Skomplikowana operacja w ekstraklasie. Lech unika piłkarskiej szatni, a Legia ma wyjątkowy autobus

Piętrowe autobusy lub podróże na kilka aut, prywatni kucharze i zamknięte hotelowe skrzydła. Dezynfekcja pokojów lub unikanie noclegów i pryszniców i szatni na stadionie gości. To tylko kilka elementów, które sprawiają, że logistyka meczów wyjazdowych Ekstraklasy w czasie pandemii koronawirusa nabrała nowego znaczenia.

Piłkarze Górnika Zabrze do swej klubowej szatni weszli w czwartek pierwszy raz od dwóch i pół miesiąca. Wcześniej na treningi wchodzili prosto ze swych samochodów. Po zajęciach zresztą szybko do tych aut wracali. Na wspólną szatnię graczy zdecydowano się dopiero po wynikach testów na COVID-19. Środki bezpieczeństwa podejmowane w czasie epidemii koronawirusa podobnie wyglądały też w innych klubach. O ile funkcjonowanie piłkarzy na własnych obiektach będzie powoli wracało do normy (pomijając częstszą dezynfekcję i ogólne warunki przestrzegania higieny), to realia wyjazdów na mecze jeszcze przez długi czas będą odmienne. Każdy klub musi starać się o maksymalną izolację swych zawodników i unikanie ich wzajemnych kontaktów. Środki, które temu służą i stosowane metody nieco się różnią.

Zobacz wideo Cezary Kucharski: Będzie większa presja na bezgotówkowe transfery

Podróż na trzy busy i klubowi kucharze

Legia, wypełniając zalecenia protokołu bezpieczeństwa dotyczące transportu, jako jedyny klub Ekstraklasy zdecydowała się na dwupiętrowy autokar. Zawodnicy pojechali nim na mecz Pucharu Polski i do Poznania na spotkanie z Lechem. Wszystko po to, by siedząc w zamkniętym pomieszczeniu zachować sugerowane odległości. Górnik Zabrze sprawę rozwiązał inaczej.

- Mamy duży autokar tylko dla piłkarzy. Sztab szkoleniowy będzie podróżował dodatkowym busem, więc odległości między pasażerami będą zachowane. Do tego mamy jeszcze jeden pojazd, którym osobno będzie jeździł nasz sprzęt - wyjaśnia nam Bartłomiej Perek, rzecznik Górnika. Autobus w drodze na sobotni mecz do Łodzi nigdzie się nie zatrzymywał, tak ma być też podczas kolejnych wyjazdów górników. Na szczęście dla graczy w najbliższym czasie czekają ich raczej krótkie trasy.

Nieco inaczej sprawa wyglądała w Rakowie, który meczem ze Śląskiem inaugurował 27. kolejkę. Częstochowianie przemieszczają się tylko jednym autokarem, który przed podstawieniem i po dojechaniu do celu jest każdorazowo dezynfekowany. Badaniami na COVID-19 objęci są jednak klubowi kierowcy, a klub jeszcze przed wybuchem pandemii rozpoczął współpracę z kucharzem, który podczas wyjazdowych meczów ma niezwykle ważną funkcję.

- Korzystamy z tych hoteli, które udostępniają mu swoją kuchnię. Posiłki dla drużyny są przygotowywane pod jego okiem, z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa - mówi Sport.pl prezes Rakowa, Wojciech Cygan. Dodaje, że piłkarze mają wydzielone, zamknięte miejsce, gdzie jedzą i swoją strefę w hotelu. To właśnie ustalenia kierowników drużyn z hotelowymi menadżerami zajmowały ostatnio wszystkim najwięcej czasu.

Wisła nie nocuje na Śląsku

Same "zalecenia hotelowe", które dostały kluby od PZPN-u są zapisane na trzech stronach. Czytamy w nich m.in. o zwróceniu uwagi na: "wydzielenie stref dla zespołu z informacją dla gości i obsługi hotelu o ograniczeniach wstępu", "specjalnej, ogólnej dezynfekcji pokojów i części wspólnych", "rezygnacji z obsługi hotelu", a w dalszych punktach także o tym, by korzystać z własnych ręczników, a zmianę pościeli przy dłuższych pobytach realizować we własnym zakresie. Jeśli dodamy do tego konieczność porozstawiania w kilku miejscach pojemników dezynfekcyjnych i przydzielenia zawodnikom kluczy czy kart do pokojów, bez ich kontaktu z hotelową obsługą, a także dbanie o wietrzenie pomieszczeń czy rozdawanie piłkarzom sztućców, to kierownicy i członkowie sztabu mają na głowie sporo dodatkowej roboty. Jak to wygląda w praktyce?

