Z takim hukiem z ekstraklasy nie spadł nikt od 17 lat. Konflikty i podziały pogrążyły ŁKS

Ekstraklasa w przyszłym sezonie nie zagości w Łodzi. ŁKS przegrał z Górnikiem Zabrze 1:3 w meczu 32. kolejki sezonu i po jego zakończeniu spadnie do I ligi. To pierwsza sytuacja od 17 lat, gdy drużyna żegna się z najwyższym poziomem rozgrywkowym w Polsce aż na pięć kolejek przed końcem sezonu.

Los drużyny dopełniła wtorkowa porażka 1:3 z Górnikiem Zabrze na własnym stadionie. Złego wrażenia po występie łodzian nie zatarła nawet bramka Jana Sobocińskiego, a na parę minut przed końcem spotkania z boiska za drugą żółtą kartkę wyleciał Maciej Dąbrowski. Trzy stracone gole ŁKS-u to gol samobójczy, rzut karny i prosty błąd w obronie. Właśnie w takich okolicznościach przez cały sezon zawodnicy Wojciecha Stawowego i wcześniej Kazimierza Moskala tracili punkty, które teraz mogłyby dać im zdecydowanie lepszą sytuację. Można gdybać, ale 21 porażek to nie przypadek. ŁKS sam jest sobie winien, że w kolejnym sezonie ekstraklasy ich kibice już nie zobaczą.

Zobacz wideo Hellas Werona - Napoli 0:2. Milik na 0:1 [ELEVEN SPORTS]

Najszybszy spadek z ekstraklasy od siedemnastu lat

ŁKS spada z ekstraklasy najszybciej od siedemnastu lat. Wtedy w sezonie 2002/2003 z dziewięcioma punktami w dorobku w 25. kolejce z rozgrywkami żegnała się Pogoń Szczecin. Rozgrywano 30 meczów, a do końca sezonu drużyna nie potrafiła zdobyć ani jednego punktu. ŁKS ostatni raz punktował w meczu z Rakowem Częstochowa w 28. kolejce, kiedy remisował z drużyną Marka Papszuna 1:1. Od tego momentu przegrał cztery mecze - stracił dwanaście bramek, a strzelił tylko jedną.

Kibice skandowali imię i nazwisko Kazimierza Moskala. "Trudno mi to oglądać"

Fani ŁKS-u w meczu z Górnikiem jednocześnie powitali piłkarzy, wchodząc na stadion po raz pierwszy od wstrzymania rozgrywek ze względu na epidemię koronawirusa, a także żegnali się z ekstraklasą, reagując na słabą grę. W pewnym momencie zaczęli skandować imię i nazwisko poprzednika Wojciecha Stawowego, Kazimierza Moskala. - Zawsze miałem dobre zdanie o kibicach. Trudno jest mi to oglądać - napisał nam były szkoleniowiec łódzkiej drużyny. - Nie dziwię się kibicom, że tak zareagowali i skandują imię trenera, za którego ta drużyna grała dobre mecze. Trudno, żeby zachowywali się albo wyrażali dezaprobatę w inny sposób - zapewnia Stawowy.

Konflikty i podziały

Moskala zwolniono na początku maja, na kilkanaście dni przed restartem rozgrywek ekstraklasy. Wielu kibiców nadal nie może uwierzyć w decyzję władz klubu. Początkowo planowano zrobić to po zakończeniu sezonu, ale po rozmowie prezesa Tomasza Salskiego ze szkoleniowcem podjęto wspólną decyzję o rozstaniu. Głośno było wówczas o braku porozumienia pomiędzy Moskalem i dyrektorem sportowym, Krzysztofem Przytułą. - Bez komentarza - ucinał sprawę w niedawnej rozmowie z portalem igol.pl.

Ich współpraca nie układała się idealnie już od okresu przygotowawczego do ekstraklasy. Wówczas z klubu odszedł defensywny pomocnik, Słowak Lukas Bielak, którego następcy w Łodzi nie znaleziono do dziś. Klub zbyt długo czekał ze złożeniem oferty nowego kontraktu zawodnikowi, a ten zdecydował się na odejście do innej drużyny - Stali Mielec. Na rundę jesienną Moskal nie miał do dyspozycji nowego środkowego obrońcy i napastnika, a wzmocnień na tych pozycjach oczekiwało także wielu kibiców. Na taki ruch klub zdecydował się dopiero w zimowym oknie transferowym. Kuriozalny mógł się także wydawać fakt, że przez cały styczniowy obóz przygotowawczy w Side z drużyną trenował Dani Ramirez, a pomimo niemal pewnego odejścia Hiszpana do Lecha Poznań już w tamtym momencie jego następcę, Antonio Domingueza, sprowadzono tuż przed meczem z Legią w lutym. Nie mógł ogrywać się z drużyną, choć wiele osób twierdzi, że ŁKS tamte trzy tygodnie w Turcji i tak przespał. Później nie był odpowiednio przygotowany, żeby wrócić do ligowych spotkań.

Mówi się także o podziale w klubie. Są osoby będące wysoko postawionymi w strukturach jego władz, które nie są fanami stylu gry za kadencji Wojciecha Stawowego, a także niektórych działań Przytuły, w tym m.in. polityki transferowej. Otwarcie wyrażają swoje negatywne opinie, ale spotykają się raczej z alergiczną reakcją działaczy będących po stronie Przytuły.

ŁKS poza ekstraklasą, ale już myśli o nowych zawodnikach

Co dalej z łódzkim klubem? Na razie prezes Salski nie mówił zbyt często o jego przyszłości. Od około trzech tygodni praktycznie nie wypowiadał się w mediach. Na stanowiskach mają pozostać trener Wojciech Stawowy i dyrektor Krzysztof Przytuła, więc można się spodziewać budowy zespołu podobnego do tego, który awansował do ekstraklasy i starał się grać w niej ofensywną piłkę.

Kontrakt Stawowego obowiązuje do czerwca 2022 roku i w jego sytuacji trzeba pamiętać, że przychodził do klubu w trudnych okolicznościach. Dopiero teraz będzie miał okazję naprawdę coś wypracować. Efektów kilku tygodni pracy w ekstraklasie nie widać, ale jego praca ma być oceniana dopiero po pierwszych efektach działań przed sezonem I ligi. W obliczu niemal pewnego spadku ŁKS już kilka tygodni temu zaczął szukać zawodników, którzy w przyszłości będą grać w zespole. Kontrakt podpisał były junior Lechii Gdańsk Marcel Wszołek, niedługo w drużynie mieliby pojawić się także zawodnik GKS-u Bełchatów Bartosz Biel oraz Kelechukwu Ebenezer z Escoli Varsovia. Zainteresowanie 18-latkiem z Nigerii potwierdził nam prezes szkółki, Wiesław Wilczyński. To tam jako dyrektor sportowy pracował wcześniej Stawowy.

W Łodzi liczą jednak, że będzie więcej bramek, zwycięstw i skuteczności w każdej formacji. - Musimy postawić zespół na nogi, żeby dobrze funkcjonować w nowych realiach. To kluczowe, żeby dobrze ten czas przeznaczony na przygotowania spożytkować - mówił Stawowy po meczu z Górnikiem. Nie wiadomo, ilu zawodników będzie musiało odejść z drużyny, ale na pewno nie pozostaną w niej wszyscy, którzy na wiosnę grali na stadionie przy alei Unii Lubelskiej. W czerwcu kontrakty kończą się tylko Arturowi Boguszowi, Dominikowi Budzyńskiemu i Kamilowi Rozmusowi, ale to nie oznacza, że z zespołu nie odejdą inni zawodnicy.

Przeczytaj także:

Więcej o: