W poniedziałek we wszystkich zespołach ekstraklasy zostały przeprowadzone testy na obecność koronawirusa. Przebadani zostali piłkarze, trenerzy i pozostali członkowie izolowanych 50-osobowych grup, które stworzył każdy z klubów. Łącznie 800 osób. Pojawiały się głosy, że piłkarze występują w roli królików doświadczalnych, a badania mogą rzucić nowe światło na pandemię, bo dotychczas testom zazwyczaj byli poddawani ludzie, którzy mieli objawy zakażenia. - Nie, niczego nowego się po nich nie dowiedzieliśmy. Raczej potwierdziliśmy sobie, że test testowi nie równy - uważa prof. Włodzimierz Gut, specjalista w zakresie mikrobiologii i wirusologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
W przypadku drużyn ekstraklasy pozornie wszyscy byli zdrowi, ale osób z przeciwciałami koronawirusa okazało się być tak dużo, że zgodę na wspólne treningi w maksymalnie 13-osobowych grupach dostały we wtorek tylko cztery kluby. W pozostałych, co do których były wątpliwości, musiały odbyć się dodatkowe testy molekularne, polegające na pobraniu wymazu z gardła i nosa.
- Zauważyłem we wtorek niepotrzebną panikę po tym, jak tylko kilka klubów ekstraklasy zostało dopuszczonych do treningów. Wykonane testy nie powiedziały nam, że wielu piłkarzy jest chorych, a jedynie, że posiada dodatni wynik w testach serologicznych. Taki wynik świadczy jedynie o przebyciu zakażenia - w tym przypadku - koronawirsuem. Ale nie wiadomo którym. Jest w ich Europie około pięciu-siedmiu. Niekoniecznie piłkarz musiał być zakażony tym nowym. Pamięć immunologiczna działa tak, że w tym badaniu mogło wyjść również zakażenie z 2009 roku, gdy wiele osób zakaziło się koronawirusami innego typu - tłumaczy prof. Gut.
- W kolejnych badaniach piłkarzom wyjdą najprawdopodobniej ujemne wyniki. Wiemy, że tego wirusa nie ma w społeczeństwie tak wiele, jak niektórzy twierdzą. W epicentrach koronawirusa kontakt z nim miało około 15 procent ludzi. Nie jest to dramatyczna sytuacja. Niektórzy mówili przecież o 80 procentach. Trzeba jednak pamiętać, że to są bardzo nadczułe testy, bo ustawione tak, żeby nie przepuścić żadnego przypadku, kiedy wirus jest obecny u chorego. Nie będę więc zdziwiony, jeśli któryś z piłkarzy będzie miał dodatni wynik. Czasami, żeby taki uzyskać pojedyncza cząsteczka i wirusy są wykrywane nawet tam, gdzie ich nie ma - dodaje prof. Gut.
I rzeczywiście, w środę po południu, już po otrzymaniu wyników kolejnych testów, czternaście klubów dostało zgodę na wznowienie wspólnych treningów. O godz. 13 na taką zgodę czekały jeszcze tylko Korona Kielce i Lechia Gdańsk.