Żaden polski klub nie radzi sobie tak dobrze. Kibice myśleli, że to żart na prima aprilis

Najpierw nowa emisja akcji, później 400 tys. zł od Jakuba Błaszczykowskiego na walkę z koronawirusem i deklaracja piłkarzy, że zejdą z wynagrodzeń. Na koniec rozejm wśród władz. Żaden polski klub nie radzi sobie w ostatnich tygodniach tak dobrze, jak Wisła Kraków. - Być może z zewnątrz tak to wygląda, ale najtrudniejszy czas jeszcze przed nami - mówi prezes Piotr Obidziński.

"Klubowy raport" to cykl autorstwa dziennikarzy Sport.pl dotykający problemów, z którymi przyszło się teraz mierzyć polskim klubom piłkarskim. I tym dużym - z ekstraklasy, i tym mniejszym - z niższych lig. Codziennie o 8 na Sport.pl i Gazeta.pl.

Zacząć należałby jeszcze od boiska, bo dopóki mecze odbywały się normalnie, Wisła Kraków była w najlepszej formie ze wszystkich zespołów ekstraklasy: nie przegrała żadnego z ostatnich ośmiu meczów, sześć z nich wygrała i wydostała się ze strefy spadkowej. Liga stanęła, a ona wciąż wygrywała: biznesowo i wizerunkowo. 

- Być może z zewnątrz tak to wygląda, ale kryzys dopiero się zaczyna, więc najtrudniejszy czas jeszcze przed nami. Nie można już teraz stwierdzić, czy i jak Wisła sobie radzi, bo paradygmaty światowej gospodarki mogą się znacząco zmienić, a co za tym idzie, cały biznes-model piłki nożnej - od sposobu jej oglądania do ilości gotówki i branż, które będą chciały się przez piłkę reklamować - to wszystko może być inne. Co my robimy, to po prostu ciężko pracujemy i nigdy nie wyszliśmy z bardzo oszczędnego zarządzania kryzysowego - mówi Sport.pl prezes Wisły Piotr Obidziński.

Najważniejsze było oczywiście ogłoszone 1 kwietnia dogadanie się Towarzystwa Sportowego ze Spółką Akcyjną zarządzającą piłkarską sekcją Wisły. Tak zaskakujące, że część kibiców doszukiwała się w tym primaaprilisowego żartu, ale inni zapewniali ich, że to sprawa zbyt poważna, by z niej żartować. I rzeczywiście, trzej ratownicy Wisły: Tomasz Jażdżyński, Jakub Błaszczykowski i Jarosław Królewski za kilka dni będą właścicielami klubu, a przy okazji poukładali sprawy nieuporządkowane od 24 lat. O tym za chwilę.

Poza tym klub zyskał w oczach kibiców. W głośnych społecznych dyskusjach o zmanierowaniu piłkarzy i wypruciu z takich wartości jak wierność oraz lojalność wobec klubu, zawodnicy Wisły występują jako pozytywny przykład. To oni jako jedni z pierwszych zgodzili się obniżyć swoje zarobki. Gest prosty, wobec tego, co i tak później ustaliły między sobą kluby, ale dla fanów niezwykle cenny. Bo gdy piłkarze wrócą w końcu na boiska, ocena trybun będzie dość jednoznaczna: kibice niektórych drużyn zobaczą biegających najemników, a ci z Wisły będą dopingować ludzi, którzy w trudnym momencie pokazali im, że są dla nich rzeczy ważniejsze od pieniędzy. Takie gesty oklaskuje się najgłośniej.