- Rzeczywiście było kilka dni ustaleń i wymian mailowych. Mamy w naszym ośrodku wydzielone i zamknięte dla innych skrzydło, jednoosobowe pokoje i dużą salę konferencyjną na odprawę - mówi nam jeden z kierowników. Przyznaje, że najważniejsza w czasie epidemii wydaje się właśnie izolacja. Co do reszty przydaje się racjonalne podchodzenie do wytycznych.

Niektóre kluby o tyle upraszczają sobie hotelowe funkcjonowanie, że z noclegu na wyjeździe rezygnują. O ile się oczywiście da. Wisła Kraków jedzie na Śląsk, a wizytę tam ogranicza do minimum.

- Do Gliwic jedziemy w dniu meczu z Piastem. Oczywiście odpowiednio wcześniej - odpowiadał na nasze pytanie trener Wisły Kraków. - W hotelu blisko stadionu jemy właściwie tylko posiłek, będzie wyznaczone dla nas odpowiednie miejsce. Potem mamy krótki odpoczynek i odprawę, również w wydzielonej strefie. Na stadionie mamy pojawić się przed Piastem, pierwsi wyjdziemy też na boisko. Potem wszystko powinno być już podobnie. Mamy jedną szatnię, będzie w niej czas na wspólną motywację - opisywał dzień wyjazdowy Artur Skowronek.

Lech unika piłkarskich szatni

Szatnie to strefy przez niektórych traktowane w sposób szczególny, bo mogą być newralgiczne. Kluby muszą je dezynfekować przed przyjazdem drużyn. PZPN, jeśli to możliwe, zaleca pozostawiać do nich drzwi otwarte oraz "minimalizować długość pobytu i liczbę osób w szatniach i pomieszczeniach zamkniętych, przed meczem i po meczu". Kluby starają się w tym zakresie ze sobą współpracować i pomagać. Górnik Zabrze na meczu w Łodzi oprócz tradycyjnej szatni dostał od ŁKS-u dodatkowe pomieszczenia, by według potrzeby rozlokować piłkarzy czy innych pracowników w dwóch salach. Lech zasadniczo stara się przebywanie w szatniach ograniczać. Tak robił już w meczu Pucharu Polski w Mielcu. Podobnie uczyni w następnej kolejce podczas wyjazdu do Lubina.

- Piłkarze Lecha na mecz przyjeżdżają ubrani w stroje meczowe, do szatni wchodzą tylko po to, by zostawić rzeczy, zwykle wierzchnią część odzieży - przyznaje nam prof. dr hab. n. med. Krzysztof Pawlaczyk, współautor protokołu dogrania ligi, który pracuje dla "Kolejorza".

- Po meczu zawodnicy zmieniają tylko koszulki. Kąpią się dopiero w hotelu, tam też jedzą. Zdecydowaliśmy się na procedurę dającą największą możliwą izolację - przyznaje Pawlaczyk.

Gracze te niedogodności przeważnie przyjmują ze zrozumieniem. Cieszą się, że mogą wreszcie grać. Prezesi i sztabowcy mają więcej pracy i wzmożonej logistyki, ale powrót piłki jest przecież ratunkiem dla ich klubów. Ostatnia transza z praw telewizyjnych przy dokończeniu sezonu będzie wypłacona normalnie, a jeśli kibice będą stopniowo wracać na stadiony, w perspektywie są też wpływy z dnia meczowego.

Jak się dowiedzieliśmy, specyficzne funkcjonowanie klubu w czasie pandemii raczej mocno nie podnosi kosztów funkcjonowania drużyny.

- Koszty wyjazdów na mecze są zbliżone do tych, które myliśmy przed pandemią - mówi nam prezes Wojciech Cygan. - Oczywiście więcej wydajemy teraz na środki sanitarne w tym głównie płyny dezynfekcyjne i rękawiczki, ale w skali ogólnej nie są to wielkie sumy - dodaje.

Jak słyszymy te wszystkie wyjazdowe kombinacje, starania o zachowanie higieny, dmuchanie na zimne, które czasem może wyglądać jak nadgorliwość, jest sprzymierzeńcem klubów. Nikt nie chce myśleć o tym, co by było, gdyby koronawirus przedarł się przez ekstraklasową defensywę.

Przeczytaj też:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.