"Służba z karetki przekroczyła swoje kompetencje. Nie powinna przekraczać strefy zero"

Piłkarze, którzy muszą jechać do szpitala, powinni iść na kwarantannę. Ci, którzy schodzą z boiska z urazem, lepiej niech korzystają z pomocy klubowych lekarzy. Interwencja z zewnątrz czasem może oznaczać dla nich izolację. Taka sytuacja jak na meczu Pucharu Polski w Legnicy raczej nie powinna się powtórzyć. - Służba medyczna z karetki pogotowia przekroczyła tam swoje kompetencje - słyszymy.

Zbliżała się 80. minuta meczu Miedzi z Legią Warszawa w ćwierćfinale Pucharu Polski (1:2). Na nogę walczącego o piłkę Omara Santany brutalnie nadepnął Igor Lewczuk, który dostał czerwoną kartkę. Hiszpan nie podnosił się z murawy. Potrzebna była interwencja lekarzy. W czasach pandemii to kolejny newralgiczny moment w liczącym kilkanaście stron protokole powrotu piłkarzy na boiska. Od dalszego rozwoju wypadków zależy czy gracz (jeśli z gry nie wyłączy go uraz) nie odpocznie od piłki, bo będzie musiał odbyć kwarantannę.

Zobacz wideo Co z obecnością kibiców na stadionach?

"Służba z karetki przekroczyła swoje kompetencje"

Z leżącym na murawie legnickiego stadionu Santaną przez chwilę był problem. Zawodnik zwijał się z bólu, długo nie wstawał. Sztab medyczny Miedzi starał się mu pomóc, choć wszyscy odruchowo rozglądali się za noszowymi. W koronawirusowej rzeczywistości na większości stadionów z noszowych jednak zrezygnowano, by unikać bliskiego kontaktu z osobami z zewnątrz, nieobjętymi zasadami izolacji i nietestowanymi na COVID. Jak się dowiedzieliśmy, na niektórych obiektach noszowi mają jednak być dostępni, ale poza strefą zero. Ich pomoc będzie jednak ostatecznością.

- W takich sytuacjach jak ta w Legnicy, dopóki tylko można, powinien interweniować klubowy sztab medyczny, który przed meczem ma robione testy na COVID – opisuje nam procedury prof. dr hab. n. med. Krzysztof Pawlaczyk, współautor protokołu dogrania ligi, członek zespołu medycznego PZPN.

W Legnicy długo tak było, ale widząc, że Santana może mieć problemy z zejściem do szatni, na murawie pojawił się też zespół medyczny z karetki pogotowia – czterech panów z noszami, w maseczkach i rękawiczkach. Prawdopodobnie ktoś poprosił ich o pomoc w zniesieniu zawodnika.

- Służba medyczna z karetki pogotowia w tej sytuacji przekroczyła swoje kompetencje. Bez wyraźnego wezwania: ratowania życia czy konieczności szybkiego transportu do szpitala, nie powinna wtedy przekraczać strefy zero – wyjaśnia nam Pawlaczyk. Sanitariusze po tym, jak weszli na boisko i podeszli do leżącego piłkarza Miedzi i otaczających go zawodników (czyli weszli w sam środek strefy zero), od razu z boiska zeszli. Santana został podniesiony przez klubowych lekarzy i opuścił plac gry, opierając się na ich ramionach. Przy braku noszowych interwencje służb z karetki pogotowia mają być ostatecznością. Ważne jest też to, co z mającym problemy piłkarzem, dzieje się dalej.

"Zawodnik, który przebywał w szpitalu, traci możliwość trenowania"

Zwykle w takich sytuacjach jest on kierowany na badania. W sytuacjach wymagających szybkich działań, czasem to karetka wywozi go ze stadionu. Wizyta w szpitalu może skutkować jego późniejszą kwarantanną i liczeniem się z tym, że w kolejnych meczach nie zagra - a wszystko przez procedury koronawirusowe.

- Sporo zależy od tego, jak długi jest pobyt gracza w takim szpitalu, jak jest zabezpieczona placówka medyczna i lekarz, który udziela pomocy czy bada piłkarza. Istotne jest to, czy zawodnik będzie miał styczność z odziałem wysokiego ryzyka, tj. choćby odziałem zakaźnym - tłumaczy to Pawlaczyk, sugerując, że do tematu trzeba zawsze podchodzić indywidualnie i zdroworozsądkowo.

Dyrektor departamentu gier PZPN, Łukasz Wachowski w komentarzach do zaleceń i sposobu funkcjonowania zawodników podczas pandemii zaznaczył jednak wprost:

"Przebywanie w placówkach służby zdrowia musi być ograniczone do absolutnego minimum. Jeśli jednak zajdzie taka konieczność, to zawodnik, który przebywał w szpitalu, traci możliwość trenowania z grupą i przechodzi na trening indywidualny. Ponadto, aby upewnić się, że jest zdrowy, zastosowana zostaje procedura dodatkowych badań w formule dwukrotnego badania wymazu w odstępie 5-7 dni" - czytamy w jego wyjaśnieniach. Znaczy to tyle, że szpital automatycznie powinien wyłączać gracza z normalnego treningu na kilkanaście dni.

Pawlaczyk dodaje jednak, że pomoc specjalistów nie zawsze wiąże się ze szpitalami. Udzielana jest zawodnikom nie tylko po meczach, ale też na co dzień.

- Urazy i kontuzję przytrafiają się podczas treningów. Jeśli piłkarze muszą jechać np. na USG do placówki, z którą współpracuje klub, to nie traktujemy tego jako kontaktu wysokiego ryzyka. Taka wizyta jest umówiona, trwa kilka minut, lekarze czy personel są w maskach i rękawiczkach - tłumaczy.

Krótkie zabiegi są akceptowane

W praktyce można zatem przyjąć, że krótki kontakt z zewnętrznym lekarzem przy zachowanych zasadach bezpieczeństwa nie powoduje wyłączenia z programu zastosowanego przez Ekstraklasę oraz 1. i 2. Ligę. Przy poważniejszych zabiegach lub ciągłych wizytach w placówkach medycznych, wyłączenie z treningów grupowych jest natomiast zalecane.

W przypadku Santany obyło się bez wizyty w szpitalu. Miedź poinformowała nas, że diagnozują go klubowi specjaliści. Dotychczasowe badania wykazały stłuczenie podudzia, ale zawodnik ma być badany dalej. Jeśli tylko ból nogi ustąpi, może być on brany pod uwagę przy czerwcowym wznowieniu 1. ligi. Z meczu ze Stalą Mielec czy Wigrami Suwałki nie wykluczy go zatem kwarantanna.

W innym pucharowym spotkaniu między wspomnianą Stalą Mielec a Lechem Poznań (1:3) do poważnych urazów nie doszło. Podczas tego meczu zawodnikom na boisku pomocy udzielali tylko klubowi lekarze.

Mecze Pucharu Polski były pierwszymi piłkarskimi zawodami po niemal trzymiesięcznej przerwie spowodowanej epidemię koronawirusa. 29 maja do gry wróci Ekstraklasa.

Przeczytaj też:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.