Koniec wojny domowej i kolejna akcja crowdfundingowa

Na początku ubiegłego roku Jażdżyński, Błaszczykowski i Królewski pożyczyli Wiśle ponad cztery miliony złotych i uratowali klub przed upadkiem. Podpisana wtedy umowa zakładała, że do końca 2019 roku zostaną formalnymi właścicielami klubu. Wcześniej rządzili nią na zasadzie prawa przeniesienia głosu, ale oficjalnie sekcja piłkarska wciąż należała do Towarzystwa Sportowego. Negocjacje trwały kilka miesięcy, aż w Sylwestra Tomasz Jażdżyński poinformował, że porozumienia nie osiągnięto. Nie udało się wówczas dogadać, kto miałby prawo korzystać i czerpać korzyści z historycznej nazwy i herbu TS Wisła Kraków. Poinformowano jedynie, że dotychczasowa umowa zostanie przedłużona o rok - do końca 2020. Jażdżyński wtedy komentował: "Drugi raz w ciągu 12 miesięcy podpisałem dokumenty ratujące Wisłę Kraków przed bankructwem. Wtedy było to zwycięstwo, dziś piłkarska Wisła poniosła porażkę".

Wybuch pandemii przyspieszył negocjacje i - nieco niefortunnie - 1 kwietnia klub opublikował komunikat, że obu stronom udało się porozumieć: będą mieć po 50 procent praw do nazwy i herbu. A to z kolei umożliwiło trzem ratownikom Wisły oficjalne przejęcie klubu w najbliższych dniach. - To było niezbędne i konieczne, żeby Wisła zaczęła mówić jednym głosem i nie prowadziła dwóch, trzech innych strategii, które mogłyby działać destrukcyjnie. Taka konsolidacja jest potrzebna w sprawach komercyjnych, sponsorskich, inwestorskich i wielu innych, ale też z perspektywy kibiców. Byliśmy im to winni i doprowadziliśmy do paradygmatu, w którym nie ma dwóch wizji - mówił Królewski.

Zobacz wideo

Co to zmienia? - Przede wszystkim mamy prawo do historycznej nazwy i herbu, który ma bardzo sentymentalną wartość, ale też rynkową. Porozumienie z Towarzystwem Sportowym spowoduje, że nie będzie wewnętrznej konkurencji, jeśli chodzi o merchandising, która prowadziła do erozji marż. Poza tym, fundamentem każdego klubu jest dobra akademia. I jeśli będzie dobre porozumienie, to możemy budować nie na drodze twardego rozwodu, tylko nowego porozumienia na nowych warunkach. To jest wartość sama w sobie - tłumaczy Obidziński.

Wisła po raz drugi w historii sprzedaje też swoje akcje, by choć trochę załatać dziurę w budżecie, która powstała w wyniku ostatnich wydarzeń. Obidziński szacuje, że Wisła może przez to stracić nawet osiem milionów złotych z samych dni meczowych. Klub wystawił na sprzedaż blisko 43 tys. akcji, by zysk sięgnął 4,3 miliona zł. Początkowo sprzedaż odbywała się błyskawicznie, później nieco zwolniła, by znów przyspieszyć po dogadaniu się z Wisły z TS-em. Prawdopodobnie nie uda się jednak osiągnąć zakładanej kwoty. Do tej pory Wisła zyskała ponad dwa miliony złotych, a akcje można kupować do 13 kwietnia.

- Dzisiaj nie jesteśmy w stanie oszacować strat, które poniesiemy, bo nie wiemy jak władze europejskie i nasze ligowe poprowadzą ten temat. Czy będziemy ligę dogrywać latem, czy zamkniemy to tak, jak jest. W zależności od tego będą różne straty i różnie rozłożone w czasie. Nie wiemy też, jak głęboki będzie kryzys i jak długo będziemy z niego wychodzić. Trudno powiedzieć, które branże poradzą sobie szybciej, a które wolniej. A to będzie miało wpływ na naszych sponsorów. Upatrujemy w tym też oczywiście szansę, żeby zacząć współpracę z nowymi branżami. Mamy przecież nowego sponsora z branży gamingowej. A to właśnie z tej branży pochodzi dzisiaj najdroższa spółka w Polsce od strony kapitalizacji rynkowej - mówi Obidziński.

- Pomagamy naszym sponsorom, rozmawiamy z nimi, robimy wszystko, żeby dalej z nimi być. Współpracujemy jednak z wieloma branżami: bukmacherską, samochodową, budowlaną, informatyczną, wykończeniową, transportową, hotelarską, spożywczą, a na każdą z nich kryzys zadziała w inny sposób. To wszystko w nowym sezonie będzie pewnie wymagało przeorganizowania. Na pewno czeka nas ciężka praca, ale pomoże nam to, że jesteśmy stabilnym klubem, ze stabilnymi właścicielami. Organizujemy właśnie ze sponsorami spożywczymi projekty ochrony naszych oldboyów, czy wsparcia szpitali. Na razie nikt nam nie odmówił, ale jesteśmy dopiero w trzecim tygodniu zatrzymania obiegu pieniądza w gospodarce, więc większe firmy jeszcze przejadają swoje zapasy. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało za miesiąc - dodaje Obidziński.

- Z drugiej strony na pewno powstaną nisze. Marzy mi się mieć sponsora z branży kosmicznej. Mój dziadek był w zespole, który wystrzelił jedyną polską rakietę w kosmos - "Meteora". Może to będzie branża, która będzie się chciała z nami związać? Ale tu już chyba wchodzę w kompetencje Jarka Królewskiego - uśmiecha się prezes.

Piłkarze zdają egzamin z tak ważniej dla kibiców lojalności

Zanim jeszcze kluby ekstraklasy dogadały się, że zgodnie obetną piłkarzom pensje o maksymalnie połowę, jednak do kwot nie niższych niż 10 tys. zł brutto w przypadku umów o pracę lub umów cywilnoprawnych dla zawodników nieprowadzących działalności gospodarczej oraz do 10 tysięcy złotych netto dla piłkarzy rozliczających się z klubami na podstawie faktury VAT, piłkarze i trenerzy Wisły zadeklarowali, że są gotowi uczestniczyć w czymś, co sami określili programem oszczędnościowym. O ile z innych klubów ekstraklasy słychać, że rozmowy z piłkarzami idą bardzo opornie, o tyle w przypadku Wisły list podpisany przez Jakuba Błaszczykowskiego i Artura Skowronka daje nadzieję, że wszystko uda się załatwić sprawnie i możliwie bezboleśnie.

To ważny sygnał dla kibiców. Pozwala bowiem uwierzyć, że wszystkie te wzniosłe hasła o jedności, graniu do jednej bramki, miłości do klubu przy Reymonta rzeczywiście znajdują odzwierciedlenie. "Wisła Kraków jest dla nas, tak samo jak dla setek tysięcy kibiców, czymś więcej niż tylko miejscem pracy. Pokazaliśmy to zaangażowaniem na boisku, podnosząc się wspólnie ze strefy spadkowej, pokażemy to również poza boiskiem, ponosząc solidarnie część kosztów ogarniającego nas kryzysu" - napisali w liście trener i kapitan Wisły.

- Solidarność drużyny i sztabu skupiona przy kapitanie Kubie Błaszczykowskim i trenerze Arturze Skowronku powoduje mówienie jednym głosem. Mamy zespół, który ma charakter i dotrzymuje postanowień. Wynika to z DNA Wisły. Są już poczynione bardzo fizyczne, konkretne i formalne kroki w kwestii dogadania się co do obniżek pensji. Szczegóły będą w oficjalnych komunikatach klubu. Są też jakieś, choć nieduże, możliwości wsparcia w ramach tzw. tarczy antykryzysowej, z których może uda się skorzystać z pożytkiem dla Wisły - zdradza prezes Wisły.

Zanim drużyna zobowiązała się obniżyć swoje pensje, Błaszczykowski razem ze swoją fundacją "Ludzki Gest" przekazał na walkę z koronawirusem 400 tys. zł. I znów o Wiśle pisało się tylko dobrze. Gdyby stworzyć tabelę, która odzwierciedlałby jak polskie kluby radzą sobie w czasach koronawirusa, Wisła prowadziłaby z dużą przewagą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.