Paweł Wojtala ostrzega Lecha: Gdyby poszedł taki komunikat, to wszystko by się kompletnie rozjechało

- Kamil Jóźwiak? To była pewna weryfikacja. Tymoteusz Puchacz? Jeszcze nie jest jak Thomas Mueller - Paweł Wojtala ocenia występ lechitów w sobotnim klasyku z Legią przegranym 0:1. Wojtala to prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, a kiedyś obrońca "Kolejorza", który wywalczył z nim dwa mistrzostwa Polski.

Łukasz Jachimiak: Zgadza się Pan z trenerem Dariuszem Żurawiem, że Legii można już gratulować otwartej drogi do mistrzostwa? Lech stracił szanse na tytuł?

Paweł Wojtala: Trudno oczekiwać, że przy 12-punktowej stracie i 10 kolejkach do końca trener powie "Walczymy o mistrza". Oczywiście Lech będzie walczył w każdym meczu, ale Legia jest na autostradzie do mistrzostwa. Co nie znaczy, że już dojechała do końca.

Czego dziś Lechowi brakuje do Legii? Trener mówi, że buduje zespół na następny sezon, więc spójrzmy na pozycje i powiedzmy, które są słabsze niż w Legii.

- Pan mnie prowokuje do prostych odpowiedzi, że tam trzeba wzmocnień, gdzie się błędy popełnia. Widzieliśmy jaki błąd zadecydował o tym, że Lech przegrał z Legią. Jedyna bramka padła po pomyłce bramkarza. Widzieliśmy też sporo problemów przy stałych fragmentach gry. Środek obrony średnio funkcjonował, przez co Legia miała dobre sytuacje. Ale przede wszystkim Legia zneutralizowała atuty Legia i to był klucz do sukcesu. A czy trzeba nowych zawodników, to już musi ocenić pion sportowy Lecha. Wiadomo, że każdy zespół ewoluuje, zawodnicy nabierają doświadczenia, a pamiętajmy, że Lech ma sporo młodzieży, która jeszcze się piłki uczy i z każdym meczem nabiera doświadczenia. Akurat z tym że ta drużyna jest budowana na później, w pełni się z trenerem Żurawiem zgadzam.

Zobacz wideo Co z obecnością kibiców na meczach ekstraklasy? Premier: Pracujemy nad protokołami

O młodym Kamilu Jóźwiaku mówi się, że to najlepszy piłkarz Ekstraklasy. Z tym Pan się zgadza czy sobotni klasyk był jednak dla pomocnika weryfikacją?

- Nie można oceniać na podstawie jednego spotkania. Kamil próbował być aktywny, ale przeciwko niemu wystawiono praktycznie dwóch obrońców. To był Artur Jędrzejczyk, czyli bardzo doświadczony zawodnik, reprezentant Polski, grający bardzo ostro, zdecydowanie. I Kamil to odczuł, bo gdy tylko miał przy nodze piłkę, to Jędrzejczyk już przy nim był i już po łydkach zahaczał. Nie mówię, że to były faule, była twarda, agresywna gra. A jeszcze Jędrzejczykowi pomagał Marko Vesovic, który też potrafi grać na prawej obronie. To była pewna weryfikacja. Ale Lech całościowo został zneutralizowany, nie tylko Kamil Jóźwiak. Legia grę Lecha zawęziła, zamknęła mu możliwość do szybkich, dynamicznych akcji. Jedynym naprawdę groźnym momentem była piłka zagrana przez Tibę przez środek. On raz wykorzystał dziurę, jaką Legia zostawiła, skupiając się na skrzydłach. Szkoda, że nie było z tego bramki, bo byłaby asysta sezonu.

Inny młody, Tymoteusz Puchacz...

- Zawodnik znany z prób dynamicznych wejść, on też, jak Jóźwiak, łamie akcje do środka, szuka strzału. Z Legią miał dwie sytuacje, ale widać, że jeszcze potrzebuje doświadczenia, żeby zauważyć lepiej ustawionego kolegę. Jak ktoś oglądał w sobotę mecz Bayern Monachium - Fortuna Duesseldorf, to widział, co Thomas Mueller zrobił w podobnej sytuacji do tej, jaką zmarnował Puchacz. Mueller zauważył Roberta Lewandowskiego, a Puchacz nie zauważył Christiana Gytkjaera, tylko próbował zmieścić prawą, słabszą nogą i się nie udało.

Dziękuję za analizę gry Puchacza, ale bardziej zależy mi na analizie jego wypowiedzi. "Byliśmy lepsi, ja bym niczego po tym spotkaniu nie zmieniał, bo naprawdę dobrze zagraliśmy w piłkę" - stwierdził. To pocieszanie się?

