w Ekstraklasie tylu żółtych i czerwonych kartek.

One wynikały z tego, że jeden drugiemu na boisku nie pomagał. Że często zdarzały nam się indywidualne błędy. Przewinienia w dużej mierze brały się też z frustracji wynikającej z tego, że mimo dobrej gry nie strzelaliśmy bramek, a rywal robił to zwykle niemal za pierwszym razem.

Co jeszcze znajduje się w pana anatomii spadku z Ekstraklasy?

Z perspektywy czasu – brak dokapitalizowania Korony na jesieni 2019 roku. Wynikające z tego problemy powodowały dużo spekulacji i dyskusji. Zawodnicy powinni mieć w głowie tylko granie, a nie zastanawianie się co będzie z klubem.

Tylko finalnie okazało się, że dokapitalizować Korony nie chciał jej niemiecki właściciel - Dirk Hundsdorfer, miasto swoją część na przelew zarezerwowało.

-A jak Niemcy mieli dokapitalizować klub, jak w prokuraturze znalazła się sprawa, że mogło dojść do nieprawidłowości przy sprzedaży udziałów Korony? Hundsdorfer miał ją dokapitalizować, a potem by się okazało, iż kupno klubu było nielegalne? (Akcje kupiła spółka Phenecia Burdenski Investment, a według umowy miała kupić Burdenski Invest, ponoć aneks do umowy zawierał informacje o możliwości sprzedaży Korony spółce-córce. Po roku Phenecia Burdenski Investment sprzedała udziały rodzinie Hundsdorfer-przyp. red). Dzisiaj sądzimy, że była to raczej próba udowodnienia staremu prezydentowi Kielc, który nadzorował umowę, że zrobił coś źle. Tyle że ta sprawa z prokuraturą to był strzał w kolano.

Jaka jest zatem przyszłość klubu. Niemcy chcą sprzedać część akcji lub ich całość, czy mają ochotę na 1. ligę?

W okolicach 20 lipca ma być zwołane Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy. Ono powinno zająć się tematem podniesienie kapitału, określić co dalej ze spółką, zaplanować budżet. Mimo tej całej krytyki mojej osoby i zarządu - my jesteśmy tylko wykonawcami woli właścicieli. Przez ostatnie pół roku nie było jasne, jaka ta wola jest. Ostatnio pan Dirk Hundsdorfer, napisał oświadczenie, z którego wynika, że będzie z klubem w pierwszej lidze. Tego się na razie trzymamy.

A co na tym walnym Korony znajdzie się w rubryce finanse?

Te liczby nie będą różowe. One będą bardzo złe, ale to jest spowodowane też tym, że od marca funkcjonujemy w zupełnie innej rzeczywistości: bez przychodów z dnia meczowego, bez realizacji kilku planów. Jeszcze to wszystko liczymy. Jak nie było pandemii, to zakładaliśmy, że ten rok zakończymy ze stratą 2,5 lub 3 mln złotych.

Nie obawia się pan, że wobec braku realizacji celów sportowych i zapewne biznesowych, właściciele podziękują panu za pracę?

Nie mam z tym najmniejszego problemu. Jeśli będzie taka wola właścicieli, to uznam to za rzecz klubowi potrzebną. Nawet sam mogę im to zaproponować.

Chce się pan podać do dymisji?

Czy się podam sam czy to będzie fakt dokonany, to nie ma różnicy i znaczenia. Jestem gotowy na różne rozwiązania.

Za chwilę skończą się kontrakty kilkunastu graczy. Zapewne odjedzie m.in. Cebula, Forsell, Żubrowski. Jak Korona będzie funkcjonować od sierpnia?

To nie będzie pierwsza taka sytuacja, że stracimy graczy. Tylko jeszcze raz podkreślę - do 20 lipca zarząd ma związane ręce. Nie wiemy, jaka będzie przyszłość spółki. Ja nie mogę jako prezes Krzysztof Zając podejmować teraz żadnych decyzji w oparciu o to, co mi się podoba, a co nie. Do dziś nie mam jasnego przekazu co mam robić. Ja mam związane ręce praktycznie od października. O to, co będzie dalej trzeba by zapytać pana Hundsdorfera i prezydenta Kielc Bogdana Wentę.

Tylko że na linii Wenta - Hundsdorfer są turbulencje.

Niemiecka strona była zdziwiona, dlaczego miasto, które sprzedało im część udziałów w klubie, nagle twierdzi, że to była nielegalna transakcja. Z tego, co wiem, pan Hundsdorfer otrzymał opinie od swoich prawników, że do momentu wyjaśnienia się sprawy nie powinien się w działalność klubu angażować.

To wyjaśnia jego usunięcie się w cień. Rozumiem, że pytanie, czy trener Bartoszek dalej będzie pracował w Koronie, też powinienem zadać po 20 lipca?

W praktyce tak. Wszystkie sprawy i liczby mam z trenerem dogadane. My od razu umawialiśmy się na pracę na dwa sezony. W tej chwili nie mogę jednak niczego być pewnym i podpisywać żadnych dokumentów, dopóki nie wiem co na to wszystko właściciele.

A oceniając te kilka miesięcy pracy trenera Bartoszka, to zrobił wszystko, co mógł?

Nie wymagajmy od niego cudów. Zrobił, co mógł. Ja od początku mówiłem, że przy tej intensywności meczów, przy stracie graczy, którzy nie mogli do nas wrócić z Hiszpanii z powodu koronawirusa, przez liczne kontuzje, wykluczenia za kartki i przy naszej liczebności kadry, możemy mieć po powrocie rozgrywek spory problem. Było kilka spotkań, w których mogliśmy ugrać punkty – na Górniku, czy nawet z Piastem, lub wygrać w Lubinie. Trudno jednak mówić, czy ja jestem zadowolony, czy niezadowolony z trenera. Miałbym parę uwag do zaangażowania graczy i ich charakteru. Miałem wrażenie, że niektórzy myślami byli już gdzie indziej, mimo że jeszcze walczyliśmy o utrzymanie.

A czy przez te trzy lata znalazł pan też trochę swoich błędów? Coś by pan teraz zrobił inaczej? Paweł Golański stwierdził, że największym problemem Korony było oddanie całej władzy trenerowi Lettieriemu.

Ale ja cały czas mówię, że popełniłem dużo błędów i się do nich przyznaję. Z trenerem Lettierim, to było tak, że on początek pracy z klubem miał znakomity. Do tego wykazywał się zmysłem taktycznym. Swoimi decyzjami sprawiał, że udało nam się wygrać kilka wydawałoby się przegranych meczów. Graliśmy wtedy ciekawą piłkę. Bardzo wysoko ocenialiśmy jego pracę. Nie tylko my, bo szkoleniowiec zdobywał różne wyróżnienia, odnosił sukcesy. Kończył mu się kontrakt. Co by pan zrobił na moim miejscu? Powiedziałby pan, że mu dziękuje czy chciał przedłużyć umowę.

Logiczne wydawało się przedłużenie umowy.

No właśnie, ale może pierwszym błędem było jej przedłużenie o dwa lata. Może trzeba było to zrobić tylko na rok. Może te zapisy w jego umowie powinny być standardowe. Bardziej przystające do polskich warunków, bardziej stanowcze i korzystne dla klubu, a nie dające tak szerokie możliwości trenerowi.

Tyle że nawet po półtora roku jego pracy, na zimowy obóz w Turcji jechaliśmy jako piąta drużyna ligi. Runda wiosenna była jednak fatalna, przegraliśmy w niej niemal wszystko. Z europejskich pucharów zjechaliśmy do grupy spadkowej, więc nie osiągnęliśmy celu gry w grupie mistrzowskiej. Moim drugim błędem był brak reakcji na to, co się działo. Był na wiosnę taki wyjazdowy mecz z Zagłębiem Sosnowiec, który przegraliśmy wtedy 1:4. Pewne decyzje doprowadziły do animozji w drużynie. Od tego momentu wydaje mi się, że chemia trenera z zawodnikami zniknęła, pogorszyły się relacje.

Mój błąd był zatem taki, że w letniej przerwie powinienem był powiedzieć: trenerze ja panu dziękuję. Zrobił pan dla klubu dużo dobrego, ale dalej nie będziemy iść razem. Powinienem był wysłać jasny przekaz, że szukam nowego trenera i idziemy w innym kierunku, bo tak się dalej nie da. Nie zrobiłem tego i biję się w pierś. Miałem nadzieję, że znów będzie lepiej, że te wyniki przyjdą. I jeszcze dygresja. Gdybyśmy tamtej wiosny niemal wszystkiego nie przegrywali i załapali się do grupy mistrzowskiej, pierwszy raz w historii klubu bilans finansowy wyszedłby na plus. Bylibyśmy 800 tysięcy złotych do przodu. No, ale zajęliśmy wtedy 10. miejsce i był ponad milion straty.

Uważa pan siebie za osobę, która słucha rad innych, czy wszelkie decyzje woli podejmować sam?

Różnie bywa. Wiem jednak, że decyzje muszę podejmować sam, bo z tych decyzji jestem rozliczany. Ich konsekwencje biorę na siebie. Po coś ten prezes w klubie jednak jest. I jeszcze jedna z rzeczy, którą zrobiłbym inaczej. Miałem ją zrobić, ale się nie udało. Znalazłbym odpowiednią osobę na stanowisko dyrektora sportowego. Nie było w Koronie takiej funkcji, przez co wiele spraw, które powinny być w jego gestii, spadały na mnie. Podejmowałem decyzje, których powinni podejmować inni.

Zastanawiałem się, czy jest pan osobą, z którą łatwo współpracować?

Zdaje sobie sprawę, że w mediach funkcjonuję jako osoba, która weszła w konflikt z kilkoma osobami, w tym ludźmi z biura prasowego. Tyle że to nie jest konflikt merytoryczny, a ja nie jestem despotą. Posiedziałby pan u mnie w biurze, to by się pan przekonał. Życzę wszystkim, by w innych klubach ekstraklasy czy innych firmach tak traktowano pracowników, jak ja tu traktuję moich. Dlatego te wszystkie insynuacje, że wyprowadzam miliony przez jakąś agencję menedżerską i że źle traktuję ludzi, są zarzutami poniżej pasa. Korona w ostatnich sezonach wydała na prowizje menedżerów najmniej w Ekstraklasie - 400 tysięcy złotych miesięcznie. To jak tu wyprowadzić te miliony? Niektórzy uważają, że są kibicami tego klubu, ale robią klubowi bardzo dużo złego wyrażając takie opinie.

Może wzięły się stąd, że przez ostatnie 3 lata podpisał pan w Koronie 50 piłkarskich kontraktów.

Słyszałem już od redaktora Mateusza Borka, że Korona to bazar czy komis. Bazar to by był jakby był tu obrót pieniędzmi. Ja przez te wszystkie lata brałem graczy za darmo, takich, którzy nie mieli kontaktów. Jakbym płacił za nich wszystkich po 100, 200 tysięcy euro, to rzeczywiście byłby bazar. Dlaczego przez Koronę przeszło tylu graczy? Bo robiliśmy im umowy roczne. Po pierwszym roku chcieliśmy proponować dłuższe kontrakty tym, którzy nam się podobają i unikać wiązania się z tymi, którzy się nie sprawdzili. Wszystko rozbijało się jednak o pieniądze, bo z sumy x robiła się nagle suma y, na którą już klub nie było stać. W ten sposób traciliśmy graczy. Z drugiej jednak strony, ryzykowne było też dawanie komuś, kogo nie byliśmy pewni umowy na trzy lata.

Można przecież kontrakty obwarować różnymi warunkami, ograniczając w nich kosztowne potknięcia czy zabezpieczając się przed odejściami.

Jak się dało, to tak robiliśmy, były punkty o rozegraniu odpowiedniej liczby meczów, były kontrakty progresywne, ale nie wszyscy się na to godzili. Byli gracze, którzy po roku mówili, że zamiast X, teraz chcą dwukrotność X no i nie dało się nic zrobić.

Korona na piłkarzach dobrych tych, którzy się sprawdzili, nic nie zarabiała. Jak przychodzili za darmo, to też zwykle za darmo odchodzili. Można było ostatnio zarobić coś choćby na Adnanie Kovacevicu?

Z tą sprzedażą Bośniaka to jest niekończąca się historia. Wszyscy o niej wiedzą, tylko ja nie wiem. W tym pierwszym czy drugim roku, gdzie on naprawdę dobrze grał, byli u nas wysłannicy z ekip Bundesligi czy obserwatorzy z Włoch. I na tym się skończyło. Nie było żadnych konkretów. Jego menedżer miał do mnie pretensje, że ja blokuje transfer. Odpowiedziałem, że byłbym ostatnią osobą, która schowałaby do szuflady ofertę za niego, bo wiedziałem, że pieniądze za ten transfer mogły bardzo pomóc klubowi. Sam zawodnik w styczniu powiedział mi wprost, że po końcu kontraktu odchodzi. Czekałem, aż się ktoś zgłosi i zaproponuje coś za niego na tę ostatnie pół roku. Do dziś nie było pół oferty. Po sezonie Kovacević będzie już wolnym zawodnikiem i życzę mu wszystkiego dobrego. Ale to ja byłem tym złym, który niby blokował jego karierę.

Tak się często składało, że zawodnicy, którzy od nas odchodzili i mieli dużo do powiedzenia, jak odeszli to po pół roku najchętniej chcieli wracać. Jak bym panu pokazał ile SMS-ów z pochwałami dostałem jak to u nas było dobrze i pytaniami, czy jest szansa na grę? Tylko w Polsce w mediach jest taka retoryka, że w Koronie wszystko do niczego.

Że funkcjonuje nie tak, jak powinno. Ciężko szło przechodzenie młodych zdolnych zawodników do drużyny seniorów. Takiemu Lechowi czy Zagłębiu możecie zazdrościć.

Lech i Zagłębie czy też Legia mają swoją politykę dotyczącą młodzieży od dobrych kilku lat. My zaczęliśmy wprowadzać ją od momentu powołania pana Łukasza Foksa na stanowisko pełnomocnika zarządu ds. sportowych. Wtedy to podjęliśmy też dużo ważnych decyzji dla naszej piłki młodzieżowej. Zaczęliśmy ściągać z województw ościennych: podkarpackiego, śląskiego, lubelskiego, utalentowanych zawodników, którzy byli przez nas obserwowani. Zapewniliśmy im kieszonkowe, internat i takie umowy, na jakie pozwala PZPN. Co do 16,17-latków. W takim Lechu utalentowani chłopcy w tym wieku nie grają już w najstarszej lidze juniorów, tylko w drugiej drużynie klubu, czyli de facto ogrywają się w trzeciej czy drugiej lidze. My tak robić nie mogliśmy, bo na takim poziomie nasze rezerwy nie grały. Próba przerzucenia piłkarzy z CLJ do Ekstraklasy to wrzucenie na głęboką wodę, kogoś, kto nie umie pływać. Ale jak ten ktoś rok pogra z seniorami na poziomie trzeciej ligi - gdzie często w piłkę grają starsi i doświadczeni gracze - to funkcjonuje już zupełnie inaczej.

Ja wiem, że to było nośne medialnie, że Korona rok temu wygrała Centralną Ligę Juniorów, że ma młodzież, która podbije Polskę. Tylko że z tego mistrzowskiego składu 16 i 17-latków, nikt nie był jeszcze przygotowany fizycznie i psychicznie do gry w ekstraklasie. Teraz na szczęście Korona II gra już w trzeciej lidze, więc nasi podopieczni będą mieli dobre przetarcie. Szkoda, że nie przed Ekstraklasą, ale przed wymagającą fizycznie 1.ligą.

Można było tych młodych jeszcze wypożyczać, by się gdzieś w tej trzeciej lidze ogrywali.

Niech mi pan wierzy, że chcieliśmy. W 90 procentach do nas wracali, bo nikt ich nie chciał. Ja jako prezes nigdy nie ingerowałem żadnemu trenerowi w skład ale zawsze pytałem, dlaczego tak mało gramy młodzieżą? Odpowiedź zawsze była ta sama. Bo ta młodzież nie była na Ekstraklasę gotowa. Niektórzy po tych moich pytaniach o młodych, to chcieli się ze mną zamieniać na funkcję. "To pan teraz będzie trenerem i tymi młodymi zagra" - słyszałem.

To jeszcze zapytam, czy pana zdaniem nie głupio wyszło, że z Koroną, zaraz po tym, jak waszą młodzież doprowadził do mistrzostwa CLJ, rozstał się trener Marek Mierzwa?

Że trener odchodzi, to ja się dowiedziałem ostatni. Rozbiło się o pieniądze z miasta. Gdyby trener Mierzwa nie zareagował tak gorączkowo, to temat w tydzień był do dogadania. Myśmy nigdy nie mieli chęci zmieniać tego trenera. Powiedzieliśmy, że nie możemy podpisać z nim umowy na nowy sezon, nie mając pewności jakie dofinansowanie będzie z Miejskiego Szkolnego Ośrodka Sportowego. Zaznaczyliśmy, że jak się dowiemy, to tę umowę przedłużymy. Trener wymagał od nas, że mamy dać mu gwarancję, że jeśli dofinansowania nie będzie, to pokryjemy wszystkie koszty my, no i tak w emocjach temat się zakończył.

To teraz życzyć panu spokoju, pewnej licencji na 1. ligę, rozszerzenia Ekstraklasy do 18-zespołów czy konkretów od właścicieli.

Konkretów i informacji, na czym teraz stoi klub. Z całą resztą wydaje mi się, że jakoś damy sobie radę. Tylko musimy mieć jasny przekaz, w którym kierunku idziemy i co chcemy robić.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Agora SA