- Może Lech się utrzymywał przy piłce, ale to za mało. Puchacz na pewno był rozczarowany, też swoją zmarnowaną sytuacją. Może piłkarze na boisku nie widzieli tego tak jak my. Ja, siedząc przed telewizorem, odczuwałem, że Legia cały czas kontroluje mecz. Jak się coś niepokojącego dla niej zaczynało dziać, to trener Aleksandar Vuković zrobił zmiany, wstawił do środka Bartosza Slisza i on połatał kilka dziur, jakie zaczynały powstawać. Tak, Lech się dłużej utrzymywał przy piłce, ale nie był w stanie wypracować sobie czystych sytuacji, nie umiał naprawdę przełamać skonsolidowanej obrony.

Czyli - znów nawiązując do Bundesligi - można powiedzieć, że było jak w niedawnym klasyku, w którym Borussia przegrała z Bayernem 0:1?

- Tak, chociaż gdyby w Poznaniu padł remis, to chyba też nikt by nie miał pretensji, a może nawet to byłby wynik troszkę bardziej sprawiedliwy. Z drugiej strony taktyka Legii była taka, że spokojnie zdołała wygrać, wykorzystując indywidualny błąd rywala.

Czy dla Lecha ligowe emocje już się skończyły i teraz ważniejszy dla niego będzie Puchar Polski, gdzie jest w półfinale i gdzie ma szansę na pierwsze trofeum od lat?

- Nie, nie, wszystko jest istotne. Każde miejsce wyżej w lidze to większe pieniądze. To jedna rzecz. Druga: po prostu trzeba chcieć wygrać każde spotkanie. Nie wierzę, że ktoś w szatni pomyśli albo powie "Panowie, zostańmy tylko w pierwszej ósemce i później myślmy już o Pucharze Polski". Gdyby poszedł taki komunikat, to wszystko by się kompletnie rozjechało. Lech na pewno będzie się koncentrował na każdym spotkaniu. Nie musi oszczędzać sił, bo ma młodych ludzi, którzy są w stanie wszystkie mecze dobrze zagrać. Teraz trzeba mocno walczyć w lidze, a Pucharem Polski zająć się w lipcu. Każdym dobrym meczem trzeba się budować na Puchar.

Mówi Pan, że wszystko by się rozjechało, gdyby poszedł komunikat "Skupiamy się na Pucharze", a czy nie jest tak, że trener Żuraw gratulując Legii, ocenił sytuację trzeźwo, ale niepotrzebnie? Że jego piłkarze po prostu takich słów nie powinni usłyszeć?

- A może piłkarze Legii dzięki temu pomyślą, że już mają mistrzostwo? Może trener Żuraw chce ich uśpić?

Śmieje się Pan, ale wielu kibiców Lecha uwiera ta wypowiedź.

- Tak naprawdę trener powiedział to, co myśli. I tyle. Na pewno był rozczarowany wynikiem, na pewno więcej oczekiwał po tym meczu.

Pan jako szef Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej z większym zainteresowaniem będzie teraz patrzył na I ligę, gdzie o awans do Ekstraklasy walczy Warta Poznań?

- Umówmy się: Lech jest i będzie wizytówką naszego regionu. W Wielkopolsce bardzo wielu ludzi mu kibicuje, jest naszym największym przedstawicielem. A Warta? Bardzo liczę, że utrzyma postawę, jaką prezentowała przed epidemią i że w bardzo trudnej końcówce rozgrywek wywalczy awans do ekstraklasy. Ona bardzo ciężko pracowała na awans, długo była liderem i świetnie by było mieć dwie drużyny z Wielkopolski w Ekstraklasie.

A Ekstraklasie przydałyby się derby bez wrogości. Warto przypomnieć, że między Lechem i Wartą nie ma złych emocji, że to nie są derby jak w Krakowie, Łodzi czy Warszawie.

- Zgadza się, przez wiele lat między Lechem a Wartą nie było złych emocji i myślę, że one nigdy nie powstaną. Warta ma swoich zwolenników w Poznaniu i mam nadzieję, że ta grupa się będzie powiększała i że w przypadku awansu Warty derby będą miały wyjątkową otoczkę. Poznańskie derby są naprawdę szczególne. Na trybunach to derby przyjaźni, to jest fajna, wygodna rzecz dla organizatorów. A na boisku iskrzy, na nim przyjaźni nie ma. Pamiętam, jak w barwach Lecha przegrałem u siebie te derby. To była bardzo bolesna niespodzianka